Nie masz konta? Zarejestruj się

Ludzie

Przy wódce jedli jego ryby w zalewie

30.06.2010 14:46 | 1 komentarz | 3 617 odsłony | red
Luzak, zwykły gość, niewyróżniający się z tłumu. Wchodząc do sali prób na przywitanie rzucał: „Co chłopaki, pogramy sobie?”. I tak graliśmy aż do tego tragicznego dnia - Janusza Sołomę, basistę zespołu Stos, wspomina jego przyjaciel, perkusista kapeli Jan Bol.
1
Przy wódce jedli jego ryby w zalewie
Muzyk Janusz Sołoma zmarł 8 maja 2010 roku
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Janusz Sołoma ( 1962-2010) 

Luzak, zwykły gość, niewyróżniający się z tłumu. Wchodząc do sali prób na przywitanie rzucał: „Co chłopaki, pogramy sobie?”. I tak graliśmy aż do tego tragicznego dnia - Janusza Sołomę, basistę zespołu Stos, wspomina jego przyjaciel, perkusista kapeli Jan Bol.

W 1999 roku, po 10 latach przerwy w istnieniu grupy Stos, jej założyciele postanowili ją reaktywować. Brakowało im basisty. Rozpoczęli poszukiwania.

Pierwsza próba
Pewnego dnia Jan Bol otrzymał telefon od gitarzysty Janka Kardasa z Trzebini-Sierszy z informacją, że znalazł właściwego człowieka, basmana z Gaja.
- To jest mój kumpel - mówi Janek. - Grał w kilku miejscowych kapelach. Jest dobry i ma czas. Będzie się nadawać. A jeśli z tego coś wyjdzie, to przynajmniej będę miał z kim na próby jeździć...
Powiedzieli: „Przyjeżdżajcie!”. Jakie Sołoma wywarł pierwsze wrażenie na przyszłych kolegach z zespołu?
- Luzak! Wszedł z Jankiem do sali prób i widać było, że to zwykły gość, niewyróżniający się z tłumu. Na przywitanie zagadał: „Co chłopaki, pogramy sobie?” - opowiada Bol.

Podczas pierwszej próby wypadł bardzo dobrze. Grał płynnie, fajnie akcentował, trzymał puls. Miał swój styl.
- Jako perkusiście w stu procentach mi to odpowiadało. Późniejsze wspólne tworzenie utworów z Januszem było czystą przyjemnością, zgraliśmy się bardzo szybko i w czasie robienia numerów czy też grania koncertów, nie było problemów. Zawsze kończyliśmy razem (śmiech)...

Kilka pomysłów Sołomy wykorzystali do swoich utworów, a jeden z nich „Krajobraz po bitwie” cały oparli na linii basu, którą skomponował.
- Z Januszem odwaliliśmy kawał dobrej roboty. Zrobiliśmy cały stary materiał Stosu, nagraliśmy dwie demówki „Przebudzenie” i „Za horyzont” oraz utwór na składankę „A tribute to WASP - L.O.V.E. Machine” - wymienia Bol.

Niestety, w 2006 roku dosięgła ich pierwsza tragedia. Na raka zmarł gitarzysta Janek Kardas. Byli załamani. To wydarzenie uderzyło szczególnie w Janusza. Znali się dłużej i byli bliskimi przyjaciółmi, prawie z jednego podwórka. Kapela zrobiła więc przerwę w graniu. Janusz Sołoma chciał ochłonąć.

W tym czasie Jan i Irena (wokal) postanowili doprowadzić do reedycji płyty Stos na nośniku CD, aby zadedykować ją Jankowi Kardasowi. Udało się!

Sprzedaliśmy tę wiadomość Januszowi. Ucieszył się. Chyba go to trochę ożywiło, bo za kilka dni zadzwonił i zapytał: „Co, może pogramy trochę?”. Do zespołu dołączyli dwaj nowi gitarzyści. Zaczęli na nowo w składzie: Irena Bol, Jan Bol, Marcin Frąckowiak, Łukasz Krawiec i Janusz Sołoma.

Nie zdążyli wejść do studia
W 2010 roku postanowili nagrać materiał na nową płytę. Janusz ucieszył się, bo już tyle lat grał w Stosie, a nie wydali jeszcze oficjalnej płytki z jego udziałem. Dla muzyka jest to pewnego rodzaju nagroda.
- Niestety, nie zdążyliśmy wejść wspólnie do studia i nagrać materiału na płytkę...

Jan Bol mówi, że zżyli się ze sobą przez jedenaście lat. Nigdy nie mieli poważnych sporów. Sołoma miał dużo pozytywnych cech. Był sumienny. Pomimo niewygodnego dojazdu na próby - docierał dwoma autobusami - zawsze się zjawiał.
- Ceniłem w nim miłość do natury. Uwielbiał zbierać grzyby i chodzić na ryby. Nie raz przy wódeczce zagryzaliśmy jego rybki w zalewie albo grzybki. Pamiętam, jak kiedyś, na koncercie, otworzył plecak, wyciągnął pajdy chleba z masłem rydzowym jego produkcji i powiedział: „Jedzcie, dla wszystkich wziąłem, żebyście spróbowali, czy dobre zrobiłem...”. Było pyszne! Dobry człowiek, po prostu... - wspomina Bol.

Ludzie postrzegali go jako artystę. Oprócz tego, że był muzykiem, malował obrazy farbami olejnymi. Jego tematem numer jeden była marynistyka. Jedna z jego prac znalazła się na okładce dema Stos „Przebudzenie”. Wyrabiał także sztukaterię z gipsu, kolumny gipsowe stylizowane na greckie czy też rzymskie. Specjalnie je „patynował”, żeby wyglądały na stare. Sołoma miał talent.
- Odszedł nasz przyjaciel i nadal do nas to nie dociera! Nie możemy w to uwierzyć, chociaż byliśmy tam i widzieliśmy to. Był to szok! Wiele razem przeżyliśmy: dobrych i złych chwil. Teraz została luka, której nie można wypełnić...

Janusz Sołoma zmarł na zawał serca 8 maja podczas koncertu grupy Stos w Mysłowicach. 5 czerwca kapela miała wystąpić w Chorzowie. Z wiadomych powodów odmówiła. Jednak z inicjatywy ich znajomego Tomasza Skorka, zagrali dwa utwory w hołdzie Januszowi Sołomie! Tytułowy „Stos” oraz „Piekło i Niebo”
- To ten, którego nie dokończył... - mówi Bol.
Mateusz Kamiński

Przełom nr 25 (945) 23.06.2010