Nie masz konta? Zarejestruj się

Górnicy zostali na lodzie

17.06.2009 00:00
TRZEBINIA. Zakład w likwidacji, pracy nie będzie. Choć urząd pracy i dyrekcja zapewniali, że pomogą znaleźć im robotę, tak się nie stało. Szukają teraz na własną rękę, ale jej znalezienie graniczy z cudem. Prawie pół tysiąca ludzi za kilka dni straci pracę. Od lat służyli Zakładom Górniczym „Trzebionka” SA, ale kopalnia jest w likwidacji.

TRZEBINIA. Zakład w likwidacji, pracy nie będzie. Choć urząd pracy i dyrekcja zapewniali, że pomogą znaleźć im robotę, tak się nie stało. Szukają teraz na własną rękę, ale jej znalezienie graniczy z cudem. Prawie pół tysiąca ludzi za kilka dni straci pracę. Od lat służyli Zakładom Górniczym „Trzebionka” SA, ale kopalnia jest w likwidacji.

Jeszcze w czerwcu, większość z tych, którzy dziś wydobywają rudy cynku i ołowiu, odejdzie. Zostaną nieliczni. To osoby potrzebne przy likwidacji kopalni. Mogą liczyć na zatrudnienie jeszcze przez rok. Później i ich spotka podobny los. Staną w kolejce do pośredniaka.Wielu z setek zwalnianych nie znalazło nic dla siebie podczas giełdy pracy w likwidowanym przedsiębiorstwie. W najgorszej sytuacji są ci, którym do emerytury zostało kilka lat. Ich nie chce przyjąć nikt. I choć wielu z nich to ludzie w kwiecie wieku, u potencjalnych pracodawców słyszą jedno: - Jesteś za stary!

Szczęśliwy człowiek
Już z końcem kwietnia Jacek Folga, górnik z Trzebionki, zwracał na to uwagę:
- Do emerytury zostały mi cztery lata. Ofert pracy jest sporo, ale nie dla takich jak ja. Chciałbym się dostać do kopalni Piast w Bieruniu, Janina w Libiążu czy Sobieski w Jaworznie. Niestety, są ograniczenia wiekowe. Do emerytury zostało mi niewiele czasu i nikt mnie nie chce. To wielkie nieporozumienie - oceniał mężczyzna.

- To bardzo trudna sytuacja. I dyrekcja, i związki zawodowe nic nie przygotowały. Ludzie są w dramatycznej sytuacji. Właśnie rozmawiałem z chłopakami ze zmiany, na której pracowałem. Są zrozpaczeni - relacjonuje Wacław Lech z Trzebini. Mężczyzna przez 20 lat pracował w Trzebionce, wcześniej pięć w Sierszy. Na szczęście, od czterech lat jest na emeryturze i nie musi się martwić sytuacją zakładu. Zastanawia go jednak los kolegów, z którymi przepracował wiele lat.

- Ci ludzie zostali sami. Jeśli któryś ma trzy, cztery lata do emerytury, to jest mu bardzo ciężko - dodaje Lech, którego spotkaliśmy nieopodal Trzebionki. Z bólem patrzy na to, co się dzieje z zakładami. - Co z tego, że ludzie mają kwalifikacje, jak nikt ich nie chce zatrudnić - podsumowuje. Patrząc na swój los i fakt, że kilka lat temu udało mu się przejść na emeryturę, stwierdza: - Jestem najszczęśliwszym facetem pod słońcem - kończy. Zdaje sobie sprawę, że ci, którzy teraz odchodzą z kopalni, są w ogromnym dołku psychicznym.

Na bruk
W pobliżu Trzebionki spotykamy też kilku obecnych pracowników zakładów. Odpoczywają po pracy.

- Jak to możliwe, że kopalnia nie załatwiła wam przeniesienia? Takie słowa usłyszeliśmy podczas egzaminu praktycznego po kursie górnika. Ludzie się dziwili - mówi Jędrek, górnik z ZG Trzebionka. W ręku trzyma kartę obiegową. Niebawem straci pracę. I on, i jego koledzy chcą zostać anonimowi. - Zostało nam jeszcze 10 dni pracy, nie chcemy mieć kłopotów przed odejściem - tłumaczy mężczyzna.

