Nie masz konta? Zarejestruj się

Stary człowiek i śmieci

17.09.2003 00:00
Na pierwszy rzut oka podwórko pana Jana z Myślachowic przypomina wysypisko śmieci. Szmaty, zgniłe jabłka, papiery, słoiki i złom. Wejścia strzeże zamykana na kłódkę, zardzewiała brama. Nadejście obcych zwiastuje szczekanie niewielkiego kundla.
Na pierwszy rzut oka podwórko pana Jana z Myślachowic przypomina wysypisko śmieci. Szmaty, zgniłe jabłka, papiery, słoiki i złom. Wejścia strzeże zamykana na kłódkę, zardzewiała brama. Nadejście obcych zwiastuje szczekanie niewielkiego kundla.
Po chwili pojawia się gospodarz. Ubrany w wypłowiałą marynarkę nie zdradza objawów nieufności. Pewnie dlatego, że rozmowa odbywa się w obecności sołtysa Kazimierza Siejki, który dobrze zna koleje losu Jana K. Mimo to, przysłuchuje się opowieści 85-letniego mężczyzny, którego zna cała wieś.
- Urodziłem się na Ukrainie, w Kościejowie koło Lwowa. Służyłem w rosyjskiej armii. Po wojnie przesiedlono nas do Polski. Ojciec dostał gospodarstwo pod Raciborzem. Ja przyjechałem do Katowic, żeby trochę pohandlować – przypomina sobie Jan K.
W Katowicach ukończył technikum budowlane i rozpoczął pracę w swoim zawodzie. Pracował w trzech firmach budowlanych. Z jednej z nich przeszedł na rentę.
W Myślachowicach mieszka od pięćdziesięciu lat. Dwadzieścia lat temu zmarła mu żona. Dziś sam zajmuje zaniedbany, piętrowy dom z cegły. Żyje w spartańskich warunkach. Nie ma żadnego ogrzewania.
- Jestem przyzwyczajony do zimna, bo w Rosji w zimie spało się na śniegu. Wchodzę pod pierzynę i jakoś wytrzymuję – objaśnia swój sposób na przeczekanie mrozów.
Jeszcze do niedawna niemal przez okrągły rok można go było zobaczyć, jak ciągnie wózek wypełniony różnymi znalezionymi rzeczami. Zbieractwo to jego prawdziwa mania, czy wręcz obsesja.
- Zbieram odpadki, którymi karmię moje dwie świnie. Na targu znajdę jakieś pudełka, gdzie indziej trochę złomu. Wszystko się przyda – zapewnia pan Jan, pokazując na swoje zaśmiecone podwórko.
- Dawniej robił w polu, miał nawet traktor. Potem zamknął się w swoim świecie. Bardzo trudno jest go przekonać do czegokolwiek. Przecież to nasz mieszkaniec. Chcemy mu jakoś pomóc, żeby nam nikt nie zarzucił, że nie widzimy problemu. Jak jeszcze istniała straż miejska, wiele razy tu przyjeżdżała, ale nie pomogły perswazje, żeby niczego nie zbierał i dbał o porządek. Kilka lat temu udało się nam załatwić mu zupę z opieki społecznej. To jego jedyny posiłek – mówi sołtys Kazimierz Siejka.
Zupę pracownica OPS-u przynosi staruszkowi o trzynastej. Ostatnio prawie nie opuszcza swojego obejścia. Jest za słaby, by wypuszczać się do miasta i ciągnąć swój wózek. Nie robi też zakupów, choć ma rentę.
- Boli mnie trochę głowa. Ale to przejdzie. Przechodziłem już niejedną bidę – pociesza się.
Okazuje się, że ma rodzinę.
- Córki są za granicą, a syn na miejscu, ale nie interesują się zbytnio losem ojca. Myślę, że najwyższy już czas, żeby sprowadzić staruszkowi lekarza – stwierdza sołtys Siejka.
Pan Jan prowadzi do chlewika, gdzie leżą jego dwie świnie. Mają już cztery lata, ale staruszek nie chce słyszeć, żeby je zabić. Chce je dalej karmić, choć mięso przerośniętych świń prawdopodobnie nie nadaje się już do jedzenia.
Sąsiedzi też są bezradni wobec człowieka, który wybrał sobie taki sposób na życie, a raczej na wegetację.
- Chyba bardziej dba o swoje świnie niż o siebie – smutno konkluduje sołtys, opuszczając podwórko sędziwego mieszkańca Myślachowic.
Ten zamyka kłódkę w bramie i przygarbiony, wolnym krokiem odchodzi.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 37 (598)
  • Data wydania: 17.09.03

Kup e-gazetę!