Nie masz konta? Zarejestruj się

Rowerem do Austrii

20.07.2005 00:00
Do Wiednia dotarli po trzech dniach pedałowania.
Gdy podjeżdżali pod Przełęcz Kocierską, ludzie bili im brawa. Podjazd był trudny, ale udało się.
Pomysł rowerowego wypadu do Wiednia zrodził się spontanicznie. 50-letni Ryszard Hojarczyk z Chrzanowa od lat weekendy spędza na siodełku, jeżdżąc ze znajomymi po okolicy. Zalicza kilkudziesięciokilometrowe trasy. Dwa lata temu dotarł pod Zakopane. Tym razem ambicje wzięły górę. Postanowił jechać dalej.

Pocięty
szlak

Wraz z kolegą chciał wyruszyć do Wiednia szlakiem Green Way.
- Specjalnie szukaliśmy informacji na temat przebiegu całej trasy. Kontaktowaliśmy się urzędem w Alwerni, dokąd szlak sięga. Okazało się jednak, że posiadają jedynie mapę z przebiegiem trasy tylko w naszym rejonie, nic za granicą. Pojechaliśmy więc „na czuja” – śmieje się rowerzysta.
Wzięli ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy: pompkę, zapasowe dętki i trochę ubrań. Jednak bagaż i tak ważył ponad 10 kg. Wyruszyli najpierw do Krakowa, by tam rozpocząć trasę. Zrezygnowali z głównych dróg ze względu na duży ruch samochodowy. Tym sposobem zaliczali znacznie trudniejsze podjazdy.
Potem skierowali się na Andrychów, Przełęcz Kocierską, Żywiec i Zwardoń. Pierwszego dnia przejechali 150 km.

Czechy witały
na ludowo

Pierwszy nocleg mieli przed granicą słowacko–czeską w Makowie. Celnicy dziwili się, że nie jadą autokarem z wycieczką, tylko na rowerach.
Słowackie i czeskie drogi okazały się znacznie lepsze niż polskie, szersze i mniej zniszczone.
- Nie mogliśmy znaleźć wolnych miejsc na nocleg, więc pedałowaliśmy coraz dalej. W końcu udało nam się znaleźć motel, gdzie właściciel częstował nas własnej roboty przetworami. Na całej trasie spotkaliśmy zresztą bardzo miłych ludzi – relacjonuje Ryszard Hojarczyk.
W miejscowości Kluk trafili na ludowe święto. Poprzebierane w ludowe stroje Czeszki częstowały regionalnymi potrawami.
- Od przypadkowego czeskiego rowerzysty nasłuchaliśmy się, jak to Polacy lubią się zabawić. Nie mogliśmy tam jednak zbyt długo świętować, bo czas uciekał, a droga daleka. Granicę z Austrią przekroczyliśmy trzeciego dnia na przejściu Breclav - Reinthal - mówi chrzanowianin.

Z rowerem
do metra

- Po drodze mieliśmy piękne widoki. Jadąc rowerem można lepiej pooglądać teren. Cały Wiedeń usiany jest trasami rowerowymi, więc jeździ się tam bardzo dobrze. Tyle tylko, że nie mieliśmy mapy tych tras, tylko samochodową. Trochę kluczyliśmy – wspomina przygody rowerzysta.
Pogoda w Wiedniu całkiem się popsuła. Lał deszcz. Mimo to postanowili w siodełku zwiedzić całe miasto. By dotrzeć do muzeum sztuki współczesnej Kunst Haus, sporo się namęczyli. Nie wszyscy wiedeńczycy bowiem wiedzą, gdzie się mieści. Przy okazji odwiedzili Schonbrunn i inne ciekawe miejsca. Zmęczeni przenocowali w hotelu. Czwartego dnia zdecydowali się na powrót. Ze względu na pogodę, tym razem autobusem lub pociągiem. By dotrzeć na dworzec kolejowy, z rowerami wsiedli do metra, bo nie mogli znaleźć rowerowej trasy ulicznej.
- Żona zastanawiała się, czy aby pomysł takiej wycieczki jest dobry. Dzieci patrzyły na mnie ze zdziwieniem, ale udało się. Teraz myślimy o następnej wyprawie. Może w Pieniny – planuje Ryszard Hojarczyk.

Praktyczