Nie masz konta? Zarejestruj się

Ludzie

Jest lustrem czeskiego narodu

14.05.2009 16:21 | 1 komentarz | 3 746 odsłony | red
Znalazł klucz do serca Danuty Wałęsy, prześwietlił Czechów, uderzył w świętość Tomasza Baty, ale zarazem uczynił zeń bohatera. Mariusz Szczygieł, od 20 lat reportażysta „Gazety Wyborczej”, odwiedził Chełmek.
1
Jest lustrem czeskiego narodu
Mariusz Szczygieł, reportażysta, odwiedził Chełmek
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Znalazł klucz do serca Danuty Wałęsy, prześwietlił Czechów, uderzył w świętość Tomasza Baty, ale zarazem uczynił zeń bohatera. Mariusz Szczygieł, od 20 lat reportażysta „Gazety Wyborczej”, odwiedził Chełmek.

Zawsze szuka kluczyka, którym otworzy serce swego rozmówcy. Zaprzyjaźnia się z nim i słyszy to, na czym mu zależy.
Kiedy wiele lat temu stawiał pierwsze kroki jako dziennikarz, przyszło mu zmierzyć się z nie lada wyzwaniem. Miał przygotować reportaże obyczajowe o dwóch kandydatach ubiegających się o fotel prezydenta. Jednym był Tadeusz Mazowiecki, drugim - Lech Wałęsa.

Wierzącemu nie odmówię
- Sęk w tym, że Wałęsa był w nie najlepszych stosunkach z „Gazetą Wyborczą” - opowiada Mariusz Szczygieł, dziennikarz jednego z największych ogólnopolskich dzienników. Zadzwonił do żony polityka. Zaproponował spotkanie i rozmowę o mężu. Z „Gazetą” nie rozmawiam - usłyszał w słuchawce telefonu. „A ja całą noc się modliłem, żeby pani ze mną porozmawiała” - odparł młody dziennikarz. Kobieta zawahała się i po chwili zapytała ze zdziwieniem: „To pan jest wierzący?”. „Tak” - powiedział Szczygieł. - „Gazecie” odmówię, ale wierzącemu nie mogę. Proszę przyjechać” - powiedziała.

W drodze z Warszawy do Gdańska myślał, jakimi kwiatami może urzec Danutę Wałęsę.
- Wyczytałem, że była kwiaciarką. W końcu pomyślałem, że jej ulubionymi kwiatami muszą być te najdroższe - opowiada.
Gdy wysiadł z pociągu, pobiegł do kwiaciarni, a potem do kolejnej i następnej.
- W końcu kupiłem storczyka. Były najdroższe, a stać mnie było na jednego - wspomina.
Stanąwszy w drzwiach, usłyszał: „Skąd pan wiedział, że to moje ulubione?”. Rozmowa była już prosta. Reportaż o polityku, który niewiele później został prezydentem Polski, powstał.

Rozwód, czyli szczęśliwy koniec
Mariusz Szczygieł, od blisko 20 lat dziennikarz „Gazety Wyborczej”, znany szerszej publiczności z talk-show Polsatu „Na każdy temat”.
- Moje małżeństwo z telewizję skończyło się szczęśliwie po siedmiu latach. Rozwodem - mówi z uśmiechem.
Przyznaje, że dzięki współpracy zarobił na mieszkanie. Po pożegnaniu się ze srebrnym ekranem zaczął zgłębiać historię i kultury sąsiadów zza południowej granicy. Efektem stał się „Gottland”. Książka ukazuje Czechów uwikłanych w czasy, w jakich przyszło im żyć. Jej bohaterami są m.in. siostrzenica Franza Kafki, gwiazdor Karel Gott, jak i rodzina Batów, z której wywodzi się Tomasz - król butów.

Wciąż odmawiał
- Jeszcze przed „Gottlandem” staraliśmy się o wizytę Mariusza Szczygła w Chełmku. Było to zaraz po ukazaniu się fragmentu książki w „Gazecie Wyborczej” - wspomina Waldemar Rudyk, dyrektor Miejskiego Ośrodka Sportu, Kultury i Rekreacji w Chełmku. Niestety, przez trzy lata spotkania nie udawało się zorganizować. Szczygieł odmawiał. Kilka tygodni temu dowiedział się o sitodrukach Magdaleny Magdziarz z Gliwic. Na dziewięciu betonowych płytach młoda artystka streściła „Gottland”. Swe dzieło postanowiła podarować Chełmkowi, w którym stoi Dom Pamięci Baty.
- Generalnie odmawiam przyjazdu na podobne spotkania. Do Chełmka chciałem jednak przyjechać ze względu na tę pracę. To pomnik mojej książki. To niesamowite, że dziewczyna zrobiła na betonowych płytach chodnikowych ilustracje do Gottlandu - mówi Szczygieł.
Przyznaje, że w Chełmku nigdy nie był.
- Jeśli więc nie teraz, to kiedy? - mówi i staje nad sitodrukiem. Przygląda się mu i fotografuje. Trzy dni później przecież znów jedzie do Czech. Przygotowuje kolejną książkę.

