Nie masz konta? Zarejestruj się

Z Waszej strony

EUROPACUP Beskidy Maraton Nordic Walking Radziechowy 8.11.2014 r.

12.11.2014 11:18 | 0 komentarzy | 2 020 odsłony | Rafał Kuchta

Sam nie wiem, od czego zacząć. Noc przed zawodami nieprzespana, deszcz wygrywał melodie na parapetach. Pobudka o 4.30, leje. Decyzja: opłacone więc wypada jechać, tylko jak zrobić dystans maratonu w górach, w deszczu? Już niedługo przyszło mi się dowiedzieć.

0
EUROPACUP Beskidy Maraton Nordic Walking Radziechowy 8.11.2014 r.
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Przejazd do miejsca startu w miejscowości Radziechowy cały czas w deszczu. Na parkingu znajoma Toyota Bogdana. Dzwonię do niego, bo nie widzę nikogo w środku, jednak coś się poruszyło, spał. A gdzie Adam. Jego nie ma z powodu kontuzji. Decydujemy się przejechać jednym autem na linię mety, drugie pozostawić na starcie.

Ciągle leje, przebieramy się w budynku biura zawodów i tutaj spotykamy Waldka z Osielska, który zdecydował się na bieg oraz Krzyśka z Mikołowa.

Wychodzimy na zewnątrz tuż przed godziną ósmą. Leje ale ciepło. Start Maratonu Beskidy EuropaCup Nordic Walking dany przez miejscowych górali z pistoletu przy dopingu dyrektora biegu i znanego ultrasa Edwarda Dudka. Bogdan wystrzelił od razu do przodu zapominając chyba o dystansie, po kilku kilometrach jego przewaga wynosiła ponad trzy minuty. My z Krzyśkiem, Markiem i Marcinem oraz Januszem i kilkoma innymi osobami daliśmy czas rozgrzać się naszym mięśniom. Pierwszy ze znajomych odpadł Janusz gdzieś w okolicy 8-9 km. Od Marka zaczęliśmy się oddalać w okolicy Ostrego. Marek to sędzia Polskiego Stowarzyszenia Nordic Walking. Facet o nienagannej technice, każde odepchnięcie dokładnie akcentowane. Miło było patrzeć. Bogdana już dawno straciliśmy z oczu, był tak daleko z przodu ale prawdziwe podejścia miały się dopiero zacząć.

Przed miejscem Buczyn musiałem zrobić 30-sekundowy przystanek. Za dużo wypitego izotoniku przed startem. Marcin z Krzyśkiem odeszli kawałek. Do roboty, przyspieszyłem tempo. Marcina doszedłem na 18 km. Szliśmy razem może kilometr, uspokoiłem marsz. Potem znowu szarpnąłem, udało się oddalić od Marcina najpierw 15-20 metrów, potem już tylko powiększałem przewagę. Na złączeniu trasy zawodów ze szlakiem niebieskim wyprowadzającym na szczyt Skrzycznego kolejny punkt żywieniowy, łyk wody, kolejna porcja bananów i spojrzenie w górę. O cholera, takiej stromizny to się nie spodziewałem. Napieram i oczom nie wierzę: widzę chłopaków. Krzysiek doszedł Bogdana i pierwsza myśl, że może uda mi się gdzieś ich złapać, ale ta przewaga, gdy ja jeszcze będę podchodzić oni już będą nadawać szybsze tempo zejściowe. Skrzyczne i w lewo, teraz już z górki. Strażacy ostrzegają, że wiatrołomy, ale wszystko doskonale oznakowane taśmami.

Kolejny punkt z wodą, pierwszy żel energetyczny i na trawers w kierunku Malinowskiej Skały. Widzę dwójkę prowadzącą nie tak znowu daleko. Zwiększam tempo. Chłopaków doganiam już na samym dole, na trzydziestym kilometrze. Prędkość marszu w zejściu ze Skrzycznego pomiędzy 6.46 a 6.09 min/km. Od tego momentu idziemy we trójkę. Kolejne punkty żywieniowe, kolejne banany, izotoniki, woda. Na podejściu pod Ostre Krzysiek zaczyna powoli budować przewagę nad nami, która wzrosła do 120-150 metrów na Golgocie Beskidów (magiczne miejsce, droga krzyżowa pełna symboli). Przed Matyską pojawiają się pierwsi biegacze, którzy wystartowali o godzinie 10.00. Na szczycie Golgoty znowu banany, woda i trzeci już żel, to już 40 kilometr, do mety tylko 2 km z małym grosikiem ale jakie.
Bogdan wystrzelił jak z procy. Zejście z Golgoty strome po glinie i błocie i ciągle w deszczu, potem dowiedziałem się od chłopaków, że w tym miejscu Bogdan dopadł i wyprzedził Krzyśka, który miał dwa upadki. I tak już miało pozostać do mety. Doszedłem jakieś 2-3 minuty za chłopakami, szczęśliwy i zwycięski, zmęczony jak chyba jeszcze nigdy. Trasa dała w kość.

Pierwszy start na dystansie maratonu nordic walking na tak wymagającej trasie i miejsce na podium w kategorii open. Pełny sukces. Jemy posiłek przygotowany przez organizatorów, szybki prysznic i oczekujemy na dekorację spędzając czas na rozmowach z przyjaciółmi. Nagrody: puchar, dyplom i metrowa kiełbasa żywiecka (jak to zmieścić w lodówce?) i inne gadżety.

Pierwsze miejsce w klasyfikacji open: Bogdan Cyrus, drugie Krzysztof Duda, trzecie miejsce Rafał Kuchta.
Organizatorom też się coś należy. Mając doświadczenie z innych lokalnych zawodów można było się spodziewać pewnych niedociągnięć. I tutaj miłe zaskoczenie. Nie było słabych stron. Organizacyjnie doskonale. Bez kolejek przy odbiorze pakietów startowych, punkty żywieniowe ustawione we właściwych miejscach, pełne bananów (obranych), jabłek (pokrojonych), różnego rodzaju ciastek, batonów, rodzynek, wody, izotoników i herbaty. Obsługa zawodów ustawiona w newralgicznych punktach. Policja kursowała non-stop zatrzymując samochody umożliwiając przejście zawodników. Oznakowanie trasy doskonałe (nikt nie pobłądził), nawet tam gdzie wiatrołomy dokładnie oznakowane obejścia. Widać było, że organizatorzy się bardzo postarali. Chylę czoło. Na dekorację zwycięzców też nie kazano długo czekać. Wszystko sprawnie przeprowadzone.

Szkoda tylko, że następny EUROPACUP BESKIDY MARATON za rok.