Nie masz konta? Zarejestruj się

Ludzie

Folklor na skuterze

30.09.2009 18:08 | 1 komentarz | 1 661 odsłona | red
Czasem znajomi śmieją się, że w skansenie mieszkam - Monika Dudek z Tenczynka spogląda na swój rodzinny drewniany dom. Zapina guziki haftowanej bluzki, wiąże gorset, poprawia chustę na głowie. I wsiada na czerwony skuter.
1
Folklor na skuterze
Monika Dudek na skuterze w rodzinnym ogródku
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Czasem znajomi śmieją się, że w skansenie mieszkam - Monika Dudek z Tenczynka spogląda na swój rodzinny drewniany dom. Zapina guziki haftowanej bluzki, wiąże gorset, poprawia chustę na głowie. I wsiada na czerwony skuter.

Odpala maszynę i mknie między drzewami. Na hamaku kołysze się jej córka Milenka. Pachnie skoszoną trawą. Leniwie bzyczą pszczoły.
Magię stworzonego przez jej pradziadków ogrodu przenika jednak duch nowoczesności. Monika ma 36 lat i od niej nie ucieka. Żyje folklorem, przeszczepiając go zabieganym zarabianiem pieniędzy biznesmenkom, tworząc strony internetowe, prowadząc zajęcia tańca w różnych centrach kultury. Chce założyć Fundację Kobieta w Regionie, aktywizując wszystkie panie i wydobywając z nich ukryte talenty.

Odnaleźć jedność
15 lat szukała swojego miejsca na ziemi. Jeździła po świecie jako pilot wycieczek i jako tancerka góralskiego zespołu Skalni. Pracowała jako salowa w krakowskim szpitalu, recepcjonistka w hotelu, prowadziła dom ludziom w Genewie. Gnało ją gdzieś ciągle w nieznane. Robiła szkolenie za szkoleniem, kończyła różne kursy. Dopiero gdy miała 28 lat postanowiła dopiąć swego i zrealizować swoje marzenie. Poszła na studia dzienne w Instytucie Etnologii i Antropologii Kultury na UJ. „Dlaczego tańczymy? O poszukiwaniu jedności z Bogiem, ludźmi i kosmosem” - taki tytuł miała jej praca magisterska. Tej jedności szuka do dziś, wierząc, że właśnie w tańcu ją odnajdzie.

- Bo ona naprawdę istnieje - przekonuje Monika i widząc ją w krakowskim stroju, patrząc jak się rusza, sami jesteśmy w stanie w to uwierzyć. Zwłaszcza, gdy bujamy się w hamaku rozpiętym między drzewami zasadzonymi przez jej pradziadków.

Oberki alternatywą dla fitnessu
- Internet jest naszą codziennością i przyszłością - otwiera laptopa. Jest też jej pracą, bo od dziewięciu lat zajmuje się promocją działań Muzeum Narodowego w Krakowie. Codzienność miesza się z przeszłością, tworząc ujmujący w swej prostocie pomysł na życie.

- To szczęście - uśmiecha się Monika, bo w końcu robi to, co najbardziej ją pasjonuje, a pasja jest dziś jej pracą.

Tworzy alternatywę dla pań poszukujących rozrywki, a zarazem sposobu na pozbycie się stresów i... zbędnych kilogramów. Tańce etniczne, ludowe, w kręgu mają być dla nich odskocznią od codzienności, a równocześnie ćwiczeniami ruchowymi.

- We wtorki Kraków, w środy spotkania w Tenczynku, w czwartki Zabierzów. Taniec bardzo pomaga w zmaganiach z codziennością. Daje dużo radości. Może zastępować i fitness, i siłownię, a także nauczyć sporo o regionalizmach z całego świata - zaznacza Monika, która sama od 20 lat kształci się w tym temacie. Ma uprawnienia instruktora polskich tańców ludowych i narodowych przyznane przez Ministerstwo Kultury i Sztuki. Prowadzi też zajęcia z choreoterapii.

Wesele na ludowo
- Najbardziej lubię czardasze, oberki i polki - przyznaje. Na jej stronie www.tancuj.pl zobaczyć ją można w akcji.

Swojego życiowego partnera Przemka też poznała w tańcu. Na wieczorze oberkowym warsztatów tańców ludowych we Wrocławiu. Oboje wirują oberki i walczyki już od wielu lat.

- Uwielbiamy potańcówki - nie żartuje.

Od niedawna, za namową znajomych, razem z Przemkiem organizują zabawy na weselach.

- Tu jest filmik z Mogilany - wskazuje ekran komputera. Kilkadziesiąt par biesiadników podąża z nią i Przemkiem alejką między drzewami. Tańczą poloneza, aby za chwilę złączyć się w kręgu i z przytupem bawić się przy czardaszu. Wynajęty DJ mógł zamilknąć na dłużej, bo gdy w tle rozbrzmiały etniczne rytmy, na sali nikt nie siedział, a tańczący zachwyceni sposobem zabawy ani myśleli zejść z parkietu.
- Mimo wszystko ludzie lubią wracać do korzeni - uśmiecha się Monika, wyłączając film.

O tym, jak żyły tenczynianki
- Koło gospodyń często kojarzy się dziś z obciachem. Babciami, zawodzącymi smętne piosenki. A ja chcę zorganizować coś nowego - opowiada o pomysłach na aktywizację kobiet we wsi.

Sama działa w tenczyńskim KGW, ale już wprowadziła do koła nowego ducha. Wierzy, ze oprócz przyśpiewek panie mogą się od siebie wiele nauczyć. A razem wiele zdziałać.

- Tenczynek stale rozrasta się, ale coraz mniej przypomina wspólnotę - marzy, aby to zmienić.

Na początek samodzielnie zrobiła oficjalną stronę internetową sołectwa: www.tenczynek.pl, na której zamieszcza najświeższe informacje ze wsi, współpracując z sołtysem. Jeszcze w tym roku zamierza założyć Fundację Kobieta w Regionie i poprzez nią czerpać pieniądze na programy aktywizacji pań oraz promujące kulturę i folklor. Przygotowuje również książkę na temat życia kobiet na wsi wczoraj i dziś. Będzie się opierać na relacjach najstarszych mieszkanek sołectwa i konfrontować je ze spostrzeżeniami młodych kobiet.

Nie udawać folkloru
- Ten folklor odżył we mnie, gdy po 15 latach tułaczki po świecie wróciłam do Tenczynka i urodziłam córkę - przyznaje.

Dziś nie zamieniłaby tego miejsca na inne. Tu ma rodzinny dom po pradziadkach. Choć niebawem zamierza wybudować swój, pozostanie blisko korzeni. Wśród magii pachnącego latem ogrodu, bzyczących pszczół i traw.

- Tutaj nie muszę udawać folkloru tak, jak dzieje się to w mieście. Tutaj folklor po prostu trwa - w krakowskim stroju Monika wskakuje na skuter, a w jej głowie już rodzą się kolejne pomysły na życie.
Ewa Solak

Przełom nr 38 (906) 23 września 2009