Nie masz konta? Zarejestruj się

Ludzie

Własnym przykładem mobilizował innych

23.10.2008 12:20 | 1 komentarz | 4 134 odsłony | red
Przedwcześnie zmarły były radny i sołtys Luszowic nie szczędził czasu dla innych. A w jego słowniku nie istniało określenie „nie da się”.
1
Własnym przykładem mobilizował innych
Strażacy z Luszowic pamiętają , że dokończenie budowy tamtejszej remizy było zasługą Władysława Jagódki
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Przedwcześnie zmarły były radny i sołtys Luszowic nie szczędził czasu dla innych. A w jego słowniku nie istniało określenie „nie da się”.

Pochodził ze Spytkowic k. Chabówki, z rodziny rolniczej. Miał dwóch braci. Jako piętnastolatek przyjechał do Trzebini, by rozpocząć naukę w zasadniczej szkole górniczej. Po trzech latach przyjął się do KWK Siersza, gdzie miał przepracować 25 lat. Już pracując, skończył technikum górnicze.

- Razem mieszkaliśmy w internacie szkoły górniczej. Często jeździliśmy wspólnie na zawody sportowe. Ja grałem w piłkę, a Władek rzucał oszczepem. Po pewnym czasie spotkaliśmy się razem na oddziale strzelniczym. Władek był bardzo koleżeński – opowiada Zbigniew Łanocha z Płazy.

W 1974 roku Władysław Jagódka założył rodzinę. Żonę poznał w Luszowicach, dokąd się przeniósł. Niedługo potem zaczął budować dom.

Sołtys z łopatą w ręku

Pasję społecznikowską zaszczepiono w nim jeszcze w szkole, gdy razem z kolegami budował m.in. bloki w Gaju. Nic dziwnego, że i w Luszowicach chciał coś zrobić dla innych. W latach 1988-2002 był radnym. Najpierw rady Narodowej Miasta i Gminy Chrzanów, a potem rady miejskiej. Jego zaangażowanie szybko doceniono. Dostał m.in. Złoty Krzyż Zasługi oraz Wyróżnienie za Zasługi dla Górnictwa.

- Władka nie interesowała polityka, ale dbał o swoje Luszowice, załatwiając sprawy ułatwiające życie mieszkańcom. Był lubiany, często lubił żartować – wspomina Stanisław Zygadło. Razem przez osiem lat sprawowali mandaty radnych.

Z woli mieszkańców Władysław Jagódka został też sołtysem. Własnym przykładem mobilizował innych.
- Przy telefonizacji i gazyfikacji Luszowic widziano go z łopatą w ręku. Gdyby nie on, gaz w naszych domach mielibyśmy na pewno znacznie później. Chodził po wykopach o kulach, bo złamał nogę. Kiedyś widziałem go też, jak na domu gromadzkim naprawiał dach. No i dzięki kontaktom z dyrekcją Zakładów Górniczych naprzeciw boiska powstał plac zabaw z prawdziwego zdarzenia – opowiada Tadeusz Mijas. Razem działali w radzie sołeckiej.
- Mąż dbał też o drogi w naszym sołectwie. Za jego kadencji wiele z nich wyasfaltowano – dodaje Danuta Jagódka.

Dokończył strażnicę

Sołtys i radny w jednej osobie ma też niewątpliwe zasługi w budowie strażnicy w Luszowicach. Już w 1948 roku ze stacji w Balinie przywieziono furmankami 25 tysięcy cegieł, z których miała powstać remiza. Faktycznie budowa ruszyła dopiero w połowie lat sześćdziesiątych. Budynek przykryto, ale zdołano tylko zagospodarować parter. W kryzysowych latach osiemdziesiątych robota jednak stanęła. W 2000 roku sołtys i członek zarządu miejskiego Władysław Jagódka uroczyście przeciął wstęgę na nowoczesnym budynku o powierzchni 628 m kw.

- To, że w ciągu trzech lat budowa została dokończona, to w dużym stopniu zasługa Władka. Pukał do wielu drzwi i zawsze załatwił co trzeba. Powtarzał, że słowa „nie da się” dla niego nie istnieją – wspomina były prezes OSP Luszowice Daniel Ślusarczyk.

Odprężał się w ogródku

Władysław Jagódka interesował się też sportem. Był członkiem zarządu, a przez sześć lat wiceprezesem Ludowego Klubu Sportowego Polonia Luszowice.

- Pomagał przy remoncie boiska. W zakładach Górniczych załatwił materiał na wiaty dla rezerwowych, które stanęły przy linii bocznej naszego boiska. Był człowiekiem kontaktowym, zawsze chętnym do pracy. Zaangażował się też w jubileusz 50-lecia naszego klubu, zorganizowany w 1999 roku. Przy tej okazji miał mi być wręczony Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, jednak nie wiadomo było, czy dotrze na czas. Dlatego Władysław osobiście pojechał po jego odbiór do kancelarii prezydenta. Potem, gdy zgodnie z przepisami musieliśmy się od nowa zarejestrować jako Ludowy Klub Sportowy, był jednym z sześciu jego założycieli – opowiada Tadeusz Głowacz, długoletni prezes Polonii Luszowice.

Mimo licznych obowiązków Władysław Jagódka miał czas, by zajmować się domem. Odprężał się, pracując w przydomowym ogródku, w którym hodował też ptaki, m.in. domowe łabędzie, perliczki i gołębie wystawowe. Gdy tylko mógł, poświęcał czas żonie i trzem córkom.

- W tacie ceniłam to, że był wyrozumiały. Doradzał, ale niczego nie narzucał – mówi Gabriela.

Opiekuńczy dziadziuś

- Od jedenastu lat dojeżdżam do Krakowa. Najpierw do szkoły muzycznej, gdzie uczyłam się gry na altówce, a teraz na studia na Akademii Pedagogicznej. Tata zawsze mnie podwoził i odbierał z dworca. Niezależnie od tego, czy trzeba było jechać o piątej rano, czy późnym wieczorem – dodaje najmłodsza córka Anna.

- Był dobrym, wesołym i opiekuńczym dziadziusiem dla swoich dwóch wnuczek. Zawsze podkreślał, że z każdym człowiekiem należy żyć w zgodzie – podkreśla najstarsza córka Monika.

W swoim życiu potrafił zmierzyć się z każdym wyzwaniem, przegrał jednak swoją ostatnią walkę. Pokonała go choroba. Zmarł 16 września tego roku.

Jak się dowiedzieliśmy, jego współpracownicy i przyjaciele chcą podjąć starania, by imieniem Władysława Jagódki nazwać strażnicę w Luszowicach.
Marek Oratowski

Przełom nr 42 (858) 15.10.2008