Chrzanów
Mój mąż tam, a ja z córkami tutaj. To nie powinno tak być
Mieszkasz tu już dość długo, bo prawie trzy lata. Myślisz jeszcze o powrocie do Ukrainy?
Myślę, ale nie wiem czy w ogóle kiedykolwiek to będzie możliwe. Nasz dom jest co prawda w zachodniej części Ukrainy, ale tam też daje się odczuć skutki walk na wschodzie. Nie wiedziałam na własne oczy prawdziwej wojny, nie widziałam tego dramatu na żywo, ale zdaję sobie sprawę, że wszystko to dzieje się w naszym kraju. Giną dorośli, giną dzieci. Ostatnio także na zachodzie są problemy z prądem. Kilkakrotnie w ciągu doby jest wyłączany. To powoduje różne problemy.
W Ukrainie został twój mąż i tata.
Został też brat. Ani jeden z nich nie może wyjechać, żeby być z nami. Mogą zostać powołani do wojska i nigdy nie zostaliby wypuszczeni za granicę.
Słyszałam różne historie o tym, jak niektórzy uciekają do Polski przez Rosję.
To straszne historie, nieraz więżą się z tragicznymi w skutkach wydarzeniami. Za bardzo boję się o moich bliskich mężczyzn, żeby im na to pozwolić.
Ale muszą mieszkać sami w Ukrainie.
Zdaję sobie sprawę, że jest im ciężej, niż nam: mnie, mojej mamie i moim córkom. W każdej chwili może się coś wydarzyć. My tu z kolei mamy ten komfort, że w codziennym zabieganiu, praca - przedszkole - zakupy - dom - nie mamy czasu tak często myśleć o tym, co dzieje się w Ukrainie. Tęsknimy, oczywiście, że tęsknimy. Boimy się również o nasze rodziny, ale to jest trochę inaczej, gdy mieszkasz w kraju, gdzie możesz się czuć bezpiecznie. Przynajmniej na razie. Nie ma jednak dnia, żebym nie martwiła się o męża, o brata i swojego tatę i razem z mamą marzymy, że kiedyś uda im się do nas dołączyć.
W Ukrainie mieszkałaś w Ivano - Frankivsku. To miasto partnerskie Chrzanowa.
Dzięki temu właśnie tutaj jestem. Kiedy przyjeżdżały do nas delegacje z Chrzanowa, byłam tłumaczem. Tak poznałam Jolantę Piecuch, która była wtedy wiceburmistrzem. Studiowałam polonistykę, więc dobrze radziłam sobie w rozmowach z Polakami. Więc kiedy wybuchła wojna w Ukrainie, pani Jola zadzwoniła do mnie. To właśnie ona namówiła mnie na wyjazd. Nigdy nie zapomnę oczu pana Pawła Piecucha oraz Rafała Kasperczyka w momencie, gdy przekroczyłyśmy granicę. Widać było w nich szczęście i dużą radość, że wreszcie nam się udało. U państwa Piecuchów mieszkałyśmy przez pierwszy miesiąc. Jesteśmy im bardzo wdzięczne za wsparcie, miłość i ciepło, które nam udzielili. Do teraz mamy dobry kontakt i od czasu do czasu się spotykamy.
Ten pierwszy okres w Chrzanowie chyba nie był najłatwiejszy.
Wszystkie: ja, moja mama i córeczki miałyśmy traumę po podróży. To był najstraszniejszy okres w moim życiu, choć trwał tylko trzy doby. Tyle jechałyśmy do Polski. W potwornym strachu, niepewności i zmęczeniu. Ja byłam kierowcą, w zasadzie nie spałam ani minuty. Moja starsza córka miała wtedy 3 lata, a młodsza 9 miesięcy. Podróż z takimi małymi dziećmi też nie należy do najłatwiejszych. Do dziś, gdy wspominam tamte dni, to się denerwuję.
A byłaś później jeszcze w Ukrainie?
Tak, raz w roku jeżdżę do Ivano-Frankivska. Na szczęście podróż już nie jest tak przerażająca, jak ta pierwsza. Jeździmy zobaczyć się z mężem. Dziewczynki tęsknią za tatą. Ta sytuacja staje się dla nas wszystkich coraz trudniejsza. Nie tak powinno to wyglądać.
Mieszkasz teraz z córkami i mamą.
Tak, wynajmujemy mieszkanie przy ul. Oświęcimskiej. Oswoiłyśmy się już, znamy sąsiadów, mamy znajomych. Mama ma dobry zawód, bo jest kucharką, więc niemal od razu po przyjeździe udało jej się znaleźć pracę. Mnie było trochę trudniej, bo nie miałam stałej pracy. W Ukrainie oprócz tego, że tłumaczyłam, zajmowałam się również florystyką, więc przez jakiś czas pracowałam w kwiaciarni w Chrzanowie. W tym samym czasie pracowałam jako lektor języka polskiego jako obcego przy realizacji projektów skierowanych na aktywizację Ukraińców.
