Nie masz konta? Zarejestruj się

Ks. Michał Rapacz (1904-1946)

Zbrodnia bez kary

W zachowanych archiwaliach nie ma śladu śledztwa, jakie toczyło się w sprawie zabójstwa. Organy śledcze i władze polityczne z Chrzanowa szybko „ukręciły łeb” sprawie, wokół której od sześćdziesięciu lat trwa zmowa milczenia.
Michał Rapacz urodził się 16 września 1904 roku we wsi Tenczyn, należącej wtedy do parafii Lubień w powiecie myślenickim. Rodzice, Jan i Marianna, byli średnio zamożnymi rolnikami, mającymi pole i las. Od trójki rodzeństwa Michał odróżniał się ciekawością świata. Ojciec wysłał go więc do dwuklasowej szkoły ludowej w Tenczynie, a potem czteroklasowej szkoły w Lubniu. Była oddalona o blisko cztery kilometry. Dystans tam i z powrotem trzeba było przemierzać na nogach, często w deszczu i na mrozie. Przerwy w nauce były spowodowane wybuchem pierwszej wojny światowej. Jednak ambitny chłopiec skończył szkołę, co otwierało mu drogę do gimnazjum. Na dalsze kształcenie syna rodzice przeznaczyli przypadającą na niego część majątku rodzinnego. Ośmioletnią naukę Michał rozpoczął w 1918 roku. Niedługo po jej rozpoczęciu część uczniów starszych klas pojechało walczyć w obronie Lwowa. Niektórzy z nich zginęli. Dla chłopca z Tenczyna było to nowe doświadczenie i lekcja patriotyzmu. Kolejnym ważnym wydarzeniem było odejście ojca, który zmarł na gruźlicę.

GORLIWY KAPŁAN
Trudno dociec, który z kilku katechetów dostrzegł w Michale powołanie do kapłaństwa. Niewątpliwie wpływ na jego decyzję miała religijna atmosfera domu i gimnazjum. Początkowo nie zwierzał się nikomu, że chce pójść do seminarium. Chłopiec lubił śpiew i muzykę, i nie pasował do stereotypowego obrazu księdza. Pierwsza o planach syna dowiedziała się matka, której z dumą pokazał gimnazjalne świadectwo. W Wyższym Seminarium Duchownym w Krakowie uczyło się wtedy ponad stu kleryków, pod okiem ówczesnego rektora - księdza doktora Stanisława Rosponda, późniejszego biskupa. Wykłady odbywały się w Collegium Novum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Święcenia kapłańskie przyjął 1 lutego 1931 roku w uniwersyteckim kościele św. Anny z rąk kardynała Adama Sapiehy. Na święcenia przyjechała matka, rodzeństwo, rodzice chrzestni i dalsi krewni oraz liczna grupa wiernych z parafii w Tenczynie i parafii w Lubniu, gdzie niedługo potem wyprawiono księdzu Rapaczowi prymicje.
Kardynał Sapieha wysłał neoprezbitera z Tenczyna do Płok koło Trzebini. Przed wojną, założona w średniowieczu parafia, należała do dekanatu w Nowej Górze, obejmując wsie: Płoki, Psary, Czyżówka, Lgota, część Ostrężnicy i Niesułowice. Kościół i plebania były ubogie, podobnie jak okoliczna ludność robotnicza. Na dodatek często religijnie obojętna lub nawet wrogo nastawiona do księży. Ksiądz Rapacz nie chciał kierować się niechęcią i uprzedzeniami. Opiekował się stowarzyszeniami młodzieży, założył teatralny zespól amatorski, chętnie odwiedzał chorych. Nic dziwnego, że gdy po dwóch latach wyjeżdżał z Płok, proboszcz - ks. Wawrzyniec Wajdyła - wystawił mu bardzo pochlebne świadectwo. Na cztery lata przeniósł się do Rajczy. Miejscowi górale potraktowali go jak swojaka, do którego można zwrócić się w miejscowej gwarze i nie wstydzić się przed nim połatanego odzienia. W Rajczy ksiądz Rapacz założył Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Męskiej. Uczył dzieci w szkołach, prowadził Koła Żywego Różańca i chętnie pomagał ludziom dotkniętym cierpieniem. Dlatego kiedy w listopadzie 1937 roku kardynał Sapieha odwołał go z Rajczy, górale spontanicznie napisali list do krakowskiej kurii, w którym prosili o pozostawienie gorliwego wikariusza. Kiedy pismo trafiło do Krakowa, ksiądz Rapacz objął już obowiązki Płokach, gdzie wrócił - tym razem jako proboszcz.

