Nie masz konta? Zarejestruj się

Zadanie wykonałem

02.07.2008 00:00
Swoje zadanie wykonałem dobrze. Ale zamiast dostrzegać jego efekty, rozlicza się mnie z podpisów na liście obecności albo z dodatkowych zajęć – mówi Andrzej Filipczak, były pełnomocnik starosty do sprawy uruchomienia Centrum Zarządzania Kryzysowego.

Swoje zadanie wykonałem dobrze. Ale zamiast dostrzegać jego efekty, rozlicza się mnie z podpisów na liście obecności albo z dodatkowych zajęć – mówi Andrzej Filipczak, były pełnomocnik starosty do sprawy uruchomienia Centrum Zarządzania Kryzysowego.

Bogumił Kurylczyk: Nie wygląda pan jak bohater.
Andrzej Filipczak: - Czuję się jak osoba obrzucona błotem. Zrobiłem niemało, biorąc za to tylko 504 zł miesięcznie, a tu niektórzy chcieliby mnie widzieć w prokuraturze, spowiadającego się z zarzutu niewłaściwie postawionych parafek na liście obecności. Tymczasem wszystko zostało już przecież z moim zleceniodawcą, starostą Szczęśniakiem, publicznie wyjaśnione.

Po kolei. Najpierw o tym narobieniu się.
- Spotkanie burmistrzów ze starostą w sprawie utworzenia Centrum Zarządzania Kryzysowego odbyło się w kwietniu 2007 roku. I do czasu, gdy zostałem pełnomocnikiem (styczeń 2008 r.), przez osiem miesięcy nie działo się nic.

Przyszedł pan i...
- Doprowadziłem do podpisania umów przez poszczególne gminy, zobowiązujące się do współfinansowania ze starostwem działalności CZK. Nie było to zadanie łatwe. Rozmowy odbywały się czasem, jak na przykład w Chrzanowie, w obecności radcy prawnego. Musieliśmy sobie wiele spraw wytłumaczyć od początku.

Dlatego że ci, którzy to mieli już dawno zrobić, nie mogli, nie chcieli, nie potrafili?
- Nie znam na tyle zdolności majora Chłopeckiego, by się wypowiadać, dlaczego tak długo nie był w stanie wykonać polecenia starosty.

A major Andrzej Chłopecki pana bynajmniej nie oszczędza. I po swoim odwołaniu z pracy w starostwie rozpowiada o nieprawidłowościach na liście obecności.
- Kto, jak kto, ale to on przede wszystkim wiedział, że zostałem zatrudniony do wykonania konkretnego zadania, a nie do siedzenia przy biurku. I gdy wykonałem to, czego nie wykonał on, obrzuca mnie teraz błotem.

Nie tylko on.
- Bo nie tylko on odpowiada za zwłoki w powstaniu CZK. Miał przecież także innego przełożonego, który jego pomysły akceptował.

Jaśniej, proszę.
- To przecież żadna tajemnica, że poprzedni starosta, a obecny radny powiatowy Kazimierz Boroń, na wszelkie sposoby dyskredytował moją osobę i moją pracę.

Niby dlaczego?
- Może z tego powodu, by nie wyszły na jaw rzeczy tak niewygodne, jak zakup programu komputerowego, który do zarządzania kryzysowego w naszym powiecie przydać się nie mógł. A kosztował, bagatela, kilkaset tysięcy złotych. Albo to, że centrum zarządzania próbowano umieścić nie w budynku Państwowej Straży Pożarnej, tylko w pomieszczeniach przy ul. Grzybowskiego. Co było od początku pomysłem chybionym, ale wydano na jego realizację także niemało pieniędzy. I zatrudniono tam na dodatek ludzi nieprzypadkowych, bo dobrze znanych panu staroście…

To raczej tym wszystkim powinien się zająć prokurator.
- Być może tak będzie. Ale to już nie moja sprawa. Ja zakończyłem swoją misję.

I wcale nie został pan szefem CZK.
- Nigdy nie zamierzałem nim być i rezygnować z pracy w PSP w Jaworznie. A gdybym chciał, to stanąłbym do konkursu. Tak na marginesie, to pełnomocnikiem starosty także zostałem w drodze konkursu.
Rozmawiał: Bogumił Kurylczyk

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 27 (843)
  • Data wydania: 02.07.08

Kup e-gazetę!