Nie masz konta? Zarejestruj się

Ludzie

Kartki z pamiętnika

09.02.2011 14:15 | 0 komentarzy | 9 763 odsłon | red
Fragment pracy nagrodzonej w konkursie literackim „Czas nie będzie na nas czekał”
0
Kartki z pamiętnika
Zygmunt Grzesiak
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Fragment pracy nagrodzonej w konkursie literackim „Czas nie będzie na nas czekał””

02-11-2010
Co to znaczy OSOBOWOŚĆ? Albo inaczej - KOGO można nią nazwać? Myślę, że ile tęgich głów zastanawiałoby się nad definicją tego pojęcia, tyle byłoby różnych propozycji. Ale czy warto sięgać do gwiazd, jeśli można się nisko pochylić i znaleźć to samo?(...)
Dla mnie taką osobowością był mój TATO. Właśnie w tym roku minęła 30. rocznica Jego śmierci. Pochowany na cmentarzu w Krystynowie, na trwałe wkomponował się w krajobraz chrzanowskiej, a raczej sierszańskiej ziemi. Marzył, aby przy Jego grobie stanął brzozowy krzyż. I stanął. Symbol prostoty. Za grobem bryłka węgla - bo to przecież górnik.

Kiedy we wczesnych latach 50. opuszczał swoją rodzinną wioskę, nie przypuszczał, że los ześle Go w te właśnie strony. Chłopak z małej miejscowości Dzwonowice, któremu „coś w duszy grało” i który tak bardzo pragnął się uczyć, wyruszył na swą daleką wędrówkę.(...) Ponieważ tato był osobą bardzo zdolną, to tak naprawdę było mu obojętne, w jakim kierunku będzie się kształcił. Szkołę średnią skończył w Zawierciu, a na studia... no właśnie. Dokąd jechać?

Jaki kierunek studiów wybrać? O tym zadecydował ślepy los. Czekając na pociąg (w Zawierciu) pomyślał sobie: „Jeśli pierwszy przyjedzie do Warszawy, to pójdę na prawo i zostanę prawnikiem, a jeśli do Gliwic - to wybiorę górnictwo na politechnice”. Jak się to skończyło - nietrudno się domyślić.

Na Kopalni Siersza ojciec przepracował 26 lat - od 1954 roku, aż do niespodziewanej śmierci w 1980. Kiedy po studiach przybył właśnie tutaj, był jednym z nielicznych z wyższym wykształceniem po wydziale górnictwa. Nosił piękny, stalowy garnitur, w którym bardzo elegancko wyglądał. W ważne uroczystości państwowe zakładał mundur czarny - galowy oraz czapkę z białym pióropuszem. Takim Go zapamiętałam. Gdy jednak zjeżdżał pod ziemię, czar pryskał. Szara rzeczywistość przysłaniała słońce, a w rodzinie budził się niepokój - czy wyjedzie?(...)

KWK Siersza już nie istnieje. Na opustoszałym placu kikuty drzew, omszałe chodniki i walące się resztki zabudowań. A ja się pytam - dlaczego? I głucha cisza - bo na to pytanie nie ma sensownej odpowiedzi.

10-11-2010
Nieraz w rodzinie mówiliśmy, że tato to człowiek renesansu, bo chociaż zdobył wykształcenie techniczne, to jego zainteresowania i pasje daleko odbiegały od uporządkowanych przedmiotów ścisłych. Bardzo dużo czytał. Szczególną sympatią darzył Sienkiewicza. Jak twierdził, przeczytał wszystkie jego dzieła, oprócz jednego - „Rodziny Połanieckich”. Trylogię za to znał na pamięć. Wspólnie ze swoimi sąsiadami - również pasjonatami Trylogii - organizowali sobie konkursy i przepytywali się z lektury Sienkiewicza. (...)

Jego „konikiem” była również II wojna światowa. Zbierał całe serie książek na ten temat, czytał, poszerzał swą wiedzę. W domu zawsze mówiliśmy, że powinien wystąpić w „Wielkiej grze”. Ot, tak, aby się sprawdzić. Ale jemu to nie było chyba potrzebne. A zresztą - nie zdążył. Swoją pasją do książek zaraził także mnie, a potem mojego młodszego brata. My z kolei nasze dzieci.(...)
Moja córka urodzona w Chrzanowie, a mieszkająca od 18 lat daleko stąd, wciąż sięga po tematy związane z tą ziemią. Bo stąd się wywodzi. Bo jej dziadek, którego niestety nie miała okazji nawet poznać, wsiadł po prostu do TEGO właśnie pociągu.(...)
Był cząstką Tej ziemi. I chociaż nie wybudował niczego ani niczego nie wynalazł, to jednak dzień po dniu tworzył historię tego regionu.
Nieraz powtarzał: „Nawet jeśli miałyby paść wszystkie zakłady i fabryki, to kopalni nie zamkną. Ludzie zawsze będą potrzebowali węgla”. Jakże się pomylił. KWK Sierszę zamknięto jako jedną z pierwszych. Dobrze, że ojciec tego nie dożył. Jego serce pękłoby po raz drugi.

