Nie masz konta? Zarejestruj się

Ludzie

Maluje nadzieją

08.09.2010 12:29 | 0 komentarzy | 5 995 odsłon | red
Na Śląsku spędziła 36 lat. Jednak twierdzi, że Chrzanów to jej miasto. Gdyby jeszcze bardziej dbano w nim o seniorów...
0
Maluje nadzieją
Alina Szczupider przy swoich pastelach
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Na Śląsku spędziła 36 lat. Jednak twierdzi, że Chrzanów to jej miasto. Gdyby jeszcze bardziej dbano w nim o seniorów...
Alina Szczupider jako dziecko przeżyła traumatyczne wydarzenia.
Alina Szczupider jako dziecko przeżyła traumatyczne wydarzenia.
- Dziadek ze strony mamy Franciszek Abstorski należał do AK. Często załatwiał „lewe” papiery partyzantom. W lipcu 1943 roku razem z mamą i młodszym bratem przebywaliśmy u niego w leśniczówce w Byczynie. Właśnie wtedy Niemcy znaleźli u niego jakieś ulotki. Całą rodzinę wywieźli do obozów. Z bratem trafiliśmy do Polenlager w Pogrzebieniu, Gorzycach i Gorzyczkach. Jakoś przetrwaliśmy okupację. Między innymi dzięki opiekującemu się nami doktorowi Sewerynowi Głuskiemu, wspaniałemu chrzanowskiemu lekarzowi - opowiada po latach.

Oswojony gorol
W pierwszej połowie lat 50. uczęszczała do chrzanowskiego liceum. Przyjaźnie zawiązane w trudnych, stalinowskich czasach przetrwały do dziś, dlatego cała klasa systematycznie się spotyka. Ostatnio z okazji 55. rocznicy matury.
Po skończeniu liceum pracowała przez pewien czas w Zakładach Chemicznych w Jaworznie. Na obozie żeglarskim w Turawie Alina Gazda, bo tak brzmiało jej panieńskie nazwisko, poznała pochodzącego z Dąbrowy Górniczej Leszka Szczupidera. Osiedlili się w Chorzowie. Nim dostali własne mieszkanie, przez pewien czas przyszło im żyć w hotelu robotniczym.
- Na Śląsku spędziłam 36 lat. Na początku nie mogłam przyzwyczaić się do nowych realiów. Jednak po pewnym czasie było dla mnie już oczywiste, że Ślązacy to bardzo bezpośredni, rzetelni i przyjacielscy ludzie. Zresztą sami dość szybko mnie zaakceptowali, nazywając „oswojonym gorolem”, co w ich ustach było dużym komplementem - mówi Alina Szczupider.

Aktywność to podstawa
Zgodnie z wyuczonym w szkole policealnej zawodem przez wiele lat kierowała laboratorium farb i lakierów jednej z chorzowskich firm. Potem przez dziesięć lat pracowała w biurze. Zaangażowała się także w działalność społeczną. Na przełomie lat 70. i 80. była w Chorzowie przez dwie kadencje radną oraz ławnikiem w miejscowym sądzie. Przewodniczyła także Lidze Kobiet w Hucie Batory, zatrudniającej wtedy dwa tysiące pracownic.

Gdy po śmierci męża, szesnaście lat temu, wróciła do Chrzanowa, chciała zachować aktywność.
- Jestem słuchaczką chrzanowskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Chodzę na zajęcia plastyczne, na których namalowałam kilkanaście pasteli. Piszę też okolicznościowe fraszki i wiersze. Jestem w komisji rewizyjnej niedawno powstałego stowarzyszenia Senior. Pozostaję czynnym kierowcą. Rocznie przejeżdżam ponad pięć tysięcy kilometrów - wylicza seniorka.
Mimo tak długiego okresu spędzonego na Śląsku twierdzi stanowczo, że Chrzanów to jej miasto.
- Szkoda tylko, że jest w nim jeszcze wciąż za mało takich miejsc, jak „Kredens”, w których seniorzy mogą się spotkać. A imprezy rozrywkowe w MOKSiR-ze nie są na kieszeń emeryta i rencisty - zauważa.
Marek Oratowski

Fraszki
Chciałoby się jeszcze fikać,
lecz zaczyna w kościach strzykać.

Ci się nigdy nie starzeją,
co się sami z siebie śmieją.

Nie pozwól mówić ustom,
gdy w głowie pusto.
Alina Szczupider

Przełom nr 35 (954) 1.09.2010