Nie masz konta? Zarejestruj się

Historia

Jeńcy w kopalni

16.12.2008 12:53 | 0 komentarzy | 8 004 odsłon | red
W pierwszych latach po zakończeniu II wojny światowej w trzebińskich kopalniach brakowało robotników. Wielu fachowców z Sierszy i okolic zginęło w czasie okupacji, a część uruchamiała śląskie kopalnie. Potrzebnych do pracy na dole górników zastępowali jeńcy niemieccy.
0
Jeńcy w kopalni
Skierowanie do szpitala dla niemieckiego jeńca wojennego podpisał dyrektor kopalni Artur w Sierszy
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

W pierwszych latach po zakończeniu II wojny światowej w trzebińskich kopalniach brakowało robotników. Wielu fachowców z Sierszy i okolic zginęło w czasie okupacji, a część uruchamiała śląskie kopalnie. Potrzebnych do pracy na dole górników zastępowali jeńcy niemieccy.

Zaraz po opuszczeniu trzebińskich kopalń przez Niemców tamtejsi robotnicy przystępowali do ich uruchamiania. Trzeba było zaczynać od naprawiania pomp i odwodnienia podziemnych wyrobisk. Część maszyn pozostała w kopalniach, inne odnaleziono zapakowane na wagony i przygotowane do wywozu. Kopalnię Zbyszek uruchomiono już po kilku dniach, ale odwadnianie wyrobisk kopalni Artur było znacznie trudniejsze i trwało ponad miesiąc.

Ze względu na wielkie zapotrzebowanie na węgiel dostarczano go z Sierszy coraz więcej. Na Arturze wydobywano 1200 ton dziennie a na Zbyszku ponad 500 ton. W obu kopalniach pracowało pod ziemią łącznie około 1300 ludzi. Z powodu konieczności wykonywania wielu prac ręcznie było to jednak za mało. Na pozór praca górnika była nieźle wynagradzana, bo pracownik dołowy otrzymywał nawet do 4 tys zł, ale ze względu na wielkie braki w zaopatrzeniu w żywność i inne artykuły pierwszej potrzeby nie była to kwota przyciągająca nowych pracowników. Dla uzupełnienia braków w załodze zdecydowano się zatrudniać w kopalniach niemieckich jeńców wojennych. Przetrzymywano ich w obozie wybudowanym naprzeciw głównego wejścia do kopalni Artur. Niemcy pracowali w kopalni do 1948 roku, później zastąpili ich więźniowie narodowości polskiej.

Zachowały się dokumenty dotyczące leczenia jednego z jeńców zatrudnionych w kopalni Artur. Trzydziestoletni Jakob Erl nie popracował długo pod ziemią, bo już w lutym 1946 roku trafił do chrzanowskiego szpitala z obciętym kciukiem. Szczegóły wypadku, do którego doszło w tamtejszej kopalni, nie zostały opisane, ale wiadomo, że nie było to wydarzenie wyjątkowe.

Do wypadków dochodziło prawie codziennie. W pierwszych latach powojennych zgłaszano ich corocznie około 250, ale zapewne te drobniejsze lekceważono. Na początku lat pięćdziesiątych liczba wypadków sięgała już tysiąca rocznie. Przyczyną ich wielkiej liczby było słabe wyszkolenie pracowników, zły stan maszyn i brak kwalifikacji dozoru technicznego. Wypadki wśród jeńców musiały się zdarzać często, bo dla nich dodatkowym utrudnieniem przy pracy była bariera językowa.

Jakob Erl przeleżał w chrzanowskim szpitalu im. Prezydenta Bieruta dwa miesiące. Koszty jego leczenia, wynoszące 6100 zł, pokrył Obóz Pracy Siersza.

Ciekawy jest druk skierowania jeńca do szpitala. Sporządzono go na przedwojennym papierze firmowym Sierszańskich Zakładów Górniczych a podpisał go własnoręcznie dyrektor kopalni Artur inż. Jan Szlachta.

Dokumenty dotyczące jeńca pokazują, że w sierszańskim obozie przestrzegano zaleceń konwencji genewskiej. Dopuszcza ona pracę w zakładach wydobywający surowce a występujące przy pracy zagrożenia były dla jeńców takie same, jak dla pracowników cywilnych. Koszty pobytu w szpitalu pokrył zakład, który z pracy jeńców czerpał korzyści. Zgodnie z zapisami konwencji jeniec powinien za pracę otrzymywać wynagrodzenie nie niższe, niż 1 franka szwajcarskiego na dobę. Czy pracujący w kopalni Artur Niemcy otrzymywali jakieś pieniądze nie wiadomo, ale można przypuszczać, że mimo świeżych jeszcze w pamięci obrazów wojny traktowano ich tam przyzwoicie.
(l)

Przełom nr 47 (863) 19.11.2008