Nie masz konta? Zarejestruj się

Ludzie

Miał dobry głos i serce

01.10.2008 11:30 | 1 komentarz | 4 186 odsłony | red
Zaopatrzeniowiec z zawodu i społecznik z powołania. Wiele dał z siebie innym. W najbliższych dniach przypadnie 5. rocznica śmierci byłego pracownika Rafinerii Trzebinia Andrzeja Żbika.
1
Miał dobry głos i serce
Andrzej Żbik (1934-2003)
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Zaopatrzeniowiec z zawodu i społecznik z powołania. Wiele dał z siebie innym. W najbliższych dniach przypadnie 5. rocznica śmierci byłego pracownika Rafinerii Trzebinia Andrzeja Żbika.
Pochodził z Woli Filipowskiej. Skończył technikum ekonomiczne w Krakowie. Nie widział się jednak w pracy za biurkiem. Dlatego zatrudnił się w Wojewódzkim Przedsiębiorstwie Hurtu Spożywczego w Szczakowej, gdzie był magazynierem. W 1968 roku przeszedł do Rafinerii Trzebinia. Miał tam przepracować prawie trzydzieści lat jako zaopatrzeniowiec.

Żonę znalazł w Trzebini
- Pracowaliśmy razem przez trzynaście lat. Widzieliśmy się praktycznie codziennie. Nawet do domu szliśmy w tę samą stronę. Andrzej był przez pewien czas zastępcą kierownika, a potem specjalistą. Zawsze bardzo życzliwy i koleżeński. Gdy trzeba, zawsze pomógł. Do tego był operatywny, bo w tamtych czasach zaopatrzeniowcom nie było łatwo – opowiada Stanisława Pałka.
- Pracowałam w magazynie, mieszczącym się w jednym budynku z zaopatrzeniem. Andrzej był dobrym kumplem. Sumienny, poważnie traktował swoje obowiązki – dodaje Zdzisława Dąbek.
Żonę Andrzej Żbik znalazł w Trzebini.
- Jego brat Roman ożenił się z moją kuzynką. Nasza znajomość, rozpoczęta na weselu, trwała dwanaście lat, nim się pobraliśmy. Mąż bardzo lubił swoją pracę. Początkowo na delegacje jeździł pociągiem. Dopiero potem miał do dyspozycji samochód z kierowcą. Jeździł praktycznie po całej Polsce – opowiada Danuta Żbik.
- Pamiętam, że tata czasem zabierał mnie ze sobą w delegację. Między innymi do Warszawy. Miał dobre serce i bardzo lubił dzieci. Idąc do kościoła brał ze sobą cukierki. Rozdawał je dzieciom z pobliskiej kolonii – wspomina Małgorzata Zając.

Po pracy działka i chór
Po pracy Andrzej Żbik miał czas dla dwóch córek, ale bardzo lubił też pracę na działce. Dysponował dobrym głosem, dlatego zapisał się do chóru działającego przy trzebińskim klasztorze Salwatorianów. Zresztą, w klasztorze udzielał się też jako porządkowy podczas czuwań fatimskich, organizowanych od maja do listopada. Gdy opiekun salwatoriańskiego chóru zmarł, pracownik rafinerii, obdarzony dobrym głosem, przeniósł się do chóru śpiewającego w Krystynowie pod kierownictwem Jerzego Chłopka.
Pod koniec 1997 roku Andrzej Żbik przeszedł na emeryturę. I wtedy jego społecznikowska pasja dała znać o sobie. Zaczął działać w Klubie Seniora, skupiającym ponad czterystu byłych pracowników rafinerii. Po kilku latach został jego przewodniczącym.
- Był komunikatywny, bardzo kulturalny i lubiany przez wszystkich. Jeździliśmy na wycieczki oraz organizowane w Szczawnicy, Wiśle i Iwoniczu wczasy. Podobnie jak teraz, za kadencji pana Andrzeja odbywały się wigilie dla byłych pracowników oraz odwiedziny chorych w domach – zapewniają zgodnie Adam Rejdych, Tadeusz Fijołek, Władysława Bogacka i Irena Błaszczyk z zarządu Klubu Seniora.
Efekty intensywnej pracy Andrzeja Żbika i jego współpracowników można zresztą obejrzeć w kronice klubu, prowadzonej skrupulatnie przez Józefa Ornackiego. Są tam zdjęcia i opisy imprez, dzięki którym seniorzy zwiedzili wiele miejsc.

Tragiczny finał wycieczki
We wrześniu 2003 roku Andrzej Żbik zorganizował dla seniorów kilkudniową wycieczkę na Słowację. W programie było zwiedzanie atrakcji turystycznych i kąpiel w basenach geotermalnych. W Liptowskim Mikulaszu 19 września goście z Trzebini mieli nocleg.
- Tamtego dnia ze wszystkimi rozmawiał na basenie. Był w pogodnym nastroju. Po kolacji poszliśmy na spacer. Nie dane mu było z niego wrócić. Przechodząc przez jezdnię, chyba nie zauważył samochodu i stała się tragedia. Do dziś pamiętam tamten wypadek. Już nie myśleliśmy o zwiedzaniu. Szybko wróciliśmy do domu – opowiada Stanisława Pałka.
Andrzej Żbik przeżył 69 lat. W pamięci wielu pozostał jako ten, który nie myślał tylko o sobie, ale wiele dał innym.
Marek Oratowski

Przełom nr 37 (853) 10.09.2008