- W każdej kopalni, którą likwidowali, były przeniesienia. U nas nie. Na bruk. Zostaliśmy na lodzie - grzmi siedzący obok Ireneusz. W ZG Trzebionka pracuje od kilku lat. Teraz załapał się do roboty w kopalni Bukowno. Wspólnie z kolegami przypomina, że kiedy ludzie odchodzili z Sierszy, gwarantowano im pracę w innych kopalniach. W Trzebionce nikt nawet nie zaproponował takiego rozwiązania.

Ilu z nich znajdzie pracę?
Jan Pisula, dyrektor Trzebionki, jest przekonany, że od 10 lat robił wszystko, by nieuchronna likwidacja była jak najmniej bolesna dla pracowników. Przekonuje, że nie ma przed nimi żadnych tajemnic. Zapewnia też, że 30 czerwca 567 ludzi otrzyma wypłaty. - Na łączną kwotę 30 milionów złotych - informuje Pisula.

Barbara Babijczuk, dyrektorka chrzanowskiego pośredniaka, nie potrafi na razie podsumować akcji, którą urząd pracy prowadził wspólnie z dyrekcją zakładów (giełdy pracy). Wie jedynie, że zwolnieniem grupowym w Trzebionce objętych jest 468 osób. Ile z nich znajdzie zatrudnienie?
- Nie wiem. Akcję podsumujemy w lipcu - mówi Babijczuk. Przytacza jedynie, że 172 osoby z ZG wzięły udział w grupowych lub indywidualnych szkoleniach. - Początkowo było ich 220, ale część zrezygnowała. Może znaleźli pracę? - zastanawia się Babijczuk. Zapowiada, że dla tych, którym się nie powiedzie, pośredniak przygotuje kolejny program. Może będzie skuteczniejszy, bo dzisiaj zwalniani górnicy nie są w stanie patrzeć na świat przez różowe okulary. Nie mają pojęcia, za co utrzymają siebie i swoje rodziny.

Stażysta
- Przyjęto mnie za 1.500 złotych brutto jako... stażystę - śmieje się Ireneusz, choć najchętniej uderzyłby pięścią w stół. Pod ziemią przepracował przecież 23 lata. Do emerytury brakuje mu 2,5 roku.

- Jeszcze mu powiedzieli, że dostanie odprawę z Trzebionki, to będzie miał za co żyć. Tyle tylko, że on żadnej odprawy nie dostanie. Ta należy się tylko pracownikom, którzy są zatrudnieni na stałe, a tych jest jak na lekarstwo. O likwidacji kopali szefowie wiedzieli już dawno. Od lat nie przyjmowali na stałe - dodaje Andrzej, siedzący naprzeciw Ireneusza.

- Do Bukowna jest 25 kilometrów. Na rękę dostanie 700 złotych. Prawie starczy mu na benzynę - obrazuje Jędrek. Sam był pytać o pracę w kopalni Janina, a potem Sobieski. - Nie chcą przyjmować - mówi. Opowiada, że w obu zakładach usłyszał, że na robotę mogą liczyć ci, którzy mają więcej niż pięć lat do emerytury. - Oni nie potrzebują wykwalifikowanych pracowników, tylko niewolników, tanią siłę roboczą - mówi Jędrek.

Kompania Węglowa to z kolei spółka przyjmująca tych, którzy mają nie więcej niż 35 lat życia za sobą.
- Miałem pracować w Trzebionce, ale wyczułem pismo nosem. Pracuję w kopalni Piast w Bieruniu - oddycha z ulgą Andrzej Poręba. Przypomina, że lata temu chciał przyjść do zakładu pracy w Trzebini, który jest kilka kroków od jego domu. Zrezygnował jednak. Nie żałuje. Dzisiaj byłby w podobnej sytuacji, jak jego koledzy.
Tadeusz Jachnicki

Na zdjęciu: Wacław Lech cieszy się, że zdążył odejść z Trzebionki na emeryturę. Dzisiaj z bólem serca patrzy na to, co dzieje się z zakładem i kolegami, z którymi niegdyś pracował.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 24 (892)
  • Data wydania: 17.06.09

Kup e-gazetę!