Nie masz konta? Zarejestruj się

Ludzie

Organista i zegarmistrz

01.10.2008 11:23 | 1 komentarz | 4 864 odsłony | red
Uwielbiał grać na skrzypcach i mandolinie. Szczególnie zapamiętałam wspólne święta Bożego Narodzenia. Wyciągaliśmy śpiewniki i w całym domu rozbrzmiewała muzyka – wspomina Halina Niżnik z Dulowej, wnuczka Kazimierza Klejdysza.
1
Organista i zegarmistrz
Kazimierz Klejdysz (1883 – 1967)
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Uwielbiał grać na skrzypcach i mandolinie. Szczególnie zapamiętałam wspólne święta Bożego Narodzenia. Wyciągaliśmy śpiewniki i w całym domu rozbrzmiewała muzyka – wspomina Halina Niżnik z Dulowej, wnuczka Kazimierza Klejdysza.
Na świat przyszedł 11 lutego 1883 r. we wsi Stradomka, niedaleko Bochni. Tam spędził całe swoje dzieciństwo. W młodości rozpoczął naukę gry na organach w Krakowie. Odtąd muzyka towarzyszyła mu przez całej życie. Jeszcze będąc kawalerem, trafił do Płok. Jako organista w tamtejszym kościele pracował przez 10 lat.
- Po powrocie w rodzinne strony poślubił Annę Gąsiorek, pochodzącą z pobliskiego Krzeczowa. Prawdopodobnie znali się jeszcze z czasów dzieciństwa – mówi Michalina Kawala, córka Kazimierza Klejdysza.
Wraz z żoną przeprowadził się do Nowej Góry. Zamieszkali w organistówce. Pan Kazimierz był organistą w nowogórskiej parafii przez 45 lat. W tym czasie Klejdyszowie doczekali się siódemki potomstwa: Stanisława (zmarła w 7. roku życia), Zofii, Józefy, Janiny, Michaliny, Jadwigi i Stanisława.

Muzyka, jego żywioł
Kazimierz Klejdysz prowadził również chór parafialny. Na początku próby odbywały się w organistówce, a następnie w nowo wybudowanym domu parafialnym.
Pasją muzykowania zaraził całą swoją rodzinę. W wolnym czasie uczył swoje dzieci różnorakich pieśni.
- Pamiętam, jak dziadek przeprowadził się do nas, do Dulowej. Uwielbiał grać na skrzypcach i mandolinie. Niekiedy tylko razem z siostrą słuchałyśmy jego muzykowania. Był wtedy w swoim żywiole. Często także śpiewałyśmy różne piosenki, a nawet tańczyłyśmy do akompaniamentu dziadka. Szczególnie zapamiętałam wspólne święta Bożego Narodzenia. Wyciągaliśmy śpiewniki i w całym domu rozbrzmiewała muzyka. Dziadek miał muzykalną duszę – opowiada Halina Niżnik.
W czasie, gdy pan Kazimierz pracował jako organista w Nowej Górze, jego syn Stanisław pełnił funkcję „śpiewaka”. Do jego obowiązków należała pomoc w utrzymywaniu śpiewu w czasie nabożeństw i przewodnictwo w pielgrzymkach do Kalwarii Zebrzydowskiej i Częstochowy.
- Parafianie bardzo lubili i szanowali tatę. Znali go doskonale. Starał się mieć z nimi jak najlepszy kontakt – podkreśla córka Michalina.

Pasjonat zegarków
Jako organista chodził najpierw po petycie (z łac. forma niewielkiej, dobrowolnej pomocy dla organisty). Gdy uzyskał dzierżawę gruntów, które zostały specjalnie ofiarowane organiście, zaniechał tego zwyczaju. W dalszym ciągu chodził z opłatkami oraz z wizytą kolędową.
W listopadzie 1950 r. spotkała go osobista tragedia. Zmarła bowiem żona - Anna. Wkrótce przeprowadził się do syna Kazimierza, do Dulowej. W sąsiednich Karniowicach zaczął grać na organach w kaplicy.
- Dodatkowym zajęciem i jednocześnie ogromną pasją dziadka była naprawa zegarów i zegarków. Mój tata Kazimierz, pracownik drukarni w Krakowie, przywoził mu z miasta rozmaite części. Przychodzili do niego ludzie z Dulowej, Karniowic, Woli Filipowskiej czy Filipowic. Pamiętam, że sama się przypatrywałam i niekiedy nawet pomagałam – wspomina Halina Niżnik.
Kazimierz Klejdysz zachorował. Zdecydował się wtedy na powrót do Nowej Góry. Zamieszkał u syna Stanisława. Zmarł na tyfus 19 września 1967 roku, przeżywszy 84 lata.
- Zapamiętałam go jako dobrego, zgodnego i pracowitego człowieka. Co ważne - lubianego przez innych ludzi – podkreśla Michalina Kawala.
Michał Koryczan

Przełom nr 34 (850) 20.08.2008