Nie masz konta? Zarejestruj się

Mąka z Polski choinka z Ramallah

20.12.2006 00:00
Święta Bożego Narodzenia w rodzinie Wioletty Adwan będą takie, jak w Polsce, chociaż przygotuje je w Palestynie.

Święta Bożego Narodzenia w rodzinie Wioletty Adwan będą takie, jak w Polsce, chociaż przygotuje je w Palestynie.
Tęskni za smakiem kiszonej kapusty, nie zakłada chustki, i dziwi się, dlaczego Palestyńczycy nie lubią czytać książek. Dziesięć lat minęło, od kiedy Wioletta Adwan z domu Gaździk zamieszkała z dala od bliskich. W Palestynie.
- Już dawno mój tato przesłał mi z Polski nasiona buraków. Zasiałam je i bardzo dobrze się przyjęły na palestyńskiej ziemi. Dzięki temu mogę ugotować wigilijny barszczyk z uszkami, które udało mi się kupić w supermarkecie w Ramallah. Tam też kupiłam sztuczną choinkę. Mąkę żurek przywiozłam z Polski. Byłam w domu rok temu. Ugotuję więc także żur. W Palestynie najbardziej brakuje mi bigosu, bo tu nie ma ani kapusty kiszonej, ani odpowiednich beczek. Próbowałam co prawda ukisić ją samodzielnie, ale bezskutecznie. Kapustę upchnęłam w wielkim słoju. Podczas ugniatania szklany pojemnik pękł. Zniechęciłam się do dalszych prób. Na stole wigilijnym zabraknie więc kapusty, ale za to przygotuję kilka rodzajów ryb morskich. Bo ryb u nas dostatek – opowiada Wioletta Adwan, rodem z Olszyn w gminie Babice.

Chusta
Wioletta wyjechała z Polski dziesięć lat temu za mężem – Palestyńczykiem. Poznali się podczas studiów w Krakowie. Obecnie mieszka w ośmiotysięcznym miasteczku nieopodal Ramallah.
- Kiedy pierwszy raz odwiedziłam ojczyznę męża, jego siostry zabrały mnie na zakupy, delikatnie sugerując, że powinnam zaopatrzyć się w chusteczkę. W sklepie założyły mi ją na głowę i stwierdziły, że uroczo w niej wyglądam. Od razu zapowiedziałam mężowi, że chustki nigdy na głowę nie włożę. Potem ani Ahmed, ani jego matka, nie namawiali mnie do tego. Ale jakoś nie czuję się wyobcowana na ulicach Palestyny. Mieszkamy w miejscu, gdzie Palestyńczycy mieszają się z Żydami. Żydzi przyjeżdżają do nas na zakupy, bo tu jest taniej. Nikogo nic nie dziwi – opowiada.
Języka arabskiego nauczyła ją teściowa.
- To starsza kobieta, z którą na początku przebywałam najczęściej. Wskazywałam na poszczególne przedmioty, a ona mówiła po arabsku ich nazwę. Potem kuzynki męża się ze mnie śmiały, bo okazało się, że mówię... gwarą! Język sprawiał mi kłopot tylko na początku. Bardzo lubię czytać książki. Nie wyobrażam sobie bez nich życia, ale w Palestynie nikt nie czyta! Nawet lekarze, z którymi mam najczęstszy kontakt - dziwi się.

Latifa i Jasio
Ma dwójkę dzieci: dziewięcioletnią Latifę i dwa lata młodszego Jasia. W domu mówią po polsku. Ich ojciec także.
- Tak naprawdę syn to Jaser, ale od małego nazywałam go Jasiu i tak zostało. Rodzina męża skapitulowała i przystała na polskie imię. Stało się to, kiedy teściowa trzykrotnie wzywała mojego syna po arabsku, a on nie reagował. Przybiegł do niej dopiero, kiedy zawołała: Jasiu! - wspomina Wioletta.
Dzieci uwielbiają święta Bożego Narodzenia i to dla nich właśnie Wioletta robi wszystko, by ich święta przypominały jak najbardziej te polskie. Na co dzień Latifa i Jasiu chodzą na lekcje religii muzułmańskiej. Ich rodzice uznali, że w dorosłym życiu same będą musiały dokonać wyboru pomiędzy chrześcijaństwem a islamem. W domu państwa Adwan każdy idzie na kompromis. Głowa rodziny – Ahmed Adwan, podczas wizyt w Polsce, chodzi nawet z żoną do kościoła. Ahmed jest fizykoterapeutą. Wioletta prowadzi dom. Pracowała tylko przez chwilę. Otworzyła prywatny żłobek. Zrezygnowała z interesu, kiedy Jaś poszedł do szkoły.

Okupacja
Spokojne dotąd życie zburzył konflikt palestyńsko-izraelski.
- Okupacja daje się we znaki na każdym kroku. Dlatego coraz poważniej myślimy o powrocie do Polski, do Olszyn w gminie Babice. Nie chcę, żeby moje dzieci ciągle się bały i patrzyły na to wszystko. Patrole żydowskie zatrzymują nas przy powrocie do domu, mężowi przykładają do głowy spluwę – teraźniejsza sytuacja polityczna w Palestynie nie daje jej spokoju.
Do domu rodzinnego w Olszynach przyjadą w czerwcu przyszłego roku. Ale czy na stałe?
- Bardzo bym tego chciał...- Jan Gaździk, ojciec Wioletty i radny z Olszyn, dzwoni do córki co drugi dzień i pyta, kiedy zobaczy swoje wnuki. Klaudia Remsak

Na zdjęciu: Wioletta z dziećmi: Latifą i Jasiem

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 51 (765)
  • Data wydania: 20.12.06

Kup e-gazetę!