Pomnik legł w gruzach
Po spotkaniu w Chełmku ma już świadomość, że „Gottlandem” zrzucił z piedestału pomnik, stojący w świadomości miejscowych. Książką, choć nie była w nikogo wymierzona, uderzył w świętość. Tomasz Bata (senior) jest bowiem niedoścignionym wzorem, legendą i ideałem, któremu należy się wdzięczność za wybudowanie Chełmka.

- Wszystkie pomniki mają swój przód i tył, swoją historię. Jestem reporterem. Staram się być uczciwy wobec ludzi, których opisuję; wobec przekazów, które od nich dostaję, jak i przekazów historycznych - mówi Szczygieł.

Jest przekonany, że przeczytał wszystko, co dało się przeczytać, na temat Tomasza Baty. Sam ma dużą bibliotekę poświęconą tej postaci, w tym książki przedwojenne i powojenne.

- O Bacie pisano różnie. Z jednej strony uznawano go za kapitalistę, wyzyskiwacza. Z drugiej - za największego dobroczyńcę narodu czeskiego, Moraw i miasta Zlina. Pisano o nim, że był socjalistą, że był za dobry dla ludzi, jak i że był strasznie zły dla nich. Są więc różne nurty w myśleniu o Bacie - opowiada dziennikarz.

Przyznaje, że jego minimalistyczna saga rodu Batów ma może 30 stron maszynopisu.
- Starałem się w niej zawrzeć wszystkie odcienie myślenia o Bacie - zapewnia. - Nie chciałem, by była to laurka. Nie chciałem, by był to paszkwil - dodaje i opowiada, że największym sprawdzianem były listy czytelników po tym, jak „Gottland” ukazał się w Czechach.
Jedni pisali, że już dawno nikt tak negatywnie nie pisał o Bacie. Inni dziękowali, bo wreszcie pojawił się pozytywny tekst. Tekst, który musiał napisać Polak, bo w Czechach na królu butów nie zostawiają suchej nitki.

Jeszcze nie poznałem
Czy polskie, chełmeckie spojrzenie na Batę, wpisuje się w któryś czeskich nurtów myślenia?
- Nie znam go do końca. Rozmawiałem z dwoma panami, którzy są zafascynowani tą postacią. Też jestem zafascynowany. Nie wiem jednak, co tutaj się mówi. Czuję, że Bata jest naprawdę cenioną i szanowaną postacią - mówi reportażysta.
Po lekturze „Gottlandu” nasuwa się jeszcze jedno pytanie. Czy Szczygieł zna lepiej Czechów od nich samych?
- Nie pozwoliłbym sobie na takie stwierdzenie, ale czasami widzę coś, czego oni nie dostrzegają - mówi o sobie.
Opowiada, że czasami pyta Czechów o dawne czasy, o komunizm.
- Mówią: „O tym się nie wiedziało”, „Tego się nie mówiło”, „O tym się nie słyszało”, „O to się nie pytało”. Miałem wrażenie, że spotykam się z próbą odepchnięcia odpowiedzialności za historię, w języku właśnie. Nie mówią: „Ja nie pytałem”, „Ja się bałem o tym mówić”. Uogólniają, mówią w formie bezosobowej, jakby chcieli pokazać, że nie mieli na nic wpływu - opowiada.
Napisał o tym w swojej książce. Efekt? W Czechach nie ma praktycznie recenzenta, który by nie podjął tematu. „Zauważył coś, czego my nie zauważyliśmy” - mówią. Podnoszą, że „Gottland” jest lustrem, w którym mogą się przejrzeć.
Tadeusz Jachnicki

O „Gottlandzie”
Książka po raz pierwszy ukazała się w Polsce w 2006 r. Obecnie szykowany jest piąty dodruk. W Czechach czwarty. Ujrzała światło dzienne także w Niemczech i Francji. Obecnie ukazuje się w Rosji, na Węgrzech i we Włoszech. Jak mówi sam autor, to nie książka o Czechach. Te są jedynie pretekstem do opowiedzenia pewnych historii o strachu, miłości, śmierci, odwadze, o tchórzostwie. W Czechach Mariusz Szczygieł szuka jedynie tematów, które każdego zainteresują. To książka, która stara się być uniwersalną historią o ludziach, których można spotkać wszędzie; o ich reakcjach na to, co ktoś lub coś (może system, może Bóg) próbuje ich przemienić w kogoś innego, niż są.

Przełom nr 11 (879) 18.03.2009