Ludzie
Maluje nadzieją
![Maluje nadzieją](https://imgcdn1.przelom.pl/im/v1/news-900-widen-wm/2014/07/29/14966.jpg)
Na Śląsku spędziła 36 lat. Jednak twierdzi, że Chrzanów to jej miasto. Gdyby jeszcze bardziej dbano w nim o seniorów...
Alina Szczupider jako dziecko przeżyła traumatyczne wydarzenia.
Alina Szczupider jako dziecko przeżyła traumatyczne wydarzenia.
- Dziadek ze strony mamy Franciszek Abstorski należał do AK. Często załatwiał „lewe” papiery partyzantom. W lipcu 1943 roku razem z mamą i młodszym bratem przebywaliśmy u niego w leśniczówce w Byczynie. Właśnie wtedy Niemcy znaleźli u niego jakieś ulotki. Całą rodzinę wywieźli do obozów. Z bratem trafiliśmy do Polenlager w Pogrzebieniu, Gorzycach i Gorzyczkach. Jakoś przetrwaliśmy okupację. Między innymi dzięki opiekującemu się nami doktorowi Sewerynowi Głuskiemu, wspaniałemu chrzanowskiemu lekarzowi - opowiada po latach.
Oswojony gorol
W pierwszej połowie lat 50. uczęszczała do chrzanowskiego liceum. Przyjaźnie zawiązane w trudnych, stalinowskich czasach przetrwały do dziś, dlatego cała klasa systematycznie się spotyka. Ostatnio z okazji 55. rocznicy matury.
Po skończeniu liceum pracowała przez pewien czas w Zakładach Chemicznych w Jaworznie. Na obozie żeglarskim w Turawie Alina Gazda, bo tak brzmiało jej panieńskie nazwisko, poznała pochodzącego z Dąbrowy Górniczej Leszka Szczupidera. Osiedlili się w Chorzowie. Nim dostali własne mieszkanie, przez pewien czas przyszło im żyć w hotelu robotniczym.
- Na Śląsku spędziłam 36 lat. Na początku nie mogłam przyzwyczaić się do nowych realiów. Jednak po pewnym czasie było dla mnie już oczywiste, że Ślązacy to bardzo bezpośredni, rzetelni i przyjacielscy ludzie. Zresztą sami dość szybko mnie zaakceptowali, nazywając „oswojonym gorolem”, co w ich ustach było dużym komplementem - mówi Alina Szczupider.
Aktywność to podstawa
Zgodnie z wyuczonym w szkole policealnej zawodem przez wiele lat kierowała laboratorium farb i lakierów jednej z chorzowskich firm. Potem przez dziesięć lat pracowała w biurze. Zaangażowała się także w działalność społeczną. Na przełomie lat 70. i 80. była w Chorzowie przez dwie kadencje radną oraz ławnikiem w miejscowym sądzie. Przewodniczyła także Lidze Kobiet w Hucie Batory, zatrudniającej wtedy dwa tysiące pracownic.
Gdy po śmierci męża, szesnaście lat temu, wróciła do Chrzanowa, chciała zachować aktywność.
- Jestem słuchaczką chrzanowskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Chodzę na zajęcia plastyczne, na których namalowałam kilkanaście pasteli. Piszę też okolicznościowe fraszki i wiersze. Jestem w komisji rewizyjnej niedawno powstałego stowarzyszenia Senior. Pozostaję czynnym kierowcą. Rocznie przejeżdżam ponad pięć tysięcy kilometrów - wylicza seniorka.
Mimo tak długiego okresu spędzonego na Śląsku twierdzi stanowczo, że Chrzanów to jej miasto.
- Szkoda tylko, że jest w nim jeszcze wciąż za mało takich miejsc, jak „Kredens”, w których seniorzy mogą się spotkać. A imprezy rozrywkowe w MOKSiR-ze nie są na kieszeń emeryta i rencisty - zauważa.
Marek Oratowski
Fraszki
Chciałoby się jeszcze fikać,
lecz zaczyna w kościach strzykać.
Ci się nigdy nie starzeją,
co się sami z siebie śmieją.
Nie pozwól mówić ustom,
gdy w głowie pusto.
Alina Szczupider
Przełom nr 35 (954) 1.09.2010