ZNÓW W PŁOKACH
Sam prowadził skromne życie. Starał się jednoczyć parafian. Taką solidarność wytworzył na przykład dzięki akcji zakupu nowych dzwonów, na które złożyło się wielu wiernych. Podczas kolędy nie spieszył się, słuchając wynurzeń parafian. W rodzinach dotkniętych nieszczęściem zostawiał pieniądze otrzymywane od innych. Szczególnie trudnym okresem była druga wojna światowa. Parafię włączono do Rzeszy. Okupant utrudniał życie religijne. Wielu parafian cierpiało biedę, niektórzy opłakiwali bliskich. Również z rodzinnych stron księdza Rapacza nadeszły złe wieści. Niemcy podpalili w Tenczynie wiele gospodarstw. Z jego ojcowizny ocalała tylko stodoła, wozówka i letnia kuchnia. Pewnego poranka w Płokach pojawili się Niemcy. Aresztowali kościelnego Kasprzyka i proboszcza, utrzymując, jakoby na plebanii znajdowała się broń. Księdzu Rapaczowi groził sąd wojskowy. Jego odwaga i stanowcze żądanie wyjaśnienia prawdy, a pewnie również niezła znajomość języka niemieckiego, sprawiły, że zwolniono go razem z kościelnym z aresztu. Te wszystkie wydarzenia wyzwalały w proboszczu jeszcze większą gorliwość. Nie zważając na porę dnia i nocy, odwiedzał chorych, katechizował młodzież oraz przypominał w kazaniach, że wojna wcale nie zawiesiła przykazań Bożych.

STRZAŁY W LESIE
Wreszcie wojna dobiegła końca. Jednak pierwsza po wypędzeniu Niemców wizyta duszpasterska uświadomiła proboszczowi, ile zamętu w ludzkich umysłach spowodowała tocząca się w kraju walka polityczna. Nasiliły ją zapowiedziane wybory, a po zjeździe PPR - najczęściej stosowaną formą walki były represje wobec przeciwników politycznych, aresztowania działaczy opozycji i zwolnienia z pracy. Wrodzy kościołowi mieszkańcy Płok i okolicy dawali mu odczuć, że jest „narzędziem wrogów nowego ustroju”. W nocy 11 maja 1946 roku na plebanię wtargnęło kilkunastu napastników. Jedni sterroryzowali wszystkich domowników, każąc im położyć się twarzą do podłogi, Inni zaciągnęli proboszcza na górę. Pytali go o jego kontakty z AK, żądali pieniędzy. Jego siostrę Katarzynę, która od lat pomagała na plebanii, zamknęli w pokoju na klucz. Ponad godzinę znęcali się nad księdzem na górze i plądrowali pokój. Potem wyprowadzili kapłana na zewnątrz. Istnieje wiarygodny przekaz, że po opuszczeniu plebanii napastnicy pastwili się jeszcze nad księdzem w pobliżu kościoła, wokół którego oprowadzali go na powrozie, kazali się czołgać na klęczkach i bili, gdzie popadło. Późniejsza sekcja wykazała poważne liczne ślady po uderzeniach na całym ciele. Potem zawleczono księdza do oddalonego o kilometr lasu. Postawiono Go twarzą do sosny. Jeden z napastników uderzył go w głowę tępym narzędziem. Drugi oddał strzał z boku głowy, na wysokości oczu. Ksiądz runął na ziemię na wznak, być może jeszcze żył. Wtedy padł drugi strzał w czoło, który zgruchotał czaszkę. Rano znaleziono przy ciele dwie łuski. Okazało się potem, że strzelano z rosyjskiego rewolweru 6 mm i colta 8 mm. Wiadomość o zabiciu księdza Rapacza szybko obiegła okolicę i budziła zgrozę i żal. Byli jednak i tacy, którzy wyrażali radość. Uroczystości żałobne, odprawione 15 maja, zgromadziły niezliczoną liczbę wiernych i około 40 księży. Zbroczoną krwią kapłana ziemię ludzie zabierali do domów jak cenną relikwię.

