Nie masz konta? Zarejestruj się

Gmina nie dopłaci uczniom

20.10.2010 00:00
Dziś zielone szkoły to nic innego jak przedłużanie uczniom wypoczynku o kolejne dwa, trzy tygodnie w roku - mówi Tadeusz Kołacz, dyrektor Zarządu szkół i Przedszkoli w Chrzanowie

Dziś zielone szkoły to nic innego jak przedłużanie uczniom wypoczynku o kolejne dwa, trzy tygodnie w roku - mówi Tadeusz Kołacz, dyrektor Zarządu szkół i Przedszkoli w Chrzanowie

Anna Jarguz: W tym roku gmina Chrzanów nie dopłaci nawet złotówki do organizacji zielonych szkół.
Tadeusz Kołacz:
- Z zamiarem obcięcia dotacji nosiliśmy się do lat. Decyzja zapadła na wiosnę. Podejmując ją, nie kierowaliśmy się jednak oszczędnościami, bo oszczędności są tu niewielkie. W minionym roku szkolnym wydaliśmy na ten cel niespełna 16 tys. zł. To naprawdę nieduże pieniądze.

Dla gminy może i nieduże. Dla rodziców dzieci każda dopłata odciąża ich domowy budżet.
- Na dwa i pół tysiąca chrzanowskich uczniów w ubiegłym roku na zielone szkoły z dopłatą od gminy wyjechało tylko 115 z trzech szkół podstawowych: nr 1, nr 3 i nr 8. Od lat obserwujemy coraz mniejsze zainteresowanie wyjazdami. Dla mniej zamożnych rodziców dopłata w wysokości 100 czy 150 zł w zależności od długości pobytu, nie rozwiązywała problemu, bo sami i tak musieli wyłożyć około tysiąca złotych. Poza tym, jeśli jest dotacja od gminy, musi być przetarg. Jego wynik nie zawsze zadowalał rodziców. Często z góry mieli upatrzony ośrodek, który niekonieczne wygrywał. Potem były pretensje.

Skoro nie oszczędności, to co zadecydowało o obcięciu dopłat akurat teraz?
- W ciągu ostatnich lat sens zielonych szkół zatracił się. Idea była taka, że podczas tych wyjazdów lekcje miały się odbywać normalnie. W praktyce bywało z tym różnie. Dziś zielone szkoły to nic innego jak przedłużanie uczniom wypoczynku o kolejne dwa, trzy tygodnie w roku. Doliczając do tego dwa miesiące wakacji, ferie zimowe, święta, ostatni tydzień szkoły, gdy lekcji praktycznie już nie ma, wychodzi, że na naukę pozostaje tylko 8 miesięcy.

Może wystarczyłoby zatem zmobilizować nauczycieli, by rzetelnie organizowali lekcje podczas zielonych wyjazdów.
- Gdyby na zielone szkoły wyjeżdżały całe klasy, pewnie nikt by się nie krzywił. Sęk w tym, że z wyjazdów korzysta tylko kilka lub kilkanaście osób w klasie. Reszta zostaje w szkole. I jedni i drudzy nie mają normalnych lekcji. Proces dydaktyczny zostaje zachwiany. Potem są problemy na egzaminach, weryfikujących wiedzę uczniów.

Część nauczycieli, którym decyzja o obcięciu dotacji nie podoba się, argumentuje, że wyjazdy często organizowane są w czerwcu, już po klasyfikacji uczniów.
- Sam przez lata byłem nauczycielem. Każdą godzinę miałem dokładnie rozpisaną na tematy. Przy tylu dniach wolnych w roku szkolnym, wciąż były problemy z realizacją programu nauczania w danej klasie. Musiałem organizować dodatkowe zajęcia. Nie wierzę więc w zapewnienia, że komuś cały materiał udaje się przerobić do maja. To niewykonalne.

Nie wszystkie szkoły korzystały z dopłat od gminy. Część organizowała wyjazdy na własną rękę.
- Nikt im tego nie może zabronić. Jeśli chcą, nadal mogą organizować kilku lub kilkunastodniowe wypady. My nie prowadzimy jednak statystyk, ilu uczniów w ciągu roku z nich korzysta.

Na zdjęciu: Tadeusz Kołacz

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 42 (961)
  • Data wydania: 20.10.10

Kup e-gazetę!