Nie masz konta? Zarejestruj się

Trzebinia

Profesor zwyczajny, człowiek nadzwyczajny

13.06.2024 12:02 | 0 komentarzy | 1 311 odsłona | Michał Koryczan
Stojąc na szczycie, człowiek widzi swoją małość - tak w rozmowie z „Przełomem" Zbigniew Bonderek opisywał swoją największą pozazawodową pasję, czyli turystykę górską. Mimo że w czasie kariery naukowej osiągnął jej szczyty, nawet jako profesor pozostał skromnym i zwyczajnym człowiekiem.
0
Profesor zwyczajny, człowiek nadzwyczajny
Ś.p. Prof. Zbigniew Bonderek
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Prof. zw. dr hab. Zbigniew Bonderek urodził się 7 listopada 1938 r. w Młoszowej, ale przez większość życia mieszkał w Trzebini, skąd pochodzi jego żona Ewa. W tym roku mieli obchodzić 60-lecie ślubu. Profesor nie doczekał diamentowego jubileuszu. Zmarł 26 lutego w wieku 85 lat.

Traktor i smażone ziemniaki

- Poznaliśmy się w pociągu. On dojeżdżał do Krakowa na studia na Akademii Górniczo-Hutniczej, a ja do liceum plastycznego. Opowiadał, że na początku nie było mu łatwo. Musiał pracować dorywczo, chociażby rozładowując wagony z węglem. Później, gdy dostał pokój w akademiku oraz stypendium, było mu już lżej. Ślub wzięliśmy po czterech latach znajomości w 1964 roku. Zbyszek już skończył studia. Zamieszkaliśmy w moim domu rodzinnym w Trzebini. W jednym pokoiku na górze. Bez żadnych luksusów, ale nic więcej nam do szczęścia nie było potrzebne. Dopiero później rozbudowaliśmy dom i zrobiło się w nim więcej przestrzeni - opowiada Ewa Bonderek.

Gdy na świat przyszły dzieci: Agata i Tomek, postanowił uprawiać pole, by miały one ekologiczne jedzenie.

- Można powiedzieć, że po pracy ściągał koszulę i krawat, ubierał strój roboczy i ruszał do pola. Bardzo lubił pracę na roli. Skonstruował własny traktorek. Dla dzieci to też była atrakcja. Jechaliśmy do pola, a za nami biegł nasz pies - wspomina pani Ewa.

Nie ukrywa, że to ona w głównej mierze zajmowała się domem i wychowaniem dzieci. Jej mąż większość dnia spędzał na uczelni. Sporo czasu poświęcał też na działalność społeczną.

- Z tego, co pamiętam, to dziadka więcej było poza domem niż w domu. Lubił chodzić własnymi ścieżkami. O swojej pracy nie opowiadał nam zbyt wiele. Szkoda. Wolał iść do znajomego i opowiadać mu o tych wszystkich stopach metali. Miał swoje zasady, których skrupulatnie się trzymał. Zawsze zwracał uwagę na porządek. Noże musiały być poukładane, a ulubiony rondelek musiał znajdować się w tym samym miejscu. Jak ktoś gotował, to on zawsze lubił przejść przez kuchnię, coś przestawić lub sprzątnąć. Mimo że sam nie odnajdywał się w kuchni, to potrafił przyrządzić świetne smażone ziemniaki. Niby coś prostego, ale robił je w taki sposób, jak nikt inny. Był bardzo konsekwentny. Sukces, jaki osiągnął, jest efektem tego, że dążył do celu krok po kroku, zgodnie z planem, bez zbaczania z trasy. Nie uznawał dróg na skróty i był niezwykle zdeterminowany - wspomina Fryderyk Borowczak, wnuk Zbigniewa Bonderka.

Książki, artykuły i patenty

Wszyscy, którzy go spotkali, pamiętają go jako człowieka niezwykle sympatycznego, skromnego i pogodnego.

- Zbyszek był niezwykle życzliwym i uczynnym człowiekiem. Zawsze można było na niego liczyć. Gdy trzeba było, chwytał za łopatę czy kilof. Nie unikał pracy fizycznej. Tak jak wtedy, gdy pomagał mi w budowie domu. Mimo że był bardzo dobrze wykształcony, nigdy się z tego powodu nie wywyższał i z każdym chętnie porozmawiał - wspomina zmarłego jego kuzyn Wojciech Koryczan z Dulowej.

Profesor przez kilkadziesiąt lat pracował na Wydziale Odlewnictwa AGH. Był znanym i cenionym autorytetem w dziedzinie odlewnictwa metali nieżelaznych w kraju i za granicą.

- Po raz pierwszy byłem w odlewni jako uczeń szkoły średniej. Zobaczyłem, że nie ma gałęzi przemysłu, która nie byłaby związana z odlewnictwem. I już wiedziałem, co będę chciał robić w przyszłości. Planowałem, że po uzyskaniu magistra pójdę do przemysłu. Tym bardziej, że wszystkich obowiązywały wówczas nakazy pracy. Jednak kierownik katedry zaproponował, żebym został na uczelni. Zbyt długo się nie zastanawiałem - opowiadał na łamach „Przełomu" Zbigniew Bonderek.

