Nie masz konta? Zarejestruj się

Z Waszej strony

Jeden dzień w szpitalu - pomiędzy życiem a śmiercią

23.07.2014 14:27 | 2 komentarze | 3 159 odsłony | red
Szpital to takie miejsce, gdzie każdy, bez wyjątku, wcześniej czy później trafi. To takie miejsce, w którym oczekujemy pomocy, a czasem nawet cudu. To miejsce, w którym najmniej jest nadziei, a najwięcej lęków, obaw i niepewności. To takie miejsce, w którym chcemy czuć się bezpiecznie. To takie miejsce, w którym, za wyjątkiem oddziału położniczego, raczej nie ma ludzi szczęśliwych. To miejsce, w którym jak w żadnym innym, pragniemy zachować swoją godność.
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Szpital to takie miejsce, gdzie każdy, bez wyjątku, wcześniej czy później trafi. To takie miejsce, w którym oczekujemy pomocy, a czasem nawet cudu. To miejsce, w którym najmniej jest nadziei, a najwięcej lęków, obaw i niepewności. To takie miejsce, w którym chcemy czuć się bezpiecznie. To takie miejsce, w którym, za wyjątkiem oddziału położniczego, raczej nie ma ludzi szczęśliwych. To miejsce, w którym jak w żadnym innym, pragniemy zachować swoją godność.

Jeden z oddziałów chrzanowskiego szpitala. Dzień jak co dzień. W salach leżą chorzy w różnym wieku: i młodzi, i starzy. Jedni w całkiem dobrym jeszcze stanie, inni już nie. Po korytarzach i salach krzątają się pielęgniarki. Wymieniają uśmiechy, żartobliwe pozdrowienia, w międzyczasie rozdają leki, podłączają kroplówki, robią zastrzyki, zmieniają opatrunki, myją pacjentów – tych w stanie ciężkim.

Lekarze robią tzw. obchód. Pomiędzy jedną salą a drugą wymieniają nic nie znaczące uwagi na temat spędzonego weekendu, wyjazdu na szkolenie, wspominają inne fajne wydarzenia z życia towarzyskiego. Wśród lekarzy jest spora grupa młodych, a nawet bardzo młodych. Idąc korytarzem niosą swoje twarze jak cenne wizerunki. Na szyjach niedbale zarzucone stetoskopy. W ten sposób łatwiej odróżnić lekarza od pracownika obsługi czy średniego personelu medycznego. Starsi lekarze przechodząc korytarzem od czasu do czasu kogoś zaszczycą swoją uwagą.

Na korytarzu zawsze są rodziny chorych. Jedni zniecierpliwieni, zdenerwowani, a nawet wściekli, inni zrezygnowani, a jeszcze inni pogrążeni w rozpatrzy. Rodziny przemykają albo snują się pod ścianami czekając na lekarza, który może coś powiedzieć o stanie zdrowia ich bliskich.

Sale chorych pootwierane. W salach jest bardzo gorąco, nie ma klimatyzacji. W jednej z otwartych sal leży człowiek. Widać i słychać, że jest w bardzo ciężkim stanie, że bardzo cierpi. Sala jest trzyosobowa, więc chorzy z tej sali mają niepowtarzalną okazję i w dzień i nocy, patrząc na cierpienia tego człowieka, zastanawiać się nad sensem istnienia. W zasadzie każdy, kto przechodzi obok tej sali może zobaczyć jak człowiek przenosi się do tego podobno lepszego świata.

Obok w dyżurce siedzą pielęgniarki. Właśnie złapały wolną chwilę i mogą napić się herbaty, porozmawiać. Słychać, że w dyżurce atmosfera jest przyjemna.

Od strony windy słychać hałas. Ktoś tłucze się blachami. Okazuje się, że to wjeżdża na oddział blaszana trumna. Taka duża blaszana puszka w kształcie trumny zmyślnie skonstruowana. Można ją nawet podnosić lub obniżać - według potrzeb. Tę trumnę-puszkę popycha dobrze zbudowany rumiany i uśmiechnięty pracownik. Uśmiechnięty, ponieważ spotkał na oddziale kogoś ze znajomych i właśnie wymieniali między sobą zwyczajowe uprzejmości. Twarze odwiedzających i czekających przed gabinetami lekarskimi tężeją. W końcu takiej trumny-puszki nie widzi się codziennie. Pan z hałasującą trumną zaparkował przed otwartą salą, w której prezentował swoje cierpienie odchodzący z tego świata pacjent. Pan z trumną znów wymienił kilka uśmiechów i uprzejmości z pielęgniarkami. Później przeciągnął z hałasem trumnę-puszkę w pobliże innej sali. Okazało się, że w tym dniu inny pacjent był szybszy i zwolnił łóżko dla następnego. Trumna stoi na korytarzu. Obok przechodzą chorzy, odwiedzający i personel. Pan z trumną po pewnym czasie wyjeżdża z oddziału. Widać, że pomimo zdrowego wyglądu jest mu zdecydowanie trudniej manewrować. Trumna-puszka hałasuje jak przedtem. Pan z trumną i zawartością znika w windzie.

Szpital pracuje dalej w swoim rytmie. Dzień jak co dzień. W końcu nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło. Ale czy na pewno? Czy to był profesjonalizm, rutyna czy bezduszność? Czy można inaczej?

KALINA