Nie masz konta? Zarejestruj się

Od Annasza do Kajfasza

10.01.2007 00:00
Agnieszka Burkat z Młoszowej: - Dwie godziny temu znaleźliśmy na podwórku sarenkę z połamanymi nogami. Zadzwoniliśmy do Nadleśnictwa Chrzanów. Zadeklarowali, że wezwą weterynarza. Ale nie przyjechał, a zwierzę się męczy.
Agnieszka Burkat z Młoszowej: - Dwie godziny temu znaleźliśmy na podwórku sarenkę z połamanymi nogami. Zadzwoniliśmy do Nadleśnictwa Chrzanów. Zadeklarowali, że wezwą weterynarza. Ale nie przyjechał, a zwierzę się męczy.
Nadleśnictwo sprawą się nie zajęło. Powiadomiło tylko trzebiński urząd miasta. Powiadomiło błędnie.
- Powiedziano nam, że sarna jest martwa. Wezwałam więc firmę zajmującą się wywozem padliny z terenu gminy – usłyszeliśmy od urzędniczki przyjmującej zgłoszenie Nadleśnictwa.
Tymczasem sarna ciągle żyła.
- Znaleźliśmy ją leżącą na wjeździe do domu. Wystraszyła się samochodów wjeżdżających z towarem do naszej hurtowni i przeczołgała się pod drzwi – relacjonowała Agnieszka Burkat.
Sarenka trzęsła się z zimna, była pokrwawiona. Miała złamane dwie przednie kończyny. Rodzina Burkatów mieszka pod lasem.
- Może goniły ją psy i uciekała przeskakując przez ogrodzenie naszej posesji? Może wtedy połamała nogi? A może potrącił ją samochód, kiedy przebiegała ul. Krakowską? - zastanawiała się pani Agnieszka.
Godziny mijały. Burkatowie podejrzewali, że sarna leżała pod ich domem około dwunastu, trzynastu godzin.
Ponownie zadzwoniliśmy do Urzędu Miasta w Trzebini. Sprawą obiecał się zająć Kazimierz Feliksik z wydziału gospodarki komunalnej.
- To odsyłanie sprawy od Annasza do Kajfasza jest nie w porządku. Rozmawiałem z weterynarzem. Powiedział, że nie może uśpić zwierzęcia. Potem prosiłem łowczego, by je dobił. Poinformował mnie, że nie wolno mu używać broni w pobliżu zabudowań, a jedynie na terenie leśnym podczas polowań. Policja też mnie wyśmiała, kiedy interweniowałem w tej sprawie. Wpadłem więc na pomysł, by wezwać pracowników schroniska w Olkuszu, z którym gmina ma podpisaną umowę. To ich weterynarz uzna, czy sarnę leczyć, czy uśpić – powiedział Kazimierz Feliksik.
- Przed południem przyjechał pan ze schroniska i zabrał sarenkę – potwierdza Agnieszka Burkat.
(KR)

Na zdjęciu: Sarna miała złamane przednie nogi

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 2 (767)
  • Data wydania: 10.01.07

Kup e-gazetę!