Historia
Najpierw byli solidarni sąsiedzi, potem straże ochotnicze
Ochotnicza straż pożarna z Chrzanow szuka swoich początków w 1872 roku, strażacy z mniejszych miejscowości w naszym powiecie też mają ponadstuletnie tradycje. Wcześniej w czasie pożaru mieszkańcy po prostu pomagali sobie wzajemnie. Ci, którzy w akcji gaśnieczej wykazali się pomysłowością czy odwagą, czasem byli zapamiętani i wyróżnieni.
,,Dziennik Rządowy Miasta Krakowa i Jego Okręgu" z 10 czerwca 1850 roku przynosił wśród sporej ilości ogłoszeń urzędowych komunikat Rady Administracyjnej dotyczący akcji ratowniczej w czasie pożaru w Kościelcu. Ta obecna dzielnica Chrzanowa była wówczas wsią. 23 kwietnia 1850 roku wybuchł tam pożar, w którego gaszeniu ofiarnie uczestniczyło kilkadziesiąt osób. Ich zaangażowanie i odwaga musiały zrobić wrażenie, bo sam prezes Piotr Michałowski podpisał się pod tekstem pochwalnym.
Bardzo możliwe, że pożar wydarzył się gdzieś w rejonie dzisiejszej ulicy Głównej, niedaleko kościoła pw. św. Jana Chrzciciela i pałacu. Jak wielka musiała być to akcja gaśnicza świadczy lista ,,szczególnie odznaczonych", których wymieniono 26. Na pewno dużo więcej niewymienionych z nazwiska osób pomagało mieszkańcom Kościelca w nieszczęściu.
Listę ofiarnych ratowników otwierali: nadstrażnik finansowy Juliusz Hajda, podinspektor Antoni Egli i majster kominiarski Jakób Janikowski, któremu towarzyszyło trzech czeladników z jego zakładu. Potem na liście pojawili się mieszkańcy Chrzanowa: Leon Rosencweig, Felix Jaczmirski, Lewek Kurschner, Judka Kunreich, Szymon Gutter, Michał Reinhold, Graner Groner, Anczel Sznejder, Jakób Felczer, Eliasz Kunreich, Herszla Wiener i Józef Richter. Dalej wśród wyróżnionych były osoby zatrudnione albo goszczące w pałacu w Kościelcu: zarządca ekonomiczny Tomasz Szurowski, leśniczy Michał Czaplicki, lokaje: Jan Sowiński, Ignacy Holopup i Maciej Cipura, kucharz Jan Gorgul, stangret Bartłomiej Urbański oraz fornale Jan Komala i i Kazimierz Bębenek. Wymieniono także Andrzeja Baranowskiego, urzędnika z Trzebini oraz urzędnika z Krakowa Józefa Szulca.
Publiczna pochwała dla nich wszystkich była wielkim powodem do dumy, bo udzielił jej nie jakiś zwykły urzędnik, tylko wybitny malarz i wielki patriota, jakim był Piotr Michałowski.
Zbiegiem okoliczności miesiąc później wybuchł kolejny duży pożar na ziemi chrzanowskiej. Tym razem paliło się w Dulowej. Także tam znaleźli się ludzie ofiarnie spieszący z pomocą. Na publiczną pochwałę zasłużyli sobie: sołtys Młoszowej Jędrzej Szklarczyk, sołtys Dulowej Szczepan Piwowarczyk oraz Franciszek Stawarz z Karniowic.
Ochroną przed pożarami, w parę lat po wydarzeniach w Kościelcu i Dulowej, zajęło się założone w 1860 roku Towarzystwo Ubezpieczenia od Ognia. Działało ono najpierw w Krakowie, a jednym z jego ważniejszych prac było utworzenie tam ochotniczej straży pożarnej. Prezesem towarzystwa był Adam Potocki z Krzeszowic a szefem strażaków został Wincenty Eminowicz. Wśród krakowskich strażaków - ochotników był hrabia Andrzej Potocki. Doświadczeniami ze służby dzielił się także w Krzeszowicach, gdzie został wybrany prezesem utworzonej tam w 1890 roku ochotniczej straży pożarnej. Zajmował to stanowisko do śmierci w 1908 roku.
Współcześni strażacy z OSP na ziemi chrzanowskiej mają więc godnych poprzedników, bo na różne sposoby z żywiołem walczyli ramię w ramię hrabiowie, lokaje, urzędnicy i rzemieślnicy.
(LS)
Przełom nr 6 (1281) 8.2.2017
Komentarze
2 komentarzy
dlaczego nazwiska Żydòw mieszkających dawno temu w Chrzanowie brzmią dziwnie ANTONINKO? jakaś radiofobia?
Dziwnie brzmią nazwiska dawnych mieszkańców Chrzanowa, polskie raczej nie są.