Nie masz konta? Zarejestruj się

Ludzie

Wielki mały człowiek

01.10.2008 11:22 | 1 komentarz | 3 477 odsłony | red
Niewielki wzrostem, ale miał wielki hart ducha. Życie poświęcił piłce nożnej. Teraz stoi już przed Najwyższym Sędzią.
1
Wielki mały człowiek
Stefan Biśta (1956-2008)
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Niewielki wzrostem, ale miał wielki hart ducha. Życie poświęcił piłce nożnej. Teraz stoi już przed Najwyższym Sędzią.
Stefan Biśta od dziecka mieszkał w Balinie. Był najmłodszym dzieckiem w rodzinie. Miał dwie starsze siostry. Do podstawówki uczęszczał w rodzinnej wsi. Miał opinię solidnego ucznia. Potem uczył się w technikum chemicznym w Trzebini. Gdy przyszła kolej na pierwszą pracę, zatrudnił się w trzebińskich Zakładach Metalurgicznych. Ci, którzy z nim pracowali, podkreślają jego solidność w podchodzeniu do zawodowych obowiązków.

Gdy naszym nie szło...
- Przez pewien czas pracowaliśmy na jednym wydziale. Stefan Biśta był uczynny. Nie trzeba go było dwa razy prosić, by załadował na swój wózek widłowy żądany towar z magazynu – mówi Jan Jarczyk z Chrzanowa.
Wielką pasją niewysokiego mieszkańca Balina stał się sport.
- Piłkę nożną lubił od dzieciństwa. Jako dziecko grał na dzikich boiskach pod lasem i przy stacji kolejowej w Balinie. Potem został zawodnikiem, a w końcu trenerem. Nie opuścił też żadnego meczu reprezentacji. Potrafił nawet płakać przed telewizorem, gdy naszym nie szło – wspomina jego siostra Maria Gładys.
Jako zawodnik, Stefan Biśta reprezentował barwy Fabloku Chrzanów i Hutnia Trzebinia.
„Fablokowski Sybis” - tak pisano w prasie sportowej o małym wzrostem, ale wielkim duchem piłkarzu z Balina, porównując go do znakomitego piłkarza Śląska Wrocław i reprezentacji Polski.

„Stefeczek” związał nogi...
Ta miłość do futbolu być może nie pozwoliła założyć rodziny – bo niby kiedy to się miało stać? Najbliższą osobą była matka, którą się opiekował.
- Miał duży talent piłkarski, który pozwalał mu grać już w wieku juniora w pierwszej, seniorskiej drużynie Fabloku.
Pamiętam mecz w Krakowie na stadionie Cracovii ponad 30 lat temu. Krakusy były po degradacjach z ligi, ale ze znanymi na rynku piłkarskim nazwiskami. Niezależnie od szczebla rozgrywek na „Kałuży” zawsze trybuny były zapełnione. Fablok przyjechał więc do jaskini lwa. Krakowianie mieli przewagę. Trener Fabloku zdecydował się więc na zmianę. Spiker zapowiedział wejście na boisko Stefana Biśty. Kibice Cracovii na widok małego juniora w stroju trochę zbyt dużym wybuchnęli śmiechem i zaczęły się wesołe komentarze. Tymczasem po paru minutach „Stefeczek” związał nogi rutyniarzom. A samemu Tureckiemu, stoperowi będącemu w kręgu zainteresowania trenerów kadry narodowej, założył piłkarską siatkę, puszczając mu piłkę miedzy nogami i uciszając trybuny. Takich dryblingów Stefan przeprowadził w swojej karierze piłkarskiej wiele – wspomina Adam Skwarek, przyjaciel z boiska.

Zmarł w domu
Stefan Biśta grał też w Hutniku Trzebinia, którego boisko sąsiadowało z hutą, gdzie pracował. Gdy Zakłady Metalurgiczne przestały istnieć, futbol stał się w jego życiu jeszcze ważniejszy. Trenował drużyny Ruchu Młoszowa, Zrywu Kąty, a ostatnio skupił się na szkoleniu młodych adeptów futbolu w Orle Balin. Prowadził grające w klasie A rezerwy oraz juniorów. W klubie był niemal niezastąpiony.
Niewysoki, pod wąsem, najczęściej w czapeczce, był dość surowy dla podopiecznych i sędziów. Bardzo emocjonalnie reagował na to, co działo się na boisku. Po prostu zależało mu na tym, by jego zawodnicy dawali z siebie na murawie wszystko. Tak, jak on, gdy był czynnym zawodnikiem.
W Orle Balin był niemal osobą niezastąpioną. Zajmował się sprawami organizacyjnymi i sportowymi. Niestety, 19 lipca, rano, zmarł w rodzinnym domu.

Przed Najwyższym Sędzią
- Dla wszystkich był to szok. Nic nie wskazywało na taki tragiczny finał. Nikt nie przewidywał, że jest tak chory. Nie zwierzał się nam zbytnio ze swoich problemów ze zdrowiem. Choć wiedzieliśmy, że coś go pobolewa – mówi Maria Gładys. Jej brat zmarł na skutek pęknięcia żylaków górnych dróg oddechowych.
Na pogrzeb przyszło kilkaset osób.
- Pasją świętej pamięci Stefana był sport. Na boisku nie zawsze zgadzał się z decyzjami sędziów. Teraz stanął przed Najwyższym Sędzią, któremu zda sprawę ze swojego życia. Niech dla wszystkich tu obecnych ta śmierć będzie nauczycielką, jak mawiał święty Augustyn – powiedział w pogrzebowej homilii proboszcz balińskiej parafii ks. Aleksander Kruczek.
Grób działacza i trenera pokryły wieńce od rodziny, znajomych i zaprzyjaźnionych ludzi, którzy tak, jak on, złapali futbolowego bakcyla.
Marek Oratowski

Internauci o zmarłym trenerze
(ze strony www.przelom.pl )
JW: - Ogromny szacunek do Pana Stefana. W meczu o Puchar Burmistrza Gminy Krzeszowice pomiędzy Sanką i Zalasem minutą ciszy uczczono Jego pamięć. Jako sędzia powiem tak, często nas rugał w czasie meczu, miał pretensje, krzyczał, reagował emocjonalnie ale... miał klasę. Przychodził do szatni po meczu, dziękował za mecz i mówił: „Przepraszam - taki już jestem. Kto mnie zna, ten wie, że tak reaguję”. Wieczne odpoczywanie racz mu dać Panie.

Nick: - Człowiek niski..., ale wielki.

Młoszowa: - Trener dobrze zapamiętany w Młoszowej. To on zbudował zespół, który bardzo dobrze radził sobie w lidze.

Lucky: - Wielki Mały Człowiek. Z uśmiechem wspominam, jakie potrafił robić widowisko, często przyćmiewał nas, piłkarzy. Dlatego będzie często wspominany, bo był to człowiek rozpoznawalny. Wieczne odpoczywanie racz mu dać Panie.

Przełom nr 33 (849) 13.08.2008