Obecnie mam pracę w biurze Agencji Rozwoju Małopolski Zachodniej.
Dobrze ci się tu mieszka?
Bardzo dobrze. Chrzanów bardzo odpowiada mi zarówno jeśli chodzi o kwestie związane z opieką nad dziećmi, kulturą czy rozrywką dla dzieci. Problematyczne było tylko początkowe znalezienie żłobka dla młodszej córeczki, bo brakuje takich miejsc. Jest też problem z dyżurami wakacyjnymi jeśli chodzi o przedszkola. Ale w sumie jest dobrze.
Chrzanów mógłby być twoim domem?
Szczerze mówiąc nie zastanawiałam się nad tym w ten sposób. Ja się łatwo przyzwyczajam do nowych rzeczy. Serce zawsze będzie w Ukrainie, ale myślę, że mogłabym tu mieszkać na stałe. Prawie nigdy nie spotkało mnie ze strony Polaków nic przykrego, ani ja, ani córki nie miałyśmy żadnych problematycznych sytuacji. Ale mój mąż na przykład miałby trudności, żeby tu mieszkać. Kocha Ukrainę i trudno byłoby mu wyjechać. Często o tym mówimy, gdy rozmawiamy przez telefon. Życie pisze takie scenariusze, że nigdy nie wiadomo, co kogo czeka. Może Włodek kiedyś dołączy do nas? Bardzo bym chciała żeby mąż do nas dołączył. Byśmy spróbowali zacząć wspólne rodzinne życie tu, w Chrzanowie.
Rozłąka nie wszystkim służy.
Najtrudniej mają dziewczynki. Kiedy po raz pierwszy po pół roku życia w Polsce odwiedziłyśmy Ukrainę, młodsza córka nie mogła zrozumieć, że tata jest nie w telefonie na messengerze, tylko rzeczywiście leży obok niej na łóżku. Teraz robię wszystko, żeby zajmować czymś ich myśli, żeby nie myślały o tym, co tam się dzieje w Ukrainie. Chodzą na różne zajęcia, jeździmy na wycieczki staram się, żeby miały poczucie bezpieczeństwa i komfort psychiczny.
A ty często myślisz o tym, co zostawiłaś?
Często, choć pewnie nie tak jak mój mieszkający w Ukrainie mąż. Nie żyliśmy w biedzie, dobrze sobie radziliśmy. Ja pracowałam jako tłumacz, mieliśmy także sklep. Były w nim kwiaty, maskotki, balony. Ale gdy zaczęła się wojna szybko okazało się, że to długo nie przetrwa, chyba, że będziemy sprzedawać same pogrzebowe wieńce. Ludziom przestały być potrzebne balony, bo potrzebny był chleb.
Myślisz, że zostaniesz tu na zawsze?
Możliwe, ale w moim przypadku dużo zależy od tego, jak będzie wyglądać sytuacja w Ukrainie, co będzie z mężem. Najważniejsze jednak są dziewczynki. Chcę, żeby były bezpieczne.
Khrystyna Bartkiv (lat 27). Skończyła polonistykę na Przykarpackim Uniwersytecie Narodowym im. W. Stefanyka, pracowała m.in. w Międzynarodowym Centrum Partnerstwa Partners Network, The Global Language System Polska, Towarzystwie Oświatowym Ziemi Chrzanowskiej, a obecnie w Agencji Rozwoju Małopolski Zachodniej jako lektor języka polskiego jako obcego. Ma męża i dwie córki. W Chrzanowie od trzech lat.
Komentarze
15 komentarzy
Dobrze że w tym kraju z trocin i dykty są jeszcze samodzielnie myślący ludzie, wyciągający wnioski z tego co widzą co się dzieje dookoła. A ta "wojenka" robi się powoli taką farsą jak wirus nietoperzowy który nagle już nie jest groźny i można z domu normalnie wychodzić i pracować. Brzydko się starzeją takie hece na krótkich glinianych nogach. Miejcie ludzie generalnie swoje mózgi, poglądy, weryfikujcie fakty którymi jesteście bombardowani z każdej strony i bądźcie patriotami - pomimo tego jakby nie było to Wam obrzydzane wszędzie.
@ stary zgred po prostu, ludzku, zwyczajnie ale i szacunku - bez komentarza!
Jeśli trzymać się konsekwentnie tej dziwacznej transkrypcji z cyrylicy na język europejski (może już jest taki?), to nie "Krysia", tylko "Khrysia". Promilku drogi; sugerujesz, że dziewczyna ma rzucić będącą w potrzebie ojczyznę dla lepszego życia na emigracji w regionie (UE) może bogatszym, ale wymierającym? Nieładnie; to przecież nie tylko żerowanie na cudzym nieszczęściu, ale wręcz neokolonializm, a neokolonializm przecież jest taki nieeuropejski.
