Nie masz konta? Zarejestruj się

Podwójna rozpacz

14.09.2005 00:00
Wyszła na spacer z psem. Tak, jak codziennie, wieczorem. Tym razem jednak nie wróciła. Zginęła pod kołami rozpędzonego chryslera. Nikt nie udzielił jej pomocy.
Wyszła na spacer z psem. Tak, jak codziennie, wieczorem. Tym razem jednak nie wróciła. Zginęła pod kołami rozpędzonego chryslera. Nikt nie udzielił jej pomocy.
- Gdy zadzwonił mąż Oli i powiedział, że przejechał ją samochód, nie mogłam uwierzyć. Ale córka Oli – Dagusia potwierdziła, że mama nie żyje. W chwili śmierci miała na sobie zegarek, który jej kiedyś podarowałam. Wyznaczył jej tę ostatnią godzinę. Nie mogę przestać o tym myśleć - mówi Aleksandra Pileska, od 24 lat przyjaciółka Aleksandry Szałkowskiej-Sojki, psycholog pracującej w trzebińskim zakładzie karnym i OHP. Zginęła 5 września.
Tragedia rozegrała się na ul. Tenczyńskiej w Płazie, na odcinku biegnącym przez las. Aleksandra jak zwykle wybrała się pobiegać. Towarzyszył jej pies Ori.
- Nieraz jej powtarzałam: Ola, po co ty tyle biegasz. Ale miała problemy z kręgosłupem. Lekarze zalecali ruch. Więc odpowiadała mi zawsze: muszę biegać, bo nie chcę na starość jeździć na wózku - wspomina przyjaciółka.
Tego wieczoru nie wróciła już do domu. Nie odbierała telefonu. Zaniepokojony mąż, Zbyszek, razem z córką, rankiem rozpoczął poszukiwania. Ciało żony znalazł w lesie. Zawiadomił policję.
- 49-letnia kobieta już nie żyła. Jej ciało, częściowo rozebrane, leżało w lesie, około 10 metrów od drogi Płaza- Regulice. Na jezdni widoczne były ślady hamowania pojazdu oraz odłamki szkła świateł, kawałki powłok lakierowych i znak firmowy samochodu Chrysler, a także części telefonu komórkowego, zegarek zatrzymany na godz. 22.15 - relacjonuje Dariusz Pogoda, rzecznik prasowy chrzanowskiej komendy.
Policja, przy natychmiastowej pomocy zastępcy dyrektora wydziału komunikacji w Chrzanowie - Andrzeja Walaszka, wytypowała 35 samochodów marki Chrysler.

Policjanci przystąpili do kontroli właścicieli tych pojazdów oraz warsztatów samochodowych. O godzinie 15 dotarli do jednego z sołectw w Alwerni. Właściciela chryslera nie było w domu.
- Jest w pracy - usłyszeli od żony.
Funkcjonariusze zażądali jednak otwarcia garażu. Stał w nim czerwony chrysler. Miał uszkodzony przód i ślady krwi na masce.
Mężczyznę, 32-latka, zatrzymano w pracy, w Chrzanowie. Przyznał się, że 5 września, około godz. 22.15, wracał z pracy przez Płazę ul. Tenczyńską. Że wyprzedzał skodę z prędkością ok. 120 km/h. Że uderzył w idącego w tym samym kierunku człowieka i po przejechaniu kilkudziesięciu metrów zatrzymał się.
Gdy stwierdził, iż kobieta nie żyje, odjechał. Po kilku minutach wrócił i ciało pokrzywdzonej wciągnął do lasu. Pozbierał jeszcze z miejsca tablicę rejestracyjną i elementy swego pojazdu. Nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego tak uczynił.
Skodą jechali z pracy jego dwaj koledzy (35 i 28-letni mężczyźni mieszkający w tej samej miejscowości). Oni też zatrzymali się, kiedy zobaczyli leżące na ziemi ciało kobiety. Jednak też nie udzielili jej pomocy. Odjechali.

Areszt
Sprawca trafił do aresztu pod zarzutem popełnienia przestępstwa umyślnego spowodowania zagrożenia w ruchu drogowym, doprowadzenia do wypadku drogowego, gdzie inna osoba poniosła śmierć, i oddalenia się z miejsca przestępstwa. Grozi mu grozi kara pozbawienia wolności do 12 lat.
- Ciało skierowano na sekcję. Ze wstępnych oględzin lekarskich wynika, że obrażenia były bardzo duże – złamanie kręgosłupa, zerwanie kręgów szyjnych, złamania kończyn - informuje rzecznik policji.
Od okolicznych mieszkańców można usłyszeć, że 32-latek chryslera kupił sobie niedawno.
- Może próbował, ile ma mocy pod maską? - zastanawiają się.
- Podobno uderzenie było tak silne, że jeszcze kilka metrów samochód wlókł kobietę na masce – opowiadają inni.
Niektórzy twierdzą, że dwa samochody ścigały się, jadąc dwoma pasami ruchu. Policja przyznaje, że bierze pod uwagę taką możliwość. Ślady hamowania chryslera miały długość prawie 100 metrów.
- Na tej podstawie można stwierdzić, że prędkość jazdy w momencie zdarzenia wynosiła około 150 km/h, na drodze, gdzie dopuszczalna była do 60 km/h - uważa Dariusz Pogoda.

Rozpacz
- To niepowetowana strata. Tacy nietuzinkowi, wspaniali ludzie, jak Ola, nie powinni ginąć w ten sposób. Zawsze martwiła się o innych, łagodna, uśmiechnięta. Jej mąż mówi, że teraz to, co Ola zrobiła dobrego dla ludzi, oni mu oddają. Ale przecież potem wszyscy wrócą do normalnego życia, a on i Dagusia zostaną sami. Chcę im jakoś pomóc, ale nie wiem, jak - zastanawia się Aleksandra Pileska. - A tak cieszyła się życiem. Cieszyła się, że Zbyszek poszedł na emeryturę, że teraz będą mogli więcej podróżować. Pojechała na dwie wycieczki. Na więcej już nie zdążyła. Tę tragedię trzeba opisać. Nie tylko dla pamięci Oli, ale także ku przestrodze innych bezmyślnych kierowców. Nie mogę zrozumieć, jak ten mężczyzna mógł jej nie udzielić pomocy, lecz zawlókł do lasu i zostawił. Sen spędza mi z powiek myśl, czy ona jeszcze wtedy żyła. Czy się męczyła. Pewnie wykaże to dopiero sekcja - dodaje drżącym głosem.
Tragedia wpędziła też w rozpacz żonę 32-letniego mężczyzny. Nie pracuje zawodowo, ma czwórkę dzieci w wieku od 5 do 11 lat. Jak im powiedzieć prawdę? Wieś jest mała i tak już zaczynają wytykać palcami, że ojciec to morderca.

Mówią krewni
sprawcy:

- Jesteśmy pogrążeni w smutku i bezsilności wobec tej tragedii. Prosimy o przebaczenie i zrozumienie, aby dać szansę na dalsze życie dzieciom i rodzinie. Mamy całkowitą świadomość tego, co się stało i nie możemy pojąć, co skłoniło Marcina do tego czynu. Na co dzień przecież jest człowiekiem dbającym o rodzinę. Lubiany był przez otoczenie. Pracował w kopalni dolomitu i w gospodarstwie. Jedna chwila przekreśliła wszystko.
I pogrążyła w rozpaczy dwie rodziny.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 37 (700)
  • Data wydania: 14.09.05

Kup e-gazetę!