16-11-2010
Tato, jak już wspomniałam, uznawany był przez rodzinę za człowieka renesansu. Interesował się różnymi dziedzinami życia, nieobca mu była sztuka, ale jakoś mało ciągnęło go do teatru. Uznawał jeszcze operetkę, za to opera była mu całkowicie obca. Wobec takiego podejścia do sztuki może śmieszny wydaje się fakt, że ojciec posiadał legitymację „Miłośnika Teatru”, z której to z ochotą korzystałyśmy wraz z mamą.(...)

Ale skąd ten „miłośnik teatru”? Trzeba tutaj wyjaśnić, że kopalnia - to nie tylko mroczne i groźne korytarze, na końcu których Skarbnik swym mrugającym światełkiem pokazuje wyjście zagubionym, zasypanym górnikom. Kopalnia Siersza tętniła życiem. Ludzie spotykali się na imprezach i zabawach integracyjnych, wspólnie jeździli na wczasy, spotykali się w teatrze i kinie.

No właśnie - kino. Na spotkania zapraszano znane postacie, a wśród nich aktorów. W latach 60. bardzo lubiany był Stanisław Mikulski. Przyjął zaproszenie naszej kopalni i pewnego dnia zawitał u jej bram. Ale wcześniej telefon. Pytanie: „Chcecie mieć Klossa w domu? Zaraz!” To ojciec wraz z sąsiadem, tym od Sienkiewicza, chcąc zrobić przyjemność swoim żonom (i dzieciom też) zaprosili go na małą pogawędkę. Przyszedł. Zwyczajny, serdeczny, uśmiechnięty. Spotkaliśmy się u sąsiadów. Długo potem wspominaliśmy tę wizytę i żartowaliśmy, że rąk to chyba myć nie będziemy, bo przecież na nich pozostał jego uścisk.

Trzeba również zauważyć, że zakład pracy bardzo dbał o wypoczynek swoich pracowników.(...) Kopalnia posiadała swoje ośrodki w Pcimiu, Zakopanem (DW „Barbara”) i w Dąbkach (DW „Carbo”). Nas, dzieci, najbardziej cieszył zawsze wyjazd nad morze. Kiedy organizatorzy letniego wypoczynku odkryli ten malowniczy i niemal dziewiczy skrawek polskiego Pomorza, nie było tam jeszcze żadnych domów wczasowych. Dąbki - bo o nich mowa - były cichą rybacką osadą. Na wykupionych, a może wydzierżawionych, gruntach postawiono stare autobusy, które miały służyć rodzinom za 5-gwiazdkowe hotele. Sanitariaty były oczywiście na zewnątrz. Nikt jednak nie grymasił, nie narzekał. Wszyscy cieszyli się, że są nad morzem, a do Bałtyku faktycznie było zaledwie parę kroków. W stołówce - do każdego posiłku Maryla Rodowicz i jej Gitarzyści. W pogodne dni oczywiście plaża i opalanie. A w pochmurne - spotkania towarzyskie. Panie umawiały się na ploteczki, a panowie na małą wódeczkę. Do dziś krąży w mojej rodzinie takie wspomnienie. W pewien pochmurny dzień tato chciał zaprosić swych kolegów na drinka. Polecił więc mojemu młodszemu bratu: „Idź synu do sąsiadów i powiedz, że tatuś zaprasza, bo dziś taka szklana pogoda”. Dumny z powierzonego mu zadania braciszek wybiegł przed „hotel” z okrzykiem na ustach: „Tatuś zaprasza, bo dziś taka kieliszkowa pogoda”. To określenie deszczowego dnia pozostało mi w pamięci do dziś.