Komentarz został usunięty z powodu złamania regulaminu.
Krysiu trzymam kciuki za Twoje i Twoich najbliższych lepsze jutro w kraju UE nad Wisłą.
Co wy się tak tej Rosji czepiacie? Rosja nic od Polski nie chce. Nie dlatego, że jest taka dobra, tylko dlatego, że wszystko co chciała wzięła już dawno i nie zamierza oddać, a to co mamy nie ma dla niej (Rosji) żadnej wartości. Teren, ziemia? Mają nadmiar. Surowce, paliwa, ropa, gaz? Mają wszystko, a my prawie nic. Żywność? Są eksporterem zboża, a te wszystkie "pomidorki i jabłuszka" kupią sobie tańsze i lepsze w Hiszpanii, Włoszech i gdzie indziej. Robole? Sprowadzą sobie tańszych z południa w dowolnej ilości. Tak zwani "inżynierowie" czy informatycy? To samo; tańszych i lepiej znających język angielski sprowadzą z Indii czy Pakistanu. Oni (Rosja) chcą od nas tylko jednego; żebyśmy siedzieli cicho i się nie wtrącali do nie swojej wojny. Mogą jeszcze niestety chcieć się odegrać za te ostatnie dwa lata wściekłego wycia naszej propagandy. Kiedy do tych durnych polskich łbów dotrze, że nie jesteśmy pępkiem tego świata, tylko mało atrakcyjnym "zad ....em? Nawet imigranci chcący przedostać się do Unii to wiedzą i przez Polskę chcą tylko przefrunąć.
Ten cały "Ivano - Frankivsk" to w normalnym języku polskim chyba "Iwano-Frankowsk", a tak ściślej to "Stanisławów". Miasto założone w XVII wieku przez polskiego hetmana Potockiego i należące do Polski do rozbiorów i po 1918 roku, zamieszkałe do 1945 roku w dużej części przez Polaków . Nazwę "Ivano - Frankivsk" nadano w czasach ZSRR, czyli za tak zwanej "komuny". Ciekawe, czym się kierujemy zmieniając nazwę leżącego na terenie państwa rosyjskiego miasta "Kaliningrad" (w Niemczech: "Konigsberg"), które nigdy do Polski nie należało na "Królewiec", a tu udajemy, że historycznej nazwy miasta nie znamy. Czym się kierujemy; ideologią czy może bieżącą polityką? Orwelem pachnie.
Powiem tak. Nie jestem zwolennikiem ani poprzedniej, ani obecnej władzy, ale w obu tych partiach jedna rzecz jest najgorsza. Jeśli ktoś ma poglądy prawicowe, jest patriotą, to jest wrogiem. Nazywany jest zdrajcą, ruską onucą itp. To jest okropne. Jesteś niepoprawny politycznie, bo powiedzmy nie popierasz nielegalnej imigracji, zwracasz uwagę na nierzetelne podejście do wojny samych Ukraińców, upominasz się o niektóre prawdy historyczne i przez wielu na forum jesteś uznawany za rosyjsko-białoruskiego szpiega i zdrajcę. Co jest nie tak, że ktoś zwraca uwagę na to, że kto ma kasę ucieka z Ukrainy, aby nie walczyć, kto nagłaśnia korupcję na Ukrainie, kto pisze o tym, że tam robi się łapanki i wysyła chłopaków na wojnę bez amunicji, kto ujawnia to, że walczący tam jeśli chcą mieć szanse w walce muszą kupować sobie amunicję? Itd. itd. Zauważcie też, że wielu sportowców też nie walczy w obronie swojej ojczyzny. Zarabiają niezłą kasę, bawią się. Zamiast na tatuaże i fryzury mogliby wydać pieniądze na amunicje dla tych, którzy za nich walczą.
Komentarz został usunięty z powodu złamania regulaminu.
Komentarz został usunięty z powodu złamania regulaminu.
Komentarz został usunięty z powodu złamania regulaminu.
Ludzie ...kiedy wy w końcu zrozumiecie że tamta wojna jest też naszą, że powinniśmy zrobić wszystko żeby Ukraina wygrała ... nie macie w pamięci prawie 200 lat rosyjskiej niewoli naszego narodu i milionów pomordowanych i wywiezionych Polaków ?? Czy to mało żeby tych rosyjskich podludzi nienawidzić? Bo mi to wystarczy ... nie nawołuje aby jakiegoś rosjanina w Polsce krzywdzić ... odpada nie ma takiej opcji ...pokażmy wyższośc od tej hołoty ruskiej ... nie ma sie co zniżać do ich poziomu
Brawo !!! Tak trzymaj ;)
Ogień, Twoja jak najbardziej, xaraszo?
Kobiety z dziećmi ok reszta młodych ukraińców imprezujących w najlepsze po nocach nad Chechłem powinna walczyć za swoją ojczyznę chyba że liczą że naszych chłopaków tam wyślą. To nie nasza wojna .