Nie masz konta? Zarejestruj się

Ludzie

Pożegnali olimpijczyka

03.12.2009 13:07 | 1 komentarz | 10 614 odsłon | red
W sporcie osiągnął bardzo wiele. Miał na koncie medale mistrzostw świata oraz udział w olimpiadzie w Sydney. Jego bliscy i koledzy z regatowych torów wciąż nie mogą uwierzyć w tragiczną śmierć niespełna 28-letniego Michała Gajownika.
1
Pożegnali olimpijczyka
Michał Gajownik
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Michał Gajownik (1981-2009)


W sporcie osiągnął bardzo wiele. Miał na koncie medale mistrzostw świata oraz udział w olimpiadzie w Sydney. Jego bliscy i koledzy z regatowych torów wciąż nie mogą uwierzyć w tragiczną śmierć niespełna 28-letniego Michała Gajownika.

Nad Chechło na pierwszy trening przyszedł w wieku 12 lat za namową koleżanki.
- Gdy Michał był mały, myślałam, że w przyszłości będzie budowniczym. Z dużym zacięciem wznosił budowle z klocków lego. Choć czasami bawił się też łódeczką. Na początku nie przyznał się, że trenuje w klubie kajakowym. Gdy prawda wyszła na jaw, trochę się niepokoiłam. Był październik, a Michał przychodził do domu w przemoczonym ubraniu. Dlatego poszłam do klubu na trening. Gdy zobaczyłam, jak dzieci pracowicie spychają kanadyjki do wody, a potem wyciągają je na brzeg, stwierdziłam, że sport może nauczyć syna obowiązkowości. Tak było rzeczywiście. Poza tym miał wiele samozaparcia. Niezależnie, czy padał deszcz, czy świeciło słońce, Michał wstawał o szóstej i jechał na rowerze nad Chechło, by odbyć trening przed zajęciami w szkole - opowiadała dziewięć lat temu na łamach „Przełomu” o początkach sportowej kariery syna Urszula Gajownik.

Już dwa lata po rozpoczęciu treningów Michał był wicemistrzem Polski młodzików.
- O tym, że Michał ma zadatki na klasowego zawodnika, przekonałem się podczas Mistrzostw Polski Juniorów. Po wyścigu czekaliśmy na wyniki dwie godziny. Okazało się, że wygrał zaledwie o setną sekundy. To był zawodnik obdarzony niezbyt jak na kajakarza dobrymi warunkami fizycznymi, ale lubiący ciężką pracę. Czasami aż trzeba go było stopować. Potem, gdy przeszedł do Posnanii, gdy tylko mógł, pojawiał się nad Chechłem. Trenował tu w przerwach między zgrupowaniami kadry - opowiada jego pierwszy trener Adam Smyk z Miejskiego Klubu Sportów Wodnych w Trzebini.

Kibicował swojemu podopiecznemu, gdy ten popłynął w „dwójce” na olimpiadzie w Sydney z doświadczonym Pawłem Baraszkiewiczem. W finale przypłynęli na ósmym miejscu. Dwa lata po olimpiadzie Michał wywalczył złoto Mistrzostw Świata w Sewilli w C-4. Na podium imprezy tej rangi stanął jeszcze dwukrotnie, wywalczając w czwórce złoto i brąz. Trzy lata temu skończył karierę. Wyjechał do Irlandii.
- Cały czas o nas pamiętał. Wysyłał kartki, pisał sms-y - dodaje Adam Smyk.

Po powrocie do Chrzanowa podjął pracę w firmie Thermoplast. Dalej wpadał do klubu, dbając o sportowy tryb życia.
- Dla nas, młodych zawodników, był wzorem do naśladowania. Można było z nim porozmawiać, pożartować. Gdy widział, że idę pieszo na trening, podwoził mnie swoim samochodem - wspomina Wojciech Gerlach, młody kajakarz MKSW.

W nocy z 12 na 13 listopada Michał zginął w wypadku samochodowym przy ulicy Pogorskiej w Chrzanowie. Jego opel vectra uderzył w słup energetyczny.

Pogrzeb kajakarza odbył się w minioną środę w kościele Matki Bożej Różańcowej. W ostatnim pożegnaniu uczestniczyła rodzina i znajomi, koledzy z torów regatowych, trenerzy i działacze. Przy trumnie, do której włożono wiosło, stanął poczet sztandarowy Posnanii.
Po ludzku sądząc trudno znaleźć wytłumaczenie dla tej śmierci kolejnej już młodej osoby. Wiara każe nam jednak powiedzieć do Michała nie „żegnaj”, ale „do zobaczenia” - powiedział w homilii ks. Grzegorz Pieróg, który poprowadził wyjątkowo długi kondukt pogrzebowy.
Ciało Michała Gajownika spoczęło na starej części cmentarza. Grób pokryły wieńce i wiązanki kwiatów.
Marek Oratowski

Przełom nr 47 (915) 25.11.2009