Nie masz konta? Zarejestruj się

Ludzie

Zmarł tak szybko, jak żył

01.10.2008 11:32 | 1 komentarz | 3 651 odsłony | red
Wam tu mama gotuje obiad, a u nas tyle dań, deserów przeróżnych, smakołyków! Po takim wstępie od razu biegłyśmy z siostrą do babci i sprawdzałyśmy, czy rzeczywiście tyle pyszności zdążyła przygotować – Małgorzata Zamarlik wspomina ukochanego dziadka Tadeusza Remsaka z Libiąża.
1
Zmarł tak szybko, jak żył
Tadeusz Remsak (1925-1996) z córką Wiesławą
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Wam tu mama gotuje obiad, a u nas tyle dań, deserów przeróżnych, smakołyków! Po takim wstępie od razu biegłyśmy z siostrą do babci i sprawdzałyśmy, czy rzeczywiście tyle pyszności zdążyła przygotować – Małgorzata Zamarlik wspomina ukochanego dziadka Tadeusza Remsaka z Libiąża.
- Przychodził do nas w niedzielę po kościele. Zawsze o jedenastej. Lubiłyśmy z nim przebywać, bo był taki wesoły i rozśpiewany. Zresztą, po nim odziedziczyłam zamiłowanie do muzyki – Gosia nie mogła się otrząsnąć po śmierci dziadka.
Nawet teraz, po tylu latach, do jej oczu napływają łzy i głos się załamuje.

Wycieczki z dziećmi
Małgorzata przegląda zdjęcia dziadka. Jedno przyciąga jej uwagę szczególnie. Tam młody Tadeusz w szarej marynarce i w białej koszuli gra na perkusji.
- Grywali na weselach, a jakże! Założyli nawet z kolegami zespół. Chętnie występowali przed przedszkolakami u sióstr zakonnych w Libiążu i na przeróżnych uroczystościach – podkreśla żona Tadeusza, Maria.
Muzyka była dla Tadeusza ważna, ale nie najważniejsza.
- Bo najważniejsza była rodzina: żona i dzieci – zaznacza córka Wiesława Zamarlik. Przypominają jej się wycieczki z ojcem.
- Dzięki niemu poznałam z siostrą niemal całą Polskę. Byliśmy w tylu zakątkach naszego kraju, że aż trudno zliczyć – dodaje Wiesława.
- O dzieci się troszczył, a potem o wnuki. Był dobrym dziadkiem – potwierdza Renata Miziołek, druga córka Tadeusza.
Z Marią pobrali się w 1951 roku.
- Była taka zima, że śniegi na drogach zalegały do dwóch metrów. Do ślubu szliśmy gęsiego pomiędzy białymi skarpami – wspomni po latach Maria.
Zaraz po zmianie stanu cywilnego wstąpił do Ochotniczej Straży Pożarnej w Libiążu. W szeregi druhów wciągnął go teść, Jan. Tadeusz szybko znalazł sobie w jednostce swoje miejsce. Był kierowcą. Z racji na wykształcenie (technikum mechaniczne), od czasu do czasu naprawiał strażackie pojazdy.

Fajny szef
Żył jednak nie tylko strażą, ale i fabryką. W Południowych Zakładach Przemysłu Skórzanego w Chełmku przepracował 46 lat.
- Ludzie pamiętają go do dziś. Nawet ostatnio jechałyśmy z mamą autobusem do Chełmka i poznałyśmy przypadkiem znajomego dziadka. Opowiadał, gdzie pracował i wspominał „takiego fajnego mistrza produkcji”. Okazało się, że ma na myśli dziadka – opowiada wnuczka Małgorzata.
To ona przechowuje w tekturowym pudle wszystkie pamiątki po dziadku. Wśród nich mnóstwo książek, tzw. „tygrysów” i gazet.
- O, tu mamy „Echo Chełmka” z 1989 roku. Ojciec zostawiał numery, w których były artykuły o jego fabryce. W niektórych pisało nawet o jego bracie, Tomaszu Remsaku, który wspiął się najwyżej z dziesięciorga rodzeństwa. Został dyrektorem Południowych Zakładów Przemysłu Skórzanego w Chełmku – mówi Wiesława.

Brat wzywał
W fabryce poznał zawodowego masarza.
- Kiedy ten człowiek miał dużo pracy, dużo bicia, prosił tatę o pomoc. A, że tata był ciekaw tej roboty, przyglądał się, dopytywał. I tak właśnie sam się tego rzemiosła nauczył. Kiełbasy, kiszki, szynki...Wszystko wychodziło mu wyśmienicie – uśmiecha się Wiesława.
Wczesnym rankiem 26 sierpnia 1996 roku zadzwonił do Tadeusza krewny z Chełmka. Przekazał, że umierający brat bardzo chce go widzieć. Chciał się z nim pożegnać. Tadeusz pospiesznie pobiegł na przystanek. Podjechał autobus, wsiadł i kiedy pojazd skręcił w odwrotnym kierunku, ten zorientował się, że pomylił linie. Na kolejnym przystanku wyszedł w nadziei, że zdąży na prawidłowy autobus i... przewrócił się.
- To był zawał. Zmarł tak szybko, jak żył. Miał 72 lata – mówi Wiesława Zamarlik.
Brat Tadeusza żył znacznie dłużej...
(LE)

Przełom nr 38 (854) 17.09.2008