Nie masz konta? Zarejestruj się

Trzebinia

Pasja i praca - nie ma w życiu nic lepszego

09.02.2022 20:00 | 0 komentarzy | 3 240 odsłony | Ewa Solak
Z ARCHIWUM TYGODNIKA „PRZEŁOM". Zamiast kupowania mi złotych łańcuszków na komunię, rodzina złożyła się na motocykl. To było wtedy coś. Jeździłem na nim trzy lata - opowiada Kacper Dębiec z Trzebini, mistrz Pucharu Polski Enduro i Pucharu Polski Cross Country.
0
Pasja i praca - nie ma w życiu nic lepszego
Kacper Dębiec na swoim motocyklu
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas
Ewa Solak: Miałeś dziewięć lat, gdy pierwszy raz wsiadłeś na motor. Teraz masz 20 i sporo sukcesów za sobą.
Kacper Dębiec: Ostatni sezon należy do najbardziej udanych. Wygrałem trzynaście wyścigów, więc wysiłek treningowy się opłacił.

Pamiętasz swój pierwszy motocykl?
- Yamaha PW 80. Dostałem na komunię. Rodzina zamiast kupować mi złote łańcuszki, złożyła się na motocykl. To było wtedy coś. Jeździłem na nim trzy lata.

Potem były kolejne. Teraz jeździsz na motocyklach terenowych.
- Obecnie mam yamahę YZF 250. To moja dziesiąta maszyna. Takie pojazdy są stworzone do sportu. Nie da się nimi jeździć po drogach, choćby dlatego, że nie można ich zarejestrować.
Wydaje się, że im gorsze warunki do jazdy terenowej, tym lepiej.
- Glina i błoto, kamienie, piach i woda. Wszystko po to, żeby atrakcji było jak najwięcej.

Dużo trenujesz?
- Staram się chociaż jeden dzień w tygodniu poświęcić na porządny trening.
Zazwyczaj jeżdżę na torach w Dąbrowie Górniczej lub w Krzeszowicach. Zwykle zajmuje mi to 5-6 godzin z przerwą np. na obiad. Kiedy wracam z trasy, tata bierze myjkę ciśnieniową i potężnym strumieniem wody spłukuje błoto z maszyny i z mojego stroju. To dość zabawnie wygląda. Natomiast wracając do samej jazdy, to sporo też jeżdżę w pracy.

Udało ci się przerodzić pasję w zawód.
- Chyba nie ma w życiu nic lepszego! Uczę dzieci i dorosłych tego, jak dobrze i bezpiecznie jeździć na motocyklu typu cross. Uwielbiam kontakt z ludźmi i to, że mogę się podzielić swoimi umiejętnościami. Oszczędzam innym błędów, które sam popełniałem, ucząc się jeździć.

To sport, w którym nietrudno o kontuzje.
- Na szczęście zbyt dużo ich nie było. Dwa lata temu miałem pęknięte nadgarstki na zawodach w Lidzbarku Warmińskim. Chciałem dogonić pierwszego zawodnika, przeliczyłem się z prędkością na wyskoku i z dużą siłą uderzyłem w bandę. Drugą dość poważną kontuzję miałem w tym roku na zawodach w Kwidzynie, gdy zahaczyłem nogą o pniak i uszkodziłem kolano. Niestety, do dziś je czuję.

Twoja mama pewnie umiera ze strachu, gdy jeździsz na zawody.
- Mama jest świadoma, że to mój sposób na życie, i że tego nie zmienię, więc pogodziła się z tym. Doskonale wiem jednak, że się martwi.

Jak wygląda strój do terenowej jazdy na motocyklu?
- Ubiór jest dość specyficzny. Ja zakładam odzież termoaktywną plus skarpety pobudzające krążenie. Mam ortezy motocyklowe i spodnie. Do tego buty, podobne do narciarskich. Dodatkowo też ochraniacz z pianki na plecy i barki. Podczas uderzenia pochłania jego siłę. Na to zakładam koszulkę oddychającą, ubieram lekki kask oraz gogle, a na koniec cienkie rękawice. W sumie strój jest lekki i wygodny. Najważniejsze jednak, że chroni przy ewentualnych upadkach.

Dużo jest w okolicy ludzi z podobną pasją do twojej?
- Środowisko motocyklowe jest bardzo duże. Bardzo mnie to cieszy. Jeździmy razem na tory i trenujemy wspólnie. Dziewczyny też jeżdżą, choć jest ich zdecydowanie mniej. Z roku na rok ich jednak przybywa.

To pewnie kosztowne hobby.
- Jeden wyjazd na zawody to ok. 2 tysiące złotych. Sam motocykl wart jest ok. 40 tys. zł, a utrzymanie go w sezonie to minimum 10 tys. zł. Cały ubiór to prawie 6 tys. zł, więc faktycznie, hobby jest bardzo kosztowne. Gdyby nie sponsorzy, trudno byłoby to wszystko udźwignąć. Ze względu na pandemię, wielu z nich zrezygnowało z pomocy, więc muszę szukać następnych. Oczywiście, w zamian za reklamę.

Jakie masz plany związane z pasją?
- Plan na przyszły sezon to zrobienie licencji A, czyli najwyższego możliwego stopnia w naszym kraju i ściganie się w mistrzostwach z najlepszymi zawodnikami w Polsce. Chciałbym też spróbować sił na arenie europejskiej.

Archiwum Przełomu nr 48/2020