Nie masz konta? Zarejestruj się

Ludzie

Dobre zdjęcia można zrobić wszystkim

17.11.2010 15:48 | 0 komentarzy | 6 396 odsłon | red
- Jest kilka miejsc, które mi zaproponowano: Hiszpania, Niemcy, Holandia. To jedne z lepszych szkół w Europie. Teraz muszę się zastanowić jaki typ fotografii wybrać. Każda z placówek kształci bowiem w innym kierunku - mówi Aneta Jeleń z Trzebini, laureatka prestiżowych londyńskich konkursów fotograficznych.
0
Dobre zdjęcia można zrobić wszystkim
Aneta Jeleń ze swoim Nikonem D700 Fot. z archiwum domowego Anety Jeleń
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

- Jest kilka miejsc, które mi zaproponowano: Hiszpania, Niemcy, Holandia. To jedne z lepszych szkół w Europie. Teraz muszę się zastanowić jaki typ fotografii wybrać. Każda z placówek kształci bowiem w innym kierunku - mówi Aneta Jeleń z Trzebini, laureatka prestiżowych londyńskich konkursów fotograficznych.

Tadeusz Jachnicki: Wyróżnienie w jednym prestiżowym konkursie, pierwsza nagroda w drugim. Wszystko w Londynie. Od czego się zaczęło?
Aneta Jeleń: - Zaczęłam zajmować się fotografią ślubną. Chciałam zarobić kilka groszy na własne przyjemności, na wakacyjne wyjazdy, na niezależność. Okazało się, że w tym weselnym zgiełku, gdzie wydawałoby się dla fotografa-artysty nie ma nic ciekawego, można dostrzec sytuacje niezwykłe. Trzeba jednak przedostać się na zaplecze. Tam nagle orientujemy się, że są łzy, niepewność, strach. W Polsce to trudny temat. Zdjęcia, które doceniono w Londynie, w naszym kraju nie miałyby chyba żadnej szansy. Takie mam wrażenie. Polacy mają zresztą inną wrażliwość. Londyn jest miastem fotografii. Tam do pewnych rzeczy podchodzi się inaczej.

Powiedzmy coś więcej o londyńskich konkursach.
- Do obu zachęciła mnie dr hab. prof. fotografii ASP Agata Pankiewicz. Były zdjęcia, które wspólnie odkryłyśmy wśród wielu zrobionych przeze mnie podczas ślubów, przypadkiem. Bardziej prestiżowy był Ian Perry Competition. To bardzo wysoko postawiona poprzeczka, ale wysyłając zdjęcia, nie miałam o tym zielonego pojęcia. Po prostu chciałam się sprawdzić. Posłałam cykl zdjęć. Przeszło jedno. Otrzymałam wyróżnienie. Cieszyłam się, ale nawet nie wiedziałam, co się z tym wiąże. Dwa tygodnie temu dowiedziałam się, że będąc laureatem konkursu, mam otwarty wstęp do szkoły fotograficznej w Amsterdamie. Jednocześnie otrzymałam wyniki drugiego z konkursów. Uznano cały cykl moich ślubnych zdjęć. Zdobyłam pierwsze miejsce. Będą opublikowane na okładce najbardziej prestiżowego corocznie wydawanego magazynu reklamowego.

Drugi konkurs również otwierał jakieś drzwi?
- Oba otwierają wszystkie drzwi szkół fotograficznych w Europie. Nigdy nie chciałam wyjeżdżać z Polski. Teraz pewnie wyjadę, studia za granicą dają przecież to, czego tutaj nie można się nauczyć. Nowe umiejętności przywiozę do kraju, ponieważ na pewno chcę tutaj wrócić.

Najpierw jednak wyjazd. Gdzie?
- Jest kilka miejsc, które mi zaproponowano: Hiszpania, Niemcy, Holandia. To jedne z lepszych szkół w Europie. Teraz muszę się zastanowić, jaki typ fotografii wybrać. Każda z placówek kształci w innym kierunku. Jedne uczą fotografii portretowej, inne aktów. Muszę poważnie się zastanowić, co chciałabym w życiu robić, jaką fotografią się zajmować. Hiszpania byłaby najcudowniejsza, bo ciepło i inaczej niż w Polsce, ale nie chcę się tym kierować. Nie chodzi o to, by było miło przez rok, tylko by jak najwięcej się nauczyć.

Co było na zdjęciach docenionych w Londynie?
- Przede wszystkim ludzie. Moi znajomi. I to właśnie było niezwykle trudne. Bałam się niezrozumienia, słów: „Wysłałaś moje zdjęcia, a ja na nich wyglądam okropnie”. O dziwo, wszyscy fotografowani odebrali to bardzo pozytywnie. A na zdjęciach... mnóstwo emocji, złość, strach, czasem zakłopotanie, ale przede wszystkim życie. Starałam się jak najwierniej udokumentować to, co się dzieje wokół mnie. Myślę, że się udało. Zresztą trudno o tym mówić, gdy się tego nie widzi.

Wróćmy jednak do korzeni. Skąd pomysł na fotografię?
- Właściwie znikąd. To banalna historia. Pierwszy aparat cyfrowy, który wpadł w ręce...

Co to było?
- Jakiś cyfrowy canon. Siostra przywiozła go z USA. Było „wow”! Przez rok robiłam nim zdjęcia. Potem na strychu znalazłam aparat analogowy rodziców. Dostali go, gdy brali ślub. Sprzęt nigdy nie był używany. Nikt nie potrafił go obsługiwać. Tak się zaczęło. Dokumentowałam to, co widziałam. Banalne zdjęcia, w których nie doszukiwałam się niczego głębszego. To nie była fotografia, raczej po prostu cykanie zdjęć. Im bardziej się interesowałam tematem, tym częściej dochodziłam do wniosku, że to sztuka. Współczesna, dość trudna, sztuka przekazywania informacji.

Co jest najtrudniejsze w fotografii?
- Ludzie panicznie boją się aparatu, tak jak i kamery. To nie jest tak, jak z obrazem, gdzie jest malarz i płótno. To już kontakt z drugim człowiekiem. Czasami jest śmiech, czasami łzy. Ludzie boją się okazywania emocji. To właśnie jest najtrudniejsze w fotografii. Trzeba wzbudzić zaufanie w osobie fotografowanej; sprawić, by nie bała się aparatu.

Na jaką fotografię pani stawia?
- Na dokumentalną. Jest chyba jedną z trudniejszych, bo trzeba się znaleźć w odpowiednim miejscu i być niezauważalnym. Ludzie nie mogą odczuwać naszej obecności. Nie mamy modelki, z którą można się dogadać, którą można ustawić, wymalować i uczesać, a po sesji podziękować za współpracę. Przy fotografii dokumentalnej trzeba się skryć.

Gdzie do tej pory można było oglądać pani zdjęcia?
- W Polsce nigdzie, ponieważ konkursy londyńskie to jedyne do tej pory, w których brałam udział.

Na jakim sprzęcie pani pracuje?
- W tej chwili mam Nikona D700. Otrzymałam dofinansowanie z Unii Europejskiej i otworzyłam własną firmę fotograficzną. Do aparatu kupiłam trzy obiektywy: portretowy, zoom i szeroki kąt.

A nagrodzone zdjęcia, czym były robione?
- Starym aparatem Nikonem D80. Żadna rewelacja, ale jak się okazuje - dobre zdjęcie można zrobić wszystkim.

Przełom nr 45 (964) 9.11.2010