Nie masz konta? Zarejestruj się

Praca, biznes, edukacja

Markety powinny powstawać. Jest tylko jedno „ale”

25.01.2012 12:23 | 0 komentarzy | 1 676 odsłona | red
Nie słychać, by mali i średni przedsiębiorcy protestowali przeciwko budowie kolejnych marketów. Jeśli nadal to robią, to bardzo cicho. Co się zmieniło? Ze Stefanem Adamczykiem, prezesem Chrzanowskiej Izby Gospodarczej, rozmawia Łukasz Dulowski.
0
Markety powinny powstawać. Jest tylko jedno „ale”
Stefan Adamczyk
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Nie słychać, by mali i średni przedsiębiorcy protestowali przeciwko budowie kolejnych marketów. Jeśli nadal to robią, to bardzo cicho. Co się zmieniło? Ze Stefanem Adamczykiem, prezesem Chrzanowskiej Izby Gospodarczej, rozmawia Łukasz Dulowski.

Łukasz Dulowski: Często kupuje pan w dużych marketach?
Stefan Adamczyk:
- Czuję podchwytliwość w pytaniu. Pewnie chciałby mnie pan złapać na tym, że prezes lokalnej izby gospodarczej nie daje zarobić małym sklepom. Prawda jest taka, że generalnie nie robię zakupów. Chyba że jako kierowca mojej żony.
Uważam jednak, iż zakupy w marketach stały się częścią naszego życia. Znam nawet przedsiębiorców, którzy prowadzą sklepy spożywcze, a jeżdżą do marketów. Więksi mają po prostu lepszy dostęp do kontraktów z producentami żywności.
Wystarczy marketów na ziemi chrzanowskiej, czy może przydałyby się kolejne? To nowe miejsca pracy, większa oferta dla klientów.
- Z pracą byłbym ostrożny. Przykładowo w Trzebini elektrownia i rafineria zatrudniają razem 1.200 ludzi. Mikroprzedsiębiorstwa - około osiem tysięcy. Nowe miejsca pracy w marketach to żaden argument.

To co z kolejnymi marketami?
- Powinny powstawać. Przecież Wisły nie zwrócimy. Różnica polega tylko na tym, że w wielu miastach markety są budowane przy trasach szybkiego ruchu, z dala od centrów. Tymczasem w Chrzanowie władza wymyśliła, że zapcha ulicę Szpitalną i ulicę Trzebińską. W efekcie dostaliśmy dychawicy. Gdyby nie inwestycje drogowe, które rozrzedzą natłok samochodów, byłaby tragedia.

Pozmieniało się. Kiedyś protestowaliście przeciwko powstawaniu marketów, teraz dajecie zielone światło tego rodzaju inwestycjom.
- Co dają protesty? Wstrzymaliśmy budowę Tesco tylko o dwa lata. Teraz jest, wywozi pieniądze z Polski, nie podnosi produktu krajowego brutto. To robią mali i średni przedsiębiorcy, bo płacą podatki do urzędów skarbowych. Duży zagraniczny kapitał, stosując różne dziwne sztuczki, jest zwalniany z podatków przykładowo na dziesięć lat.
Jeszcze raz wrócę do lokalizacji marketów. Burmistrzowie mogli już dawno doprowadzić, aby przy autostradzie powstały centra logistyczne i handlowe. Jeśli jednak ktoś nie czuje bluesa, nie czuje gospodarki, to można mu opowiadać. Przez niefrasobliwość włodarzy gmin straciliśmy wielką szansę.

Markety to ogromna konkurencja. Co mogą zrobić mali sklepikarze, by utrzymać się na rynku?
- Trudna sprawa. Jeżeli supermarkety zostały już wprowadzone do centrów, to przecież po to, aby zabić drobny handel.

Chce pan powiedzieć, że przykładowo burmistrz Chrzanowa zabija mały handel?
- Nie tylko on, ale też radni, podejmując niewłaściwe decyzje. Oczywiście, widzimy możliwość koegzystencji z marketami. Część właścicieli rodzinnych sklepów ma świadomość, że musi się łączyć w grupy. Pomyśleć o budowie konkurencyjnych marketów z lokalnym kapitałem.

To oznacza, że pojedyncze sklepy są skazane na zagładę?
- Nie wszystkie. Są przecież ludzie, którzy źle się czują w marketach.

Jest ich chyba coraz mniej.
- Ale wciąż są. Teraz forsujemy mocno budowę centrum handlowego na trzebińskim Miechowie. Jeśli planuje się duży sklep, to w jego pobliżu powinny być działki pod usługi, których nie ma w markecie. To nasza idea. Próbujemy ją urzeczywistnić właśnie na Miechowie. Oczywiście, lepiej byłoby opchnąć cały teren jakiejś dużej firmie zagranicznej i po problemie. Na szczęście burmistrz Trzebini jest przychylny, żeby podzielić działki na mniejsze części i stworzyć tam konglomerat handlowy. W ten sposób można zatrzymać miejsca pracy. Z bezrobociem nikt nie walczy instytucjonalnie, żadni urzędnicy. Psu na budę ich plany! To przedsiębiorcy decydują, czy Jasiu, Wojtek albo Małgosia zostaną przyjęci do pracy.

Przełom nr 51 (1021) 21.12.2011