Nie masz konta? Zarejestruj się

Akcja Bociek

20.07.2005 00:00
W Źródłach burzę z 14 lipca na pewno dobrze zapamiętają. Jeśli nie mieszkańcy tej wioski w gminie Alwernia, to na pewno bocian, który uczył się wtedy latać. Gdy strzelił piorun, mały bociek wypadł z gniazda.
W Źródłach burzę z 14 lipca na pewno dobrze zapamiętają. Jeśli nie mieszkańcy tej wioski w gminie Alwernia, to na pewno bocian, który uczył się wtedy latać. Gdy strzelił piorun, mały bociek wypadł z gniazda. Zdarzenie zelektryzowało całą wieś.
Bocianie gniazdo na słupie energetycznym w Źródłach widać dokładnie z okien domu Mieczysława Sibika. Tak jak działkę jego dzieci, które budują się naprzeciwko. To właśnie na nią upadł bociek, najwyraźniej przerażony grzmotem.
- Obserwowałem, jak uczył się latać. Nagle usłyszałem grzmot. Piorun uderzył gdzieś koło słupa. Bociek chyba podrywał się do lotu, wystraszył się, porwał go wiatr i spadł na ziemię – relacjonuje pan Mieczysław.
Na szczęście mieszkańcy Źródeł nie dość, że są dobrymi obserwatorami, to i zwierzęcia w potrzebie nie zostawili.
- Przecież bez naszej pomocy ten bociek umarłby z głodu – tłumaczy sołtys Źródeł Alojzy Berny.
Wraz z Sibikiem postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i pomóc bocianowi w potrzasku. Zaalarmowali więc policję i straż pożarną. To był dopiero początek akcji, której finał nastąpił nazajutrz.

Po francusku nie umieją
Strażaków przyjechało pięciu. Zjawiło się też dwóch policjantów. Ale nic nie zaradzili, bo od razu pojawiła się wątpliwość. Jeśli ptak upadł, to może mu się coś stało? A jeśli coś się stało, to może najpierw powinien o tym orzec weterynarz? Jeśli weterynarz, to gdzie go znaleźć? Bo jeśli Powiatowy Lekarz Weterynarii, to urzęduje tylko do godzin popołudniowych.
- A gmina nie ma umowy z żadnym weterynarzem. Nie wiadomo, do kogo zwrócić się w takiej sytuacji, gdy jest wieczór albo noc – narzeka sołtys.
Mało tego – na czas akcji trzeba by wyłączyć zasilanie. Do słupa, na którym bociany ulokowały swe gniazdo, druty prowadzą aż z trzech stron. Należałoby więc wezwać pogotowie energetyczne, by prąd nie poraził strażaków.
Nad tym wszystkim deliberowano, przyglądając się boćkowi. Sołtys nawet pogłaskać go chciał, ale policja pouczyła „Nie dotykać”.
- Że niby potem przez obcy zapach do gniazda go nie przyjmą – figlarnie uśmiecha się sołtys.
Z pana Alojzego w ogóle wesoły człowiek jest, więc śmieje się do rozpuku z tych strażaków i policjantów.
- Siedmiu ich w sumie wszystkich przyjechało, nagadali się, naoglądali i odjechali. Bo chyba nie wiedzieli, jak gadać do tego bociana – po francusku czy po angielsku. Ja mam siedem klas, to jestem usprawiedliwiony, że obcych języków nie znam – chichocze sołtys i dodaje: - Gdybym wypił flaszeczkę z Mietkiem i miał taką wysoką drabinę, to bym sam tego boćka do gniazda wsadził.

Nocne czuwanie
Jako że sołtys jednak ani flaszeczki, ani drabiny odpowiedniej nie miał, więc wraz z panem Mietkiem postanowił, że ptaka pilnować nocą trzeba, dopóki straż pożarna rankiem nie powiadomi służb ochrony środowiska o bocianim wypadku.
- Bo przecież nocą mogła zakraść się kuna. Sporo ich u nas bywa ostatnio – tłumaczy.
Plan był taki – pan Mietek, jako że mieszka naprzeciwko, zajrzy nocą, co u boćka słychać.
- Ładnie pilnujesz tego bociana! Śpisz! – strofuje rankiem pana Mietka sołtys, gdy wraz z reporterką „Przełomu” wyrywa „bocianiego stróża” ze snu.
- Zajrzałem około północy, a potem przed drugą. Stał sobie na tych kamieniach i dziobał w nie, chyba głodny był, ale spokojny, więc poszedłem spać – tłumaczy zaspany nieco Sibik.
- Wpuść panią redaktor na działkę, to zdjęcia naszemu boćkowi zrobi – poucza sołtys.
Błyskające flesze i obecność kilku osób trochę niepokoi ptaka, który urządza nam poranną rundkę po ogródku.
Co dalej z nim będzie? – zachodzą w głowę mieszkańcy Źródeł.

Kiełbasa dla bociana?
Dzwonię z tym pytaniem do Marka Bębenka, dowódcy Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej PSP w Chrzanowie.
Ten tłumaczy, że owszem, wieczorem strażacy przyjechali na zgłoszenie.
- Ale mówiąc szczerze, był to trochę fałszywy alarm. Bocian wyglądał na zdrowego, zagrożenia dla jego życia nie było. A może po prostu inne bociany nie chciały go w tym gnieździe? Co my będziemy się wtrącać do bocianiej rodziny? – stwierdza na koniec.
Bociani temat – jak się okazuje – nie jest mu obcy.
- Gdy byłem łebkiem, mieszkałem w tych okolicach, w Rozkochowie. Też miałem podobną przygodę z bocianem. Wypadł, gdy jeszcze nie potrafił latać. Przez kilka miesięcy się u nas chował. Karmiliśmy go kiełbasą konserwową. Taką ze słoików. A wiosną zbieraliśmy dla niego pasikoniki – wspomina.

Szczęśliwy finał
Jednak ani pan Sibik ani sołtys Berny nie będą musieli szykować ani kiełbasy, ani uganiać się za pasikonikami.
Sprawa rozwiązuje się następnego dnia. Najpierw przyjeżdża Jadwiga Jarczyk, kierowniczka referatu ochrony środowiska w magistracie.
- Od razu widać, że dobra z niej kobita. Dzieci niańczyć lubi, to tego boćka też nosiła na rękach, uspokoiła – opowiada z rozrzewnieniem w głosie sołtys Alojzy.
Wkrótce potem przyjeżdżają strażacy-ochotnicy z Grojca. Zakład energetyczny wyłącza prąd. Straż dostawia do słupa ponad 10-metrową drabinę. Jeden z ochotników wspina się wraz z ptakiem. Wygłodniały i wylękniony bocian po kilkunastu godzinach znów wrócił do gniazda.
- Oj, było uciechy co niemiara – mówi Ludwik Ciupek, komendant OSP Grojec.
Pan Alojzy jako gospodarz wsi może wreszcie odetchnąć z ulgą. Akcja „Bociek” zakończyła się sukcesem.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 29 (692)
  • Data wydania: 20.07.05

Kup e-gazetę!