Nie masz konta? Zarejestruj się

Zamek w zasięgu ręki

19.08.2009 00:00
Ta balustrada to nic innego, jak pocięte zapałki. Dachówki powstały z patyczków po lodach, suszony koperek lub pietruszka robi za trawę. Ale chyba dobrze wygląda? - Edward Dżumyło szuka potwierdzenia dla swojego dzieła. Własnoręcznie robi makiety zamków, wydzierając z życia każdą wolną chwilę, żeby z milionów maciupeńkich elementów stworzyć budowlę niemal identyczną z naturalną. Tyle, że pomniejszoną wiele tysięcy razy.

Ta balustrada to nic innego, jak pocięte zapałki. Dachówki powstały z patyczków po lodach, suszony koperek lub pietruszka robi za trawę. Ale chyba dobrze wygląda? - Edward Dżumyło szuka potwierdzenia dla swojego dzieła. Własnoręcznie robi makiety zamków, wydzierając z życia każdą wolną chwilę, żeby z milionów maciupeńkich elementów stworzyć budowlę niemal identyczną z naturalną. Tyle, że pomniejszoną wiele tysięcy razy.

Studiuje historyczne książki, jeździ po świecie, robi zdjęcia, rysunki i przetwarza swą wiedzę w miniaturowe dzieła.
- Większe nie zmieściłyby się w naszym mieszkaniu - ze śmiechem rozkłada ręce.

Zawsze mnie coś do nich gna
- Najbardziej pasjonuje mnie gotyk - przyznaje Edward Dżumyło.
Wyjmuje mapę zamków polskich. Zaznaczone długopisem kółka to znak, że tam już był. Praktycznie cała mapa jest już poznaczona. Druga, czeska, tylko trochę mniej. Ma tych map więcej, bo gdzie nie bywa, wszędzie ogląda zamki. Nie darowałby sobie, gdyby był gdzieś w pobliżu i nie zobaczył choćby ruin.

- Zawsze je miałem w głowie. Taka wewnętrzna potrzeba mnie do nich gna - pan Edward nie raz już się zastanawiał nad przyczyną tego zainteresowania. Z rodziną żartował o swoim poprzednim rycerskim wcieleniu albo podobnych korzeniach swych przodków.
- Dżumyło. Jagiełło. Brzmi nawet podobnie - puszcza oko do żony Stanisławy.

Cegły wypalane w piecyku
Kiedyś na oglądanie zamków zabierał dzieci. Dziś częściej jeździ tylko z żoną. Wśród twierdz, jakie zdobywał, żona okazała się najwspanialszą. To ona go zdobyła, podbijając jego serce.

- Te zamki pożera wprost wzrokiem, żeby żaden szczegół mu nie umknął. Kiedy je ogląda, nic innego nie istnieje - przyznaje Stanisława Dżumyło. Ale i ona lubi takie wycieczki. Cieszy ją, że mąż ma taką pozytywną pasję. Tylko czasem się złości, gdy wspólny pokój zamienia się w pracownię.

- Zbiera wszystko, nawet kawałeczki folii. A nuż przydadzą się na okna. Cały ten majdan nosi ze sobą w pudełkach i tam gdzie może, to tnie, skleja, układa. Za to efekt jest później przepiękny. Taki talent ma - zachwala męża pani Stanisława.

- Przydałby mi się tylko prawdziwy piec do wypalania ceramiki. Wtedy lepiej szłoby mi robienie cegieł - mruczy pod nosem pan Edward.
Na razie produkuje cegły wylewając trochę gipsu na tekturę. Dodaje do niego określoną farbę, aby nadać cegłom kolor. Potem kroi malutkie prostokąty i wypala w gazowym piecyku.

Może jeszcze wrócę do malowania
- Siedmioro nas było w domu. Zaczęło się od plasteliny, potem każdemu z rodzeństwa pomagałem w rysunkach. Ale w czasach mojej młodości tylko niewielu osobom udawało się przerodzić pasję w zawód i pracę - drapie się po brodzie pan Edward.

Jako amatorowi ciężko było mu samemu zgłębiać tajniki sztuki, ale zacisnął zęby, przestudiował wiele podręczników i zaczął od malowania. Wiele tych pierwszych obrazów rozsianych jest dziś po domach znajomych, rodziny. Później zaczęła się fascynacja budową zamków.

- Myślę jednak, aby wrócić jeszcze do malowania. Coraz bardziej podobają mi się stare drewniane kościółki - dodaje. A jego żona wspomina jedną z wycieczek, gdy poszukiwali ruin na Pomorzu.

- Miały być gdzieś blisko, ale nie mogliśmy ich znaleźć. Wreszcie podeszliśmy na przystanek autobusowy, spytać miejscowych, gdzie to może być. Jedna kobieta mówi: „Tu, właśnie tu”. Okazało się, że z zamku zostały tylko zarośnięte trawą fragmenty obmurowania. Na nim stanął przystanek - opowiada pani Stanisława. Najbardziej jednak spodobały jej się zamki w Czechach i na Słowacji. Ukryte w gęstwinie drzew, zasłonięte wzgórzami.

Wszystkie je zobaczyć
- Jak buduję to się uspokajam - przyznaje pasjonat. W kuchni stoi makieta czeskiego zamku Smichov i Èervena Lhota, polskiego Oporowa i Wyczyszczki. Jest angielski młyn i sklejany właśnie średniowieczny gród. W piwnicy leży 15 kg kamieni przywiezionych z Anglii. Czekają na rozpoczęcie kolejnego zamkowego dzieła.

- Za mężem trzeba szybko nadążać, choć trudno to nieraz zrobić. Tysiące pomysłów rodzi mu się w głowie, jakby był on i jeszcze jeden Edziu. I prawie wszystkie te pasje udaje mu się zrealizować - pani Stanisława sama dziwi się, że tyle energii tkwi w jej mężu.

- Marzy mi się większa pracownia. A już najbardziej prawdziwy zamek. Gdyby udało mi się taki kupić, cała rodzina i następne pokolenia mogłyby w nim zamieszkać - snuje plany pan Edward.

A żona wybucha śmiechem.
- Zawsze gdy tak mówi, to myślę, że naprawdę mnie musi kochać. Nawet zamek by dla mnie kupił - żartuje.

Tymczasem jej mąż duma nad przemijaniem czasu, wierząc, że uda mu się zobaczyć wszystkie zamki w Europie.
Ewa Solak

Na zdjęciu: Edward Dżumyło z żoną Stanisławą w kuchni zajętej przez makiety zamków

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 33 (901)
  • Data wydania: 19.08.09

Kup e-gazetę!