Praca, biznes, edukacja
Związkowcy biją na alarm
Boimy się, że około ośmiuset ludzi może stracić pracę - mówi Jan Mentel, przewodniczący NSZZ Solidarność Rafinerii Trzebinia. Koniec trzebińskiej rafinerii?
Związki zawodowe Rafinerii Trzebinia twierdzą, że zakładowi grozi upadłość. Decyzja o obniżeniu ulg akcyzowych na biopaliwa była przysłowiowym gwoździem do trumny spółki.
Rafineria musiała zaprzestać produkcji i sprzedaży swojego sztandarowego produktu – ON BIO 10, bo przestało się jej to opłacać.
- Zaciągnęliśmy kredyty na budowę instalacji do produkcji biopaliw. Z czego mamy teraz je spłacić, skoro zakład stoi? Boimy się, że około ośmiuset ludzi może stracić pracę i gdzie pójdą, skoro w Trzebini nie ma nic poza Lidlem i Biedronką? – pyta Jan Mentel, przewodniczący NSZZ Solidarność Rafinerii Trzebinia, obwiniając za zaistniałą sytuację minister finansów Zytę Gilowską.
- Z moich informacji wynika, że rafineria do listopada 2006 roku zapłaciła około 400 mln zł podatku. Czy to nie było opłacalne dla budżetu państwa? Czy państwo nie zdaje sobie sprawy, że dajemy pracę kilkuset ludziom, nie musi więc łożyć na ich zasiłki? – denerwuje się Mentel.
Według związkowców, szansą dla rafinerii są gwarancje kredytowe, których mógłby zakładowi udzielić Orlen. Jak udało nam się nieoficjalnie ustalić, właśnie ten temat był poruszany na wtorkowym walnym zgromadzeniu akcjonariuszy spółki.
- Obrady walnego zgromadzenia przerwano do piątku, 23 lutego. Na razie nie ma więc czego komentować – odpowiada wymijająco Małgorzata Tomankiewicz, specjalista ds. promocji i PR Rafinerii Trzebinia SA.
Długi w bankach to nie jedyny problem rafinerii. Wciąż istnieje ryzyko, że zakład będzie musiał odprowadzić aż 1,1 miliarda złotych zaległych podatków.
Postępowanie kontrolne urzędu skarbowego w tej sprawie trwa. Ma się zakończyć w marcu.
Anna Jarguz
Przełom nr 8/773 21.02.2007