ZMOWA MILCZENIA
Co dziwne, w zachowanych archiwaliach nie ma śladu śledztwa, jakie toczyło się w sprawie zabójstwa. Organy śledcze i władze polityczne z Chrzanowa szybko „ukręciły łeb” sprawie. Były milicjant z Trzebini - Stefan M., wysłany na miejsce zbrodni, utrzymuje, że sporządził notatkę z miejsca zbrodni i znalezienia łusek broni, ale na czyjeś polecenie ją zniszczono. Warszawa wysłała do zbadania sprawy pochodzącego z Myślachowic Tadeusza Zająca. Jego siostra utrzymuje, że udało mu się wpaść na trop bandytów i ustalić, że byli to miejscowi funkcjonariusze UB i lokalni działacze partyjni. Kiedy „nieznani sprawcy” ostrzelali Tadeusza Zająca w domu jego brata, ten wycofał się z prowadzenia śledztwa i do śmierci zachował w tajemnicy poczynione przez siebie ustalenia. Sprawcy morderstwa pozostali więc bezkarni. Miejscowi wymieniają między sobą pewne nazwiska. Również do władz kościelnych docierały listy uczestników napadu. Oficjalnie jednak ludzie nabierają wody w usta.
Instytut Pamięci Narodowej w Krakowie prowadził przez trzy lata śledztwo w sprawie wykrycia okoliczności i sprawców śmierci księdza Rapacza. Dotarliśmy do postanowienia o jego umorzeniu, wydanego w 2002 roku.
„Z przyjętych i weryfikowanych w tej sprawie kilku wersji śledczych, najbardziej prawdopodobna zakłada, iż zabójstwa księdza Michała Rapacza dokonano między innymi na tle politycznym, a sprawcami były osoby wywodzące się z grona funkcjonariuszy UB lub działające z inspiracji tego organu, w tzw. szwadronach śmierci. Za tą hipotezą śledczą przemawia sposób dokonania napadu, podczas którego sprawcy nie zabrali wartościowych przedmiotów, a skoncentrowali się na osobie księdza. Za politycznym charakterem tej zbrodni przemawia również ustalona w sprawie charakterystyka księdza Michała Rapacza, utrzymującego w czasie okupacji kontakty z oddziałami AK, zaś po wyzwoleniu jawnie krytykującego ówczesną władzę ludową. Ponadto czas, w jakim popełniona została zbrodnia, charakteryzował się chęcią oczyszczenia ówczesnej atmosfery politycznej przed mającym się odbyć referendum. Okres ten cechował się także skrytymi uderzeniami w Kościół, którego siły obawiali się komuniści. Znane są analogiczne zdarzenia z tamtego okresu, w tym zabójstwo przez trzech funkcjonariuszy UB w pobliżu Libiąża w nocy z 6 na 7 września 1946 roku księdza Franciszka Flasińskiego” - czytamy w uzasadnieniu prokuratorów pionu śledczego IPN-u.
Trwa proces beatyfikacyjny męczennika, przy którego grobie przy kościele w Płokach modlą się liczne rzesze pątników, zwłaszcza w rocznicę jego śmierci. Wymowny wyraz pamięci o nim znajduje się na placu przykościelnym w Rajczy. Na kamiennej podstawie wyniosłego krzyża umieszczono tablicę z dwoma nazwiskami zamordowanych za wiarę – Michała Rapacza i Jerzego Popiełuszki.
Marek Oratowski
W tekście wykorzystano informacje i fotografię zawarte w książce Janusza Jaśniaka „Błogosławiony las” (Bytom 2005 r.) oraz opracowaniu biografa księdza Rapacza o. Joachima Romana Bara.
Przełom nr 31/745 2.08.2006