Nie masz konta? Zarejestruj się

Ludzie

Spawalnik z duszą sportowca

22.09.2010 14:14 | 0 komentarzy | 6 289 odsłon | red
Jego pasją była praca w Fabloku, sport i turystyka. Mimo podeszłego wieku prowadził jeszcze niedawno kursy spawania, będąc w tej dziedzinie niekwestionowanym autorytetem. Ostatnio jedynie martwił się, że jego ukochany klub spada coraz niżej w futbolowej hierarchii.
0
Spawalnik z duszą sportowca
Michał Kucia przy biurku w Fabloku, gdzie przepracował 47 lat Fot. archiwum rodzinne
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Michał Kucia (1929-2010)
Jego pasją była praca w Fabloku, sport i turystyka. Mimo podeszłego wieku prowadził jeszcze niedawno kursy spawania, będąc w tej dziedzinie niekwestionowanym autorytetem. Ostatnio jedynie martwił się, że jego ukochany klub spada coraz niżej w futbolowej hierarchii.
Całe życie mieszkał w Chrzanowie. Wychował się w wielodzietnej rodzinie. Skończył technikum w Fabloku. Potem zatrudnił się w pobliskiej fabryce, gdzie wcześniej pracował jego ojciec.

Wracał na nogach z Trzebini
W styczniu 1951 roku wziął ślub.
- Poznaliśmy się w zakładzie. Ja pracowałam przy maszynie, on kontrolował moją pracę. Nasza znajomość przerodziła się w miłość. Mąż był wtedy bardzo zajęty, bo zarabiał na życie w Fabloku i jednocześnie podjął studia dla pracujących na Politechnice Krakowskiej. Zdarzało się, że wracał do domu w nocy na nogach ze stacji w Trzebini. Mimo to znajdował jeszcze czas, by na przykład pomóc mi zrobić pranie - opowiada Janina Kucia.
Początkowo po ślubie mieszkali u jej mamy. Niedługo potem dostali zakładowe mieszkanie na Rospontowej. Kilka lat później przeprowadzili się do wybudowanego wspólnymi siłami domu.
W Fabloku Michał Kucia przepracował 47 lat.
- Zaczynał od stanowisk robotniczych. Stopniowo jednak awansował, zostając głównym specjalistą do spraw spawalniczych. Niby pracował w biurze. Jednak bardzo często można go było spotkać bezpośrednio na zakładzie. Uczył też w fablokowskim technikum oraz prowadził kursy spawalnicze - relacjonuje jego córka Anna Jędrzejczyk.
Jej ojciec wykształcił wielkie grono spawaczy, uznanych w swoim zawodzie. Był dla swoich uczniów, podwładnych i kursantów prawdziwym autorytetem. Jego fachowość doceniała także dyrekcja zakładu.

Nie siedział w domu
Praca nie była jego jedyną pasją. Był także zapalonym turystą oraz oddanym działaczem sportowym.
- Dziadek brał nas ze sobą na wycieczki. Dzięki niemu zwiedziłam wiele miejsc - podkreśla Agnieszka Kołodziejczyk.
Rodzina jeździła na wczasy m.in. do Krynicy i Kołobrzegu. Regułą było to, że w soboty i niedziele domownicy nie siedzieli w domu, ale uczestniczyli w wycieczkach po dalszej lub bliższej okolicy. Najczęściej jechali w góry.
Michał Kucia zobaczył też trochę świata jeżdżąc na służbowe delegacje. Jako fachowiec od spawania odwiedził m.in. Rosję, Bułgarię i Irak.

Przez pewien czas bronił bramki Fabloku.
- To był naprawdę dobry bramkarz - przekonuje Jan Łaciak, długoletni kibic i pracownik Fabloku.
Nic dziwnego, że po skończeniu kariery sportowej zaangażował się w działalność klubu. W zarządzie TS-u był m.in. wiceprezesem. A pod koniec lat 80. to jemu powierzono kierowanie klubem, którego historia sięgała 1926 roku.
- Na początku lat osiemdziesiątych pan Kucia powierzył mi kierowanie drugą drużyną Fabloku, grającą wtedy w klasie A. Był ogólnie lubiany przez piłkarzy, bo interesował się ich problemami. Zresztą w zakładzie też miał bardzo dobrą opinię. Zawsze elegancki, do życia podchodził z humorem i optymizmem. Jeszcze trzy lata temu chodził na mecze na Fabryczną. Jednak ostatnio nie pozwalało mu na to zdrowie. Mimo to, gdy tylko się spotkaliśmy, dopytywał się o drużynę. Smuciło go, że klub ostatnio spadał coraz niżej - opowiada Adam Golonka, mieszkaniec Kolonii Rospontowa.
Ostatni raz spotkali się miesiąc temu.

Nie szczędził czasu dla zawodników
- Dla zawodników był jak ojciec. Wciągał ich potem do działalności w klubie. Nie szczędził czasu dla TS-u. Za jego kadencji klub osiągał bardzo dobre wyniki nie tylko w piłce nożnej, ale także w piłce ręcznej, tenisie ziemnym i szachach - przekonuje Józef Wyrwiak, były zawodnik i działacz klubu.
- Znaliśmy się od początku lat 60. Razem studiowaliśmy na Politechnice Krakowskiej i często widzieliśmy się w pociągu. Gdy przez osiem lat kierowałem sekcją koszykówki, Michał Kucia przychodził regularnie na nasze mecze do sali w technikum. Wspominam go jako sympatycznego i koleżeńskiego człowieka. Nawet niedawno dzwoniłem do niego. Piszę niewielkie opracowanie na temat bunkrów budowanych podczas wojny. Dowiedziałem się wtedy, że Niemcy przymusili go w 1943 roku do budowy jednego ze schronów na Kolonii Rospontowa, który dziś jest zasypany - opowiada Stanisław Trębacz, prezes chrzanowskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego.
Michał Kucia, który chorował na cukrzycę i miał problemy z chodzeniem, zmarł na początku września. Spoczął na cmentarzu w Kościelcu. Podczas uroczystości pogrzebowej ksiądz dziekan Wojciech Bryja podkreślał zaangażowanie zmarłego w budowę kościoła Matki Bożej Różańcowej.
- W imieniu rodziny dziękuję wszystkim, którzy uczestniczyli w pogrzebie ojca - mówi Anna Jędrzejczyk.
Marek Oratowski