Napisał 150 artykułów naukowych oraz sześć książek. Współpracował z 37 zakładami przemysłowymi, wdrażając lub udoskonalając technologię odlewnictwa metali nieżelaznych.

Wypromował dwóch doktorów, ponad 120 inżynierów i magistrów. Był uznanym naukowcem, nauczycielem akademickim, cenionym i lubianym przez współpracowników i studentów.

Niedościgniony wzór

- Po raz pierwszy zetknąłem się z nim w czasie studiów na AGH. Gdy byłem na czwartym roku, profesor Bonderek wykładał odlewnictwo metali nieżelaznych. Robił to z ogromną pasją i niezwykle przejrzyście. Miłością do wykładanego przedmiotu potrafił zarazić innych. Był niezwykle przyjaznym człowiekiem. Niejednokrotnie jeździliśmy z Trzebini na uczelnię tym samym pociągiem, prowadząc rozmowy nie tylko na tematy naukowe, ale również osobiste. W czasie pracy w samorządzie bardzo ceniłem jego niezwykłą umiejętność bezstronnego rozstrzygania spraw mających często zabarwienie polityczne. Zawsze był dla mnie mentorem, jeśli chodzi o załatwianie trudnych spraw. Trzebinia straciła wybitnego człowieka z niesamowitą osobowością, którego będzie bardzo trudno zastąpić - mówi Janusz Szczęśniak, były starosta chrzanowski.

Na krakowskiej AGH Zbigniew Bonderek doktoryzował się w 1966 r. Habilitację uzyskał w 1986 r., a tytuł profesora nadzwyczajnego w 1990 r. W 2008 r. prezydent Lech Kaczyński nadał mu tytuł profesora zwyczajnego.

- Dla wielu z nas był mistrzem w swej działalności naukowej i niedoścignionym wzorem we współpracy z przemysłem. Środowisko naukowe straciło wybitną postać w kraju i za granicą. Panie profesorze, dziękujemy za trud i troskę włożoną w rozwój zespołu, wydziału odlewnictwa AGH, polskiej nauki i przemysłu. Ponieważ wspomnienie jest formą spotkania, to wierzymy, że będziemy się z Tobą spotykać nadal na corocznych konferencjach. W ten sposób Twoje dzieło pozostanie, a Ty pozostaniesz w naszych myślach i sercach - napisali w liście pożegnalnym przedstawiciele władz Wydziału Odlewnictwa AGH w Krakowie.

Za swoją działalność naukową został odznaczony m.in. Brązowym Krzyżem Zasługi, Srebrnym Krzyżem Zasługi, Medalem Komisji Edukacji Narodowej, Nagrodą Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego i Nagrodą Ministra Przemysłu Ciężkiego.

W latach 1998-2002 pełnił funkcję przewodniczącego Rady Miasta Trzebini. Aktywnie działał na rzecz edukacji informatycznej młodzieży i społeczności lokalnej, organizując sesje informatyczne. Czynnie włączył się w rozwiązywanie problemów regulacji stosunków własnościowych gruntów komunalnych i w uzbrojenie terenów. W 2006 r. otrzymał tytuł Honorowego Obywatela Miasta Trzebini.

Szacunek, na który zasłużył

Był współzałożycielem Trzebińskiego Ruchu Społecznego "Niezależność", wraz z którym zaangażował się w rewaloryzację północnej części kompleksu pałacowego w Młoszowej, który był jego oczkiem w głowie.

W wyremontowanych piwnicach i dawnych kuchniach dworskich otwarto w 2003 roku "Empireum Kultury - U Florkiewiczów". M.in. dzięki zaangażowaniu profesora kierownictwo Akademii Ekonomicznej w Katowicach dokonało wymiany pokrycia dachowego na neogotyckiej części pałacu, kapitalnego remontu wjazdowej bramy św. Floriana i modernizacji kotłowni.

- Radny, prezes, przewodniczący, profesor. Nie wiadomo było, jak go tytułować. Mimo że w stowarzyszeniu wszyscy zwracamy się do siebie po imieniu, to przez ogromny szacunek zwracaliśmy się do niego „panie profesorze" i tak też o nim mówiliśmy. Wcale nie wynikało to z tego, że tak oczekiwał. Na ten szacunek on sobie zasłużył. Był dla nas wszystkich prawdziwą ikoną. Miał olbrzymie doświadczenie zawodowe i samorządowe. Był społecznikiem z krwi i kości. Nigdy nie zastanawiał się nad osobistymi korzyściami i nie prosił o nic dla siebie. Był bardzo punktualny. Na wszystkie zebrania i spotkania przychodził jako pierwszy. Nie potrafił się porządnie zdenerwować. Nawet jak był wzburzony, to nie wyrażał tego w ostrych słowach, co wynikało jego wysokiej kultury osobistej - wspomina Jan Burzej z TRS „Niezależność".

- Jeszcze dwa tygodnie przed śmiercią, w Tłusty Czwartek był na spotkaniu naszego stowarzyszenia. Nie spodziewaliśmy się, że na kolejnym spotkaniu już go z nami nie będzie. Krzesło, na którym zawsze siedział, pozostało puste i pewnie jeszcze długo się to nie zmieni - mówi Krzysztof Głuch z TRS „Niezależność".