20-11-2010
Tato był osobą niezwykle sumienną i odpowiedzialną. Może nawet był w tym przesadny. Tak naprawdę nie potrafił oderwać się od spraw związanych z pracą. Nawet wypoczywając. Kiedy jechaliśmy na wczasy, zawsze umawiał się z sąsiadem na telefon i ten relacjonował mu, co dzieje się na kopalni. Nie potrafił bez niej istnieć. I nie chodziło bynajmniej o pieniądze ani o stanowisko... Tato czuł i wiedział, że musi wykonywać swą pracę najlepiej, jak tylko potrafi.
Był człowiekiem bardzo ciepłym i rodzinnym. Odwieczne tradycje były dla niego święte. Przez długie lata, aż do jego śmierci, w domu na Święta Bożego Narodzenia zawsze stawała żywa choinka. Niestety, był z nią pewien kłopot. Najpierw należało ją zakupić, a potem oprawić, czyli dopasować do stojaka. Aby tradycji stało się zadość - choinka wnoszona była do domu na pięć minut przed Wigilią. Moja mama - niezwykle uporządkowana gospodyni - właśnie dopinała już wszystko na ostatni guzik, gdy w progu stawał tato. Z choinką.(...) Z należytym majestatem kładł ją na świeżo wypastowanej podłodze... i zaczynało się. Wiadomo co. Każdego roku mama solennie obiecywała: „Koniec z żywą choinką, czas kupić sztuczną”, bo przecież sprzątanie, robota na marne, itd. Ale za rok tradycja znów wygrywała z nowoczesnością i scenariusz powtarzał się od nowa.(...)
Karpia oczywiście tato nie zabijał, bo przecież on by i muchy nie skrzywdził. Taki już był.
Ciekawe, jak by się odnalazł we współczesnym świecie?... Nie umiał przecież walczyć, zabiegać, rozpychać się łokciami. (...)
Moja ulubiona Noblistka - Wisława Szymborska w wierszu „Niektórzy lubią poezję” napisała: „...ale lubi się także rosół z makaronem, lubi się komplementy i kolor niebieski...”

Poezji i komplementów ojciec nie lubił. Kolor niebieski - owszem. Za to za rosołem z makaronem przepadał. Wiedziała o tym moja babcia, a jego teściowa. Toteż kiedy jechaliśmy do niej w niedzielę na obiad - zawsze królowało ulubione danie ukochanego zięcia.
Tatę wszyscy lubili i szanowali. Pamiętam, jak któregoś dnia wracałam z pracy i na przystanku autobusowym w Sierszy zaczepił mnie pewien młody, przystojny mężczyzna. Rzekł: „Bardzo panią przepraszam, ale ja to muszę powiedzieć. Znałem pani tatę. To był taki dobry człowiek...”

Nigdy więcej nie spotkałam już tego mężczyzny, ale jego słowa zapadły mi głęboko w serce. A swoją drogą, dlaczego było to dla NIEGO takie ważne, że musiał mi powiedzieć?

24-11-2010
(...)
Niedawno odkryłam, że tato rozpoczął pracę w KWK Siersza dokładnie w tym roku - 1954 - kiedy miejscowość Siersza uzyskała status gromady. Cztery lata później była już osiedlem. Tak więc mogę z dumą powiedzieć, że mój ojciec należał do pionierów zasiedlających te miejsca i przyczyniających się do ich rozwoju, a potem rozkwitu. Przez wiele, wiele lat Kopalnia Siersza dawała chleb licznym rodzinom. Wokół niej powstała infrastruktura, która pozwalała na normalne i wygodne życie mieszkańców. Wybudowano szkoły i przedszkola (czy przetrwają?), sklepy (w większości już zlikwidowane), Dom Kultury, a w nim kino Syrena (nie istnieje), stadion (chyli się ku upadkowi). Powoli wszystko umiera. I tylko drzewa wbrew tytułowi znanej sztuki („Drzewa umierają stojąc”) mają się coraz lepiej - bo mniejsze zanieczyszczenie.

W roku 1999 KWK Siersza przestała istnieć.(...) Ale jak na ironię zachował się mały budyneczek przy ulicy Grunwaldzkiej, gdzie tato spędził ostatnie lata pracy. Na skrzyżowaniu dróg zainstalowano sygnalizator świetlny. Zmienia swe barwy z zielonej na żółtą, z żółtej na czerwoną... Dla kogo? Czy dla tych, którzy stąd odeszli i nigdy już nie powrócą?
Pół wieku życia, lata pracy zostały zamknięte w kufrze wspomnień. Czasami się je odkurza, przypomina i czerpie z nich siły na dalszą drogę. Bo tak naprawdę cóż pozostało po tych wszystkich wspaniałych ludziach, którzy chcieli swym uczciwym życiem i rzetelną pracą wpisać się na karty swej małej, lokalnej społeczności? Kto o nich będzie pamiętał, jeśli za chwilę nie pozostanie nic z tego, co tworzyli?
Może wiec warto, parafrazując Gałczyńskiego, zapewnić: „Tato, chciałabym i Twoje ślady ocalić od zapomnienia”.
LIdia Żak

Konkurs literacki „Czas nie będzie na nas czekał” organizowany przez Miejską Bibliotekę Publiczną w Chrzanowie oraz tygodnik „Przełom” został rozstrzygnięty pod koniec grudnia.
Trzy główne nagrody zdobyły: Renata Hejmo, Violetta Zakrzewska i Lidia Żak.
Zgodnie z zapowiedzią publikujemy obszerne fragmenty napisanych przez nie prac.

Przełom nr 5 (975) 2.2.2011