Nie masz konta? Zarejestruj się

Kukułcze jajo wywiezione

17.08.2005 00:00
Nie 35-40, jak początkowo szacowano, ale aż 136 ton cuchnących odpadów zwierzęcych podrzucono do bolęcińskiego lasu.
Nie 35-40, jak początkowo szacowano, ale aż 136 ton cuchnących odpadów zwierzęcych podrzucono do bolęcińskiego lasu. Akcja ich usuwania trwała około 13 godzin. Choć terenem tym włada Nadleśnictwo, burmistrz Trzebini - Adam Adamczyk zdecydował o usunięciu odpadów na koszt gminy.
Nie 35-40, jak początkowo szacowano, ale aż 136 ton cuchnących odpadów zwierzęcych podrzucono do bolęcińskiego lasu. Akcja ich usuwania trwała około 13 godzin.
Choć terenem tym włada Nadleśnictwo, burmistrz Trzebini - Adam Adamczyk zdecydował o usunięciu odpadów na koszt gminy.
- Nie było na co czekać - tłumaczy swą decyzję.
Rzeczywiście, już w zeszłym tygodniu odpady zaczęły się rozkładać i śmierdzieć. Co więcej - Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Krakowie stwierdził, że stanowią one zagrożenie dla środowiska. Niezabezpieczone, mogą zagrażać glebie, wodom powierzchniowym i podziemnym.
- Ponadto istnieje ryzyko rozwłóczenia odpadów przez zwierzęta - wtórował Sanepid, wskazując na pilną potrzebę usunięcia zwierzęcych ścinek.
Fetor coraz bardziej doskwierał też okolicznym mieszkańcom. Zaczęły się interwencje w urzędzie. Tymczasem, wobec braku sprawcy (postępowanie trwa, ale jeszcze nie przyniosło efektów w postaci dowodów), zastanawiano się, kto ma zapłacić za utylizację.

Kto jest posiadaczem
odpadów?

W środę gmina wszczęła postępowanie administracyjne w sprawie wydania decyzji „nakazującej posiadaczowi odpadów usunięcie ich z miejsc nieprzeznaczonych do ich składowania lub magazynowania”. Powołano się przy tym na art. 3. ust. 3 pkt 13 ustawy o odpadach, zgodnie z którym „domniemywa się, że władający powierzchnią ziemi jest posiadaczem odpadów znajdujących się na nieruchomości”.
- Nie jesteśmy ani ich posiadaczem, ani ich wytwórcą - brzmiała odpowiedź Nadleśnictwa.
Korespondencja odbywała się też na linii gmina-starostwo. Zdaniem przedstawicieli Trzebini, swój udział w likwidowaniu zagrożenia powinien mieć także powiat (na mocy art. 102 ust. 4 i 5 ustawy prawo ochrony środowiska). Starostwo argumentowało, że w tejże sprawie nie ma zastosowania art. 102 powołanej ustawy.
- Brak jest podstaw do stwierdzenia, iż występuje tam zanieczyszczenie gleby albo niekorzystne przekształcenie naturalnego ukształtowania terenu - brzmiała odpowiedź z powiatu.
- W tej sytuacji postanowiłem dłużej nie czekać, lecz czym prędzej usunąć źródło zagrożenia. Teraz będziemy dążyć do ustalenia, czy tylko gmina powinna ponieść koszty utylizacji. Zakładam, że uda się ustalić sprawcę. Jeśli nie, to udział nadleśnictwa, jako władającego gruntem, jest chyba oczywisty. Bo w końcu gmina przywróciła środowisku teren leśny. Również nasi prawnicy rozważą, czy starostwo nie winno się angażować w likwidację takich zagrożeń - wyjaśnia Adam Adamczyk.

Trzynaście godzin akcji
Wywiezienie odpadów przez firmę Saria z Gołczy kosztowało 72 tys. zł (500 zł plus VAT od jednej tony).
Akcja zaczęła się w sobotni ranek, tuż po godzinie dziesiątej. Na przyjazd fachowców czekali już leśnicy oraz naczelnik wydziału ochrony środowiska - Marian Fiszer.
Nozdrza wręcz zatykał mdły odór zepsutych, zwierzęcych ścinek. Po ich załadowaniu i zważeniu okazało się, że odpadów jest znacznie więcej, niż początkowo myślano. Nie 40, lecz 136 ton resztek pochodzących z mizdrowania (czyli odmięśniania skór) oraz ścinek skóry wygarbowanej, zawierającej chrom.
- Podobne zgłoszenie odebraliśmy z okolicy Jaworzna. Tam ktoś wyrzucił w lesie kilkanaście wywrotek takich samych ścinek - powiedział nam jeden z pracowników Sarii.
Akcja zakończyła się ok. 23 w nocy. Firma zajmująca się utylizacją zobowiązała się również do uprzątnięcia i zdezynfekowania terenu.
- Mam zamiar zaapelować za pośrednictwem telewizji krakowskiej do samorządowców, na których terenie znajdują się takie zakłady, by ich służby wzięły je pod baczniejszą kontrolę. Czekam też na wyniki policyjnego śledztwa. Nie może być przecież tak, by ktoś podrzucał w lesie takie kukułcze jajo i pozostawał bezkarny - podsumowuje burmistrz.
Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że ścinki mogą pochodzić z garbarni z okolic Krakowa. Niewykluczone, że zakład ten zlecił utylizację pewnej firmie, jednak ta nie wywiązała się ze zlecenia. Na razie są to jednak niepotwierdzone informacje.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 33 (696)
  • Data wydania: 17.08.05

Kup e-gazetę!