Nie masz konta? Zarejestruj się

Wypowiedzenie można cofnąć

20.01.2010 00:00
Moi ludzie wyliczyli, że co jedenaście minut z Chrzanowa jedzie coś na Kraków. Dziś linia K nie jest już zatem tak potrzebna, jak dawniej - twierdzi Tadeusz Gruber, przewodniczący zarządu Związku Komunalnego Komunikacja Międzygminna w Chrzanowie.

Moi ludzie wyliczyli, że co jedenaście minut z Chrzanowa jedzie coś na Kraków. Dziś linia K nie jest już zatem tak potrzebna, jak dawniej - twierdzi Tadeusz Gruber, przewodniczący zarządu Związku Komunalnego Komunikacja Międzygminna w Chrzanowie.

Anna Jarguz: Wypowiedział pan firmie transportowej Transgór umowę na dalszą obsługę linii K, łączącej powiat chrzanowski z Krakowem. Dlaczego?
Tadeusz Gruber:
- Nie ja złożyłem wypowiedzenie, tylko trzyosobowy zarząd. To raz. Dwa: już od wakacji, niemal na każdym zgromadzeniu, zastanawiano się nad przyszłością linii K, z której korzysta coraz mniej osób. Wielu pasażerów, około 30-35 proc., przesiadło się do szynobusów czy busów, które w sumie robią około 90 kursów dziennie na Kraków. Padł więc pomysł, by linię K sprywatyzować. Burmistrzowie gmin i członkowie zarządu jeszcze jesienią spotkali się w tej sprawie z prezesem spółki Transgór, która jeździ na tej trasie. Do dziś jednak firma nie dała nam żadnej konkretnej odpowiedzi. Postanowiłem ją zatem trochę zmobilizować do podjęcia decyzji. Poza tym K to linia ponadlokalna. Gminy nie mają obowiązku jej utrzymywać.

A jeśli Transgór nie będzie zainteresowany przejęciem linii?
- Jeśli odmówi, będziemy się zastanawiać, co dalej. Daleki byłbym od snucia czarnych scenariuszy.

Decyzji o wypowiedzeniu umowy nie skonsultował pan z członkami zgromadzenia, którzy o wszystkim dowiedzieli się z prasy. Bał się pan, że będą przeciw?
- Przecież to na zgromadzeniu padł pomysł prywatyzacji linii K! Decyzji nie konsultowałem, bo nie mam takiego obowiązku. Zgodnie ze statutem, to zarząd związku odpowiada za zawieranie bądź też wypowiadanie umów. To naszym obowiązkiem, nie zgromadzenia, jest taka organizacja komunikacji miejskiej, by mieściła się w przewidzianym budżecie i zapewniała transport w obszarze trzech gmin, tworzących związek.

Dotąd mówiło się, że linia K jest jedną z niewielu, do których nie trzeba dopłacać. Nagle staje się nierentowna?
- Nigdy nie była rentowna. Tylko niektóre kursy finansowały się same. Do tej linii trzy gminy tworzące związek, a także gmina Chełmek, zawsze dopłacały. Przed zawieszeniem niektórych kursów K kosztowało nas około 1,7 mln zł rocznie. Teraz mniej - 1,3 mln zł. Warto też dodać, że odkąd wpuszczamy pasażerów do autobusów tylko przednimi drzwiami, a kierowcy zaczęli sprawdzać bilety, znacznie wzrosła ich sprzedaż na linii K. Wcześniej wiele osób jeździło na gapę, na czym traciliśmy wszyscy. Na komunikacji nikt z nas nigdy nie chciał zarabiać. Ale, co już wielokrotnie mówiłem, powietrza przewozić nie będę.

K przejeżdża także przez gminy Krzeszowice i Zabierzów. Może one dopłaciłyby do tych kursów?
- Rozmawialiśmy w tej sprawie z Krzeszowicami. Nie zamierzają dopłacać. Z Zabierzowem wprawdzie rozmów nie było, ale ta gmina ma swoją komunikację do Krakowa, na pewno więc nie zdecyduje się współfinansować naszej.

Termin wypowiedzenia mija końcem kwietnia. Czy to oznacza, że od maja K przestanie jeździć?
- Nie wiadomo. Każde wypowiedzenie można przecież wycofać i takiej opcji nie wykluczamy. Końcem roku pod znakiem zapytania stanęły kursy J do Katowic i S do Sosnowca. Na czas udało się nam jednak porozumieć z Jaworznem, które organizuje te linie.
Rozmawiała Anna Jarguz

Na zdjęciu: Tadeusz Gruber

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 3 (922)
  • Data wydania: 20.01.10

Kup e-gazetę!