Nie masz konta? Zarejestruj się

Solidarni z Ukrainą

Ukraiński piłkarz Górnika Zabrze: Ten naród nigdy się nie podda

05.03.2022 17:00 | 0 komentarzy | 2 594 odsłony | Michał Koryczan
Oby tylko pokój zapanował w Ukrainie, w Europie i na całym świecie. W tych czasach nie ma miejsca na wojnę - mówi Arsen Hrosu, piłkarz trenujący w Górniku Zabrze pod okiem trenera Mirosława Kmiecia z Chrzanowa.
0
Ukraiński piłkarz Górnika Zabrze: Ten naród nigdy się nie podda
Arsen Hrosu. Fot. Udostępnione przez Górnika Zabrze
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Arsen Hrosu pochodzi z niedużej miejscowości niedaleko Kołomyi, w obwodzie iwanofrankivskim. Jeszcze jako nastoletni zawodnik przez parę lat występował w drużynie z Iwano-Frankivska, czyli miasta partnerskiego Chrzanowa.

Ukraiński pomocnik na polskich boiskach występuje od kilku lat. Najpierw bronił barw Cosmosu Nowotaniec, a obecnie Górnika Zabrze. Trenuje tam pod okiem Mirosława Kmiecia z Chrzanowa, asystenta Jana Urbana, szkoleniowca ekstraklasowego zespołu Górnika.

W obecnej sytuacji gra w piłkę zeszła zdecydowanie na dalszy plan. Od czasu ataku Rosji na Ukrainę trudno mu jest myśleć o czymś innym, niż o wydarzeniach w jego ojczyźnie i o tym, co dzieje się z jego bliskimi.

- W moim domu przebywa mama. Tata jest na froncie. W 2014 roku wstąpił do armii i walczył o ojczyznę. Mama powiedziała, że skoro ojciec jest na froncie, to ona się stamtąd nie ruszy. Na razie sytuacja w mojej miejscowości jest w miarę spokojna. Oczywiście wszyscy zdają sobie sprawę, że atak może nastąpić w każdej chwili. Poza tym trzeba uważać na dywersantów - mówi w rozmowie z "Przełomem" Arsen Hrosu.

20-latek pojechał niedawno do Rzeszowa, gdzie pomaga w odbiorze rzeczy, które trafiają tam z całej Polski i są następnie przekazywane do Ukrainy.

- Do Rzeszowa przyjechała moja siostra ze swoim kilkumiesięcznym dzieckiem, dla którego nawet wycie syren alarmowych było czymś niezwykle stresującym. W kolejce na granicy musieli czekać około trzynastu godzin, ale w obecnej sytuacji to najmniejszy problem. Mąż mojej siostry, tak jak inni mężczyźni, został w Ukrainie i dołączył do obrony terytorialnej - opowiada Arsen Hrosu, który zaraz po ataku wojsk rosyjskich chciał wrócić na Ukrainę.

- Tata poprosił mnie, żebym poczekał, jak sytuacja się rozwinie. Wszyscy w rodzinie tłumaczyli, że jest na tylu mężczyzn i chłopaków, że nawet nie ma miejsca dla nich w armii, bo cały sprzęt wojskowy i broń zostały już rozdane. Na razie pomagam z Polski jak tylko mogę. Jeśli tylko będzie taka potrzeba i zobaczę, że sytuacja idzie w gorszą stronę to pojadę do Ukrainy. Dla mnie jak chyba dla każdego ojczyzna jest w takiej sytuacji na pierwszym miejscu. Ten naród nigdy się nie podda i mam nadzieję, że to wszystko wkrótce szczęśliwie się zakończy. Oby tylko pokój zapanował w Ukrainie, w Europie i na całym świecie. W tych czasach nie ma miejsca na wojnę - mówi Arsen Hrosu.


Przeczytaj również:

Trzebinia lepsza od Górnika w próbie generalnej przed startem rundy wiosennej (WIDEO, ZDJĘCIA)

356. ofiara koronawirusa w powiecie chrzanowskim od początku pandemii (RAPORT)

ZKKM Chrzanów chce więcej młodszych autobusów

W gminie Babice chcą wybudować boisko piłkarskie ze sztuczną trawą

Bezpłatne przejazdy autobusami ZKKM Chrzanów dla obywateli Ukrainy

Kolejki po paszporty. Ludzie czekają po kilka godzin, wielu odchodzi z kwitkiem