Nie masz konta? Zarejestruj się

Przełom Online

Na kolędę codziennie idziemy do innego domu

03.12.2020 15:00 | 0 komentarzy | 5 614 odsłon | Marek Oratowski

Z ARCHIWUM TYGODNIKA „PRZEŁOM".
Od 17 lat przebywa na Syberii, ale nie przyzwyczaił się jeszcze do mrozów sięgających tam nawet 50 stopni. Mieszka z dwoma współbraćmi zakonnymi. Raz w miesiącu wyjeżdża do tajgi, gdzie jest druga parafia. O. Paweł Badziński, karmelita bosy rodem z Chrzanowa, opowiada o codziennym życiu z dala od kraju.

0
Na kolędę codziennie idziemy do innego domu
Odśnieżanie to podstawowa czynność, jaką musi wykonywać misjonarz z Chrzanowa
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas
Marek Oratowski: W Usolu Syberyjskim jest ksiądz już wiele lat.
Paweł Badziński: Dotarłem tam 17 stycznia 2003 roku, w bardzo mroźny poranek. Było -30 stopni Celsjusza. Bracia mieszkali wtedy w trzypokojowym mieszkaniu, w bloku. Pierwsze miesiące mojego pobytu na Syberii nie należały do najmilszych w życiu. Czułem się jak na zesłaniu i ten chłód... Miasto Usole Syberyjskie liczy około 78 tysięcy mieszkańców.

A parafia?
- Na niedzielną mszę przychodzi do nas regularnie około 40 osób. W tygodniu kilkanaście. Nasi parafianie to rdzenni Sybiracy, z korzeniami w większości katolickimi. Przeważnie są to ludzie z wyższym wykształceniem. Dla tak niewielkiej parafii wystarczyłby jeden prezbiter, ale my jesteśmy zakonnikami, karmelitami bosymi, więc dla nas priorytetem jest życie zakonne - wspólnotowe. W Usolu mamy więc trzyosobową wspólnotę. Na terenie parafii są jeszcze dwa klasztory - sióstr karmelitanek bosych (klauzurowych) i albertynek -prowadzących dzienną świetlicę dla dzieci z rodzin patologicznych.

W ostatnich latach udało się zbudować kościół.
- Tak. Dziesięć lat temu kupiliśmy dom i zaadaptowaliśmy go na klasztor. W listopadzie 2016 r., dzięki staraniom dobrodziejów z Polski i Europy, został konsekrowany przez naszego ordynariusza z Irkucka - bp. Cyryla Klimowicza, nowy kościół. Zbudowaliśmy go na miejscu starej kaplicy. Mamy jeszcze drugą parafię, w tajdze, oddaloną o 220 km od Usola. Dojeżdżamy tam raz w miesiącu. Ostatnie Boże Narodzenie spędziłem właśnie tam. Rok wcześniej święta przeżywałem w Magadanie, na Kołymie. Biskup poprosił mnie o zastępstwo w tamtej parafii. Proboszczem jest Amerykanin. Będąc tam, pierwszy raz w życiu nie miałem Wigilii. Oni jej nie obchodzą...

Długo adaptował się ksiądz w Usolu?
- Ja się cały czas adaptuję. Zawsze będę tutaj obcy, nawet jakbym mówił już bez akcentu. Mój dzień jest związany z naszym porządkiem dnia w klasztorze - dużo modlitwy i pracy. W klasztorze wszystko robimy sami: sprzątamy, gotujemy, pierzemy. Jest jeszcze czas na dobrą książkę i dobry mecz ligi angielskiej. Radość sprawia mi pełny kościół, jak ludzie przychodzą i uczestniczą we mszy i przystępują do spowiedzi. Nad trudnościami zaczynam się zastanawiać w miarę jak się pojawiają i je po prostu pokonywać, z Bożą pomocą.

Jak wyglądają relacje z miejscowymi władzami?
- Zawsze były poprawnie. Nasza parafia nie jest zresztą dla nich zbyt znacząca, w porównaniu z kościołem prawosławnym, więc raczej z władzami nie ma nawet specjalnie jakichś relacji.
Jak przygotowujecie parafian do przyjmowania sakramentów?
- Mamy indywidualne programy spotkań. Obecnie przygotowuję do chrztu trzy osoby dorosłe i kilkoro dzieci, oraz jedną parę do małżeństwa.

Młodzież ciągnie do Kościoła?
- Młodzież, tak jak wszędzie obecnie, raczej nie jest zainteresowana religią, wiarą. Są wyjątki. To ludzie, którzy sami poszukują i przychodzą.

Jak wygląda kolęda?
- Kolęda to przede wszystkim spotkanie modlitewne, połączone z agapą, czyli wspólnym posiłkiem. Idziemy na nią wszyscy trzej. Codziennie do innego domu.
Starsi parafianie wspominają czasy ZSRR? Jak zachowali wiarę?
- Moi parafianie w większości nawrócili się w czasach postsowieckich.

Jak znosi ksiądz mrozy?
- Nie znoszę mrozów i nie przyzwyczaję się do mrozów! To jest koszmar! Jak masz kilka tygodni -40 i potem pojawia się -25, to jest wielka radość, że w końcu się ociepliło. Najniższą temperaturę w Usolu pamiętam -46, a w tajdze w Pichtinsku -52.

Często ksiądz jest na urlopie w Chrzanowie?
- Raz w roku.

Czy otrzymujecie jakąś pomoc z Polski?
- Otrzymujemy wsparcie modlitewne. Powstał nawet „most modlitewny" z parafią św. Jakuba w Warszawie. W czasie naszego urlopu w Polsce staramy się głosić Słowo Boże w różnych parafiach i zbierać ofiary. Dużo pomaga mi
ks. prałat płk Roman Dziadosz, nasz rodak z Chrzanowa, obecnie proboszcz w Łodygowicach, za co jestem mu bardzo wdzięczny. Ostatnio zorganizował akcję zbierania monet z PRL-u, z myślą ich sprzedania i wsparcia naszej misji. Zawsze wspierał mnie śp. ks. prałat Wojciech Bryja. Pamiętam o nim w modlitwie.

Archiwum Przełomu nr 8/2020