Nie masz konta? Zarejestruj się

Opiekunka na emigracji

09.06.2010 00:00
Seniorki z Chrzanowa, chcące dorobić do emerytury, decydują się na pracę w charakterze opiekunek. Najczęściej we Włoszech i Austrii. Jedne zostają tam dłużej, inne nie wytrzymują rozłąki z rodziną.

Seniorki z Chrzanowa, chcące dorobić do emerytury, decydują się na pracę w charakterze opiekunek. Najczęściej we Włoszech i Austrii. Jedne zostają tam dłużej, inne nie wytrzymują rozłąki z rodziną.

Wiele mówi się o młodych emigrantach, opuszczających Polskę w poszukiwaniu chleba. Tymczasem emigracja zarobkowa dotyczy także osób starszych. Głównie kobiet. Seniorki z naszego regionu często wyjeżdżają za granicę, by pracować jako opiekunki. Rozmawialiśmy z jedną z pań mających za sobą takie doświadczenia. Nie chce publikowania nazwiska, bo pracowała „na czarno”.

Z domu do domu
Emerytka Irena mieszka w Chrzanowie. We Włoszech przepracowała dwa lata.

- Zdecydowałam się na pracę za granicą, bo miałam do spłacenia dług. Przez znajomą nawiązałam kontakt ze sprawdzoną pośredniczką, bo nigdy nie pojechałabym w ciemno. Obawiałam się przede wszystkim bariery językowej. Moje podopieczne wiedziały, że nie mówię po włosku, ale jakoś się z nimi dogadywałam, zanim poznałam język - opowiada pani Irena.

Na początek zajmowała się dwoma siostrami w wieku 78 i 82 lat, mieszkającymi w pobliżu Neapolu, u podnóża Wezuwiusza. Do obowiązków chrzanowianki należało robienie zakupów i sprzątanie.

- Warunki mieszkaniowe były dobre. Kobiety miały duży dom. Jego właścicielka była wdową po sędzim. Miałam swój pokój. Co prawda nie było w nim telewizora ani radia, ale jakoś sobie bez tego radziłam. Na jedzenie także nie mogłam narzekać. Po przyjeździe do Chrzanowa niektóre włoskie potrawy, np. dania z cukinii, włączyłam do swojego jadłospisu. Tylko raz strułam się tamtejszymi owocami morza. Potem już ich nie jadłam - opowiada.

Z czasem przeniosła się w okolice Perugii. Najpierw przez trzy miesiące opiekowała się chorą na Alzheimera.

- Kobieta mająca poważne problemy z pamięcią była dość uciążliwa. Trzeba było ją pilnować niemal na każdym kroku - opowiada pani Irena. Potem przez miesiąc pomagała niewidomej, wreszcie zaopiekowała się pewną staruszką. Jej rodzina mieszkała w pobliżu, co ułatwiało zadanie.

- Wiadomo, że się tęskni za krajem. Najbardziej brak mi było rodziny, pracy na działce i polskiego kościoła. W niedzielę, gdy miałam wychodne, spotykałam się z innymi pracującymi tam Polkami. Po mszy szłyśmy na pizzę albo kawę. Starałyśmy się podtrzymywać na duchu - opowiada.

Trochę pieniędzy, trochę wrażeń
W ostatnim miejscu pobytu pani Irena spędziła tylko miesiąc.

- Dom mojej podopiecznej stał na wysokości ponad 2 tysięcy metrów. To było w Alpach. Nie mogłam się przyzwyczaić do panujących tam warunków klimatycznych. Dostałam nawet krwotoku z nosa. Stwierdziłam, że pora wracać do domu. Interesowałam się jeszcze wyjazdem do Austrii na zbiór winogron. Wymagana była jednak znajomość języka niemieckiego, a tego warunku nie spełniałam - dodaje pani Irena.

Co jej zostało z tych dwóch lat spędzonych na emigracji? Oprócz zarobionych pieniędzy, wiele wrażeń ze zwiedzania pięknych włoskich miast. No i znajomość języka w stopniu umożliwiającym porozumiewanie się. Chrzanowianka myśli o zapisaniu się na zajęcia z włoskiego, by go nie zapomnieć, a jeszcze udoskonalić to, czego się nauczyła. Twierdzi, że już nie podjęłaby pracy za granicą, bo wiąże się to z dużymi wyrzeczeniami, a opłacalność takiego zajęcia jest dziś znacznie mniejsza, niż kilka lat temu.

- Mimo to, co piątek grupa chętnych wyjeżdża busem z Chrzanowa do pracy w Austrii i we Włoszech - twierdzi nasza rozmówczyni.
Marek Oratowski

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 23 (942)
  • Data wydania: 09.06.10

Kup e-gazetę!