Ludzie
Aktorka na emeryturze
TVN już wie, że jeśli potrzeba odtwórczyni skomplikowanej psychologicznie roli, należy dzwonić do Trzebini. Do Aleksandry Pawlik.
- Pani wnuczka ma zaburzenia psychiczne - mówi policjantka Anna Potaczek.
- Wiem, ale to nie jej wina - broni się starsza kobieta o szlachetnej twarzy. - Jej ojciec rzucił moją córkę dla jakiejś innej kobiety i wtedy córka popełniła... - kobieta zaczyna płakać.
Pojawia się dynamiczna czołówka serialu „W-11. Wydział Śledczy”.
A teraz już inny fragment serialu i ta sama kobieta, lecz z zadbaną fryzurą, w okularach i papierosem w ustach. Mówi twardo i nieustępliwie, nonszalancko wypuszczając dym w twarze przesłuchujących ją policjantów.
- Jak to się stało? Kto zabił mojego syna? - pyta kobieta.
- Pani syn został ugodzony nożem w brzuch
- Czyli nie wiecie kto go zabił?! - siedząca kobieta przyciska policjantów do muru.
A teraz już rzeczywistość. Bohaterka dwóch filmowych scen siedzi w kawiarni, poprawia okulary na nosie i delikatnie się uśmiecha.
- Nazywam się Aleksandra Pawlik. Jestem emerytką, mieszkam w Trzebini i od dziecka byłam zafascynowana aktorstwem.
Aktorka - ekonomistka
Panią Aleksandrę znają już dobrze realizatorzy TVN-owskich seriali realizowanych w Krakowie - „W-11”,”Wydział Śledczy” i „Detektywi”. W ciągu trzech ostatnich lat wystąpiła w pięciu odcinkach serii. Gdy producent nie może znaleźć odtwórczyni skomplikowanej psychologicznie roli matki lub babci, dzwoni do Trzebini, do Aleksandry Pawlik.
- A ja wyrażam zgodę - mówi pani Aleksandra. - Bo zawsze chciałam poznać jak świat filmu wygląda od kuchni.
Już w ochronce u sióstr felicjanek w Krystynowie, gdzie uczęszczała jako mała dziewczynka, wolała brać udział w „Jasełkach”, niż w lekcjach szycia czy haftowania. W technikum ekonomicznym w Krakowie występowała w akademiach a raz została nawet konferansjerką. Do szkoły aktorskiej nie zdecydowała się jednak zdawać, bo ten zawód nie gwarantował stabilizacji, jaką dawała posada ekonomisty. Pracowała na tym stanowisku aż do emerytury w „Zakładach Eternitu” w Górce, w „ZSO Górka”, a potem w „Zakładach Metalurgicznych” w Trzebini.
Matka desperata, babcia zabójczyni
- Będąc już na emeryturze, wybrałam się do Krakowa - opowiada Aleksandra Pawlik. - Kiedy spacerowałam po Rynku, zobaczyłam wielkie ogłoszenie: „Jeśli chcesz sprawdzić jak wyglądasz w kamerze, wejdź”. To była Agencja Aktorska „Stars”. Oczywiście weszłam.
Po wypełnieniu broszur i ankiet pani Aleksandra przeszła zdjęcia próbne i została umieszczona w bazie danych agencji. Całą przygodę potraktowała jako dobrą zabawę. Dopiero po jakimś czasie zadzwonił pierwszy telefon z biura serialu „W-11”.
W tej specyficznej produkcji TVN, obsadzonej wyłącznie przez aktorów niezawodowych, pani Aleksandra zagrała kilka bohaterek. Była matką człowieka, który w akcji desperacji bierze zakładników na stacji benzynowej. Babcią studentki, która zabiła dwie koleżanki podejrzewane przez nią o romans ze swym chłopakiem. W „W-11” zagrała jeszcze charyzmatyczną matkę zabitego bohatera a w „Detektywach” została kobietą, która w młodym wieku oddała dzieci do adopcji.
- Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że nie mam nic wspólnego z żadną z tych postaci - stwierdza Aleksandra Pawlik. - Ale rozumiem ludzi, którym zdarza się pomylić filmową fikcję z rzeczywistością i chcą np. iść do spowiedzi u aktora grającego księdza w „Plebanii”. Kiedyś i mnie zdarzały się podobne wpadki. Jednak dzięki zajrzeniu za kulisy filmu już wiem gdzie kończy się rzeczywistość, a gdzie zaczyna film.
Charakteryzacja w Trzebini
Jak więc wygląda ta druga strona filmu?
- Praca, praca i jeszcze raz ciężka praca - ucina szybko pani Aleksandra - Nieraz już miałam wyrzuty sumienia, kiedy reżyser prosił mnie o kolejne powtórzenie tej samej kwestii. Pytałam: „Znów coś zawaliłam?”. „Nie” - odpowiadał. - „ Tylko musimy jeszcze dograć zbliżenie.”Albo stwierdzał: „Musimy powtórzyć, bo dźwiękowiec zawalił”. To jednak wielka prawda, że film jest pracą zespołową.
Na pani Aleksandrze wrażenie zrobiła również sztuka oświetlenia, która w nocy może stworzyć dzień, oraz montaż, dzięki któremu zobaczyła jak z roli giną kolejne kwestie dialogowe.
- Przecież powtarzałam kilka zdań, a w filmie zostało tylko jedno. Początkowo nie mogłam zrozumieć jak to się dzieje - śmieje się aktorka.
Jedynie charakteryzacja nie zdziwiła pani Aleksandry.
- W tym serialu chcą, aby ludzie wyglądali jak najbardziej naturalnie - tłumaczy amatorka. - Dlatego charakteryzatorki tylko machną nam po twarzy pędzlem z pudrem, żeby skóra nie świeciła się przed kamerą. Ale gdy wiedziałam coś więcej o roli, sama postanawiałam zadbać o wizerunek. Np. gdy miałam zagrać kobietę majętną, przed występem udałam się do kosmetyczki i zrobiłam maseczkę.
Trzeba się wk...ć
Co okazało się najtrudniejsze?
- Dziwne, ale nie miałam problemów ze scenami załamań czy płaczu - opowiada pani Aleksandra. - Reżyser nigdy nie miał do mnie pod tym względem zastrzeżeń. Dopiero gdy przyszło zagrać kobietę wyniosłą, pojawiły się kłopoty. „Za słabo to pani mówi, za delikatnie” - powtarzał mi bardzo kulturalny realizator. Podniosłam więc głos o ton. Znów nie był zadowolony. Powiedziałam jeszcze głośniej - też mu nie pasowało. Wreszcie podchodzi do mnie i mówi zniecierpliwiony - „Wie pani co? Musi się pani po prostu wk...ć”. I od razu poszło lepiej. Mówię mu: - Trzeba było tak od razu powiedzieć - śmieje się aktorka z Trzebini.
Kobiecie nie sprawiło również problemu palenie papierosa, mimo że nie miała go w ustach od kilkunastu lat.
- Policjanci, z którymi rozmawiałam przed kamerą, byli palący, ale na planie nie mogli zapalić, więc trochę mi zazdrościli - wspomina aktorka. - Szeptali tylko: „Proszę dmuchać w naszą stronę. Może choć trochę zaspokoimy głód.”
Numer poproszę
Wszystkie występy pani Aleksandry nagrywa na video syn. O seansach seriali z jej udziałem poinformowani są rodzina, sąsiedzi i koleżanki z „Uniwersytetu Trzeciego Wieku”.
Gdy widzą Aleksandrę Pawlik, tylko kręcą głową i mówią:
- Ja to ci zazdroszczę. Na coś takiego bym się jednak nie zdecydowała.
Ale niektórzy podchodzą potem i po cichu proszą o numer telefonu do agencji aktorskiej. Również chcą dotknąć filmowego świata.
Tomasz Jurkiewicz
Przełom nr 14 (882) 8.04.2009