Nie masz konta? Zarejestruj się

Ludzie

Będę miał żal

30.06.2010 13:11 | 0 komentarzy | 2 064 odsłony | red
Przez ostatnie dwanaście lat włożyłem w tę pracę wiele serca i zdrowia. Jeśli mieszkańcy tego nie docenią, będzie mi przykro - mówi Adam Adamczyk, burmistrz Trzebini, który zamierza powalczyć o kolejną, czwartą kadencję.
0
Będę miał żal
Adam Adamczyk
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Przez ostatnie dwanaście lat włożyłem w tę pracę wiele serca i zdrowia. Jeśli mieszkańcy tego nie docenią, będzie mi przykro - mówi Adam Adamczyk, burmistrz Trzebini, który zamierza powalczyć o kolejną, czwartą kadencję.

Anna Jarguz: Jest pan znany z hojnej ręki. Już nawet sam nazywa siebie „dobrym wujkiem Adamem”.
Adam Adamczyk:
- Fakt, stosuję rozdawnictwo, ale pod kontrolą. Nie jest tak, że każdy, kto do mnie przyjdzie, od razu wszystko dostaje. Bacznie obserwuję stopień zaangażowania stron w dane przedsięwzięcie. Analizuję, co już samemu udało im się zrobić, a co zrobią, jeśli im pomogę. Wspieram, ale w granicach rozsądku.

Przez wiele lat nie musiał się pan posiłkować kredytami. Dziś zadłużenie gminy sięga 36 milionów zł, co stanowi 37 procent dochodów gminy ogółem. Czy na rozdawnictwo, nawet pod kontrolą, wciąż będzie pana stać?
- Trzymam rękę na pulsie. Już moja w tym głowa, by na wszystko wystarczało. Dotąd zawsze udawało mi się znaleźć ekstra pieniądze na nieujęte w budżecie zadania. A co do zadłużenia gminy, to nie wynika ono z rozdawnictwa, tylko realizacji dużych inwestycji, których się podjęliśmy. Mam na myśli budowę kanalizacji, modernizację wielu kilometrów dróg. Nie tylko gminnych, ale również powiatowych, do których dopłacamy grube miliony. Ponadto rewitalizujemy centrum miasta.

A propos przebudowy centrum. W mieście roboty rozpoczęły się stosunkowo niedawno, a ich pierwsze rezultaty, jak na przykład nowy parking za urzędem, będą widoczne akurat na wybory.
- Rewitalizacja centrum to nie jest widzimisię Adamczyka. Do tego zadania przygotowywaliśmy się od lat. Termin rozpoczęcia prac wynikał z możliwości ich finansowania. Decyzja o przyznaniu nam dofinansowania zapadła dopiero w ubiegłym roku.

Mimo wielu lat przygotowań, przebudowa Rynku ma bardzo wielu przeciwników. Jednym nie podoba się nowy budynek administracyjno-usługowy przy drodze wojewódzkiej, innym powstająca obok multimedialna wieża zegarowa. Kolejni protestują przeciwko wycięciu drzew, bo nie chcą w Trzebini betonowej pustyni.
- Nigdy wszystkim nie dogodzimy. Na to nawet nie liczę. Około 50 proc. mieszkańców akceptuje zmiany. Pozostali woleliby tylko kosmetyczne poprawki. Jednak bez dużego projektu, obejmującego zdecydowane działania, nie byłoby decyzji o współfinansowaniu i ponad dwunastu milionów zł z Unii.

Gdy po raz pierwszy oficjalnie zapowiedział pan start w wyborach, deklarował dofinansowanie sportu. Jest sens, skoro występujący jeszcze do niedawna w IV lidze, Miejski Klub Sportowy „Trzebinia” zdegradowano właśnie do ligi piątej?
- Nie chcę inwestować w klub, tylko w obiekty MKS-u. Zależy mi na nowej trybunie, budynku socjalnym dla zawodników, parkingu od strony huty. Gdy wreszcie będziemy mieć profesjonalne zaplecze, to może i lepsi gracze do nas przyjdą. To raz. Dwa: nie zamierzam się ograniczać tylko do stadionu MKS-u. Deklaruję także budowę boiska sportowego w Młoszowej, odzyskanie stadionu w Sierszy lub ewentualnie poszukanie innej lokalizacji pod obiekt sportowy dla tej części miasta, ponadto budowę zapleczy socjalnych dla klubów w sołectwach.

Ta kampania wyborcza toczy się w cieniu budowy zakładu termicznej utylizacji odpadów. W powiecie chrzanowskim to pan nazywany jest ojcem tej inwestycji.
- Mam świadomość, że to może mi zaszkodzić. Jednak daleki jestem od stosowania metody, że w roku wyborczym nie poruszam żadnych drażliwych tematów, by przypodobać się ludziom, a potem czymś ich zaskakuję. Od problemu śmieci nie uciekniemy. Podejmując temat budowy spalarni, chciałem zapoczątkować dyskusję. To się udało. Nawet jeśli uznamy, że warto iść w tym kierunku, do samej realizacji inwestycji jeszcze bardzo daleka droga. Dziś jesteśmy dopiero na jej początku.

Jaki jest pana plan awaryjny na wypadek przegranych wyborów?
- Jeśli nie wygram, będę miał żal do Trzebini. Przez ostatnie dwanaście lat włożyłem w tę pracę wiele serca i zdrowia. Jeśli mieszkańcy tego nie docenią, zwyczajnie będzie mi przykro. W tej sytuacji trudno byłoby nadal pracować w Trzebini. Prawdopodobnie poszukałbym sobie jakiegoś zajęcia poza granicami gminy. Planów jeszcze nie sprecyzowałem.

Załóżmy, że pan nie startuje w wyborach. Którego z pozostałych kandydatów na burmistrza by pan poparł - Adama Pasternaka, Janusza Szczęśniaka, Stanisława Szczurka czy może Franciszka Wołocha ?
- Myślę, że Janusza Szczęśniaka. Znamy się od lat. To dobry człowiek, który potrafi słuchać, dopytuje i chce się uczyć. Nie jest samolubem. Największą tragedią dla miasta byłoby przystopowanie jego rozwoju. A jeśli wygra ktoś niedoświadczony, będzie potrzebował co najmniej roku na zapoznanie się ze specyfiką tej pracy. Na tym Trzebinia może wiele stracić.

Przełom nr 26 (945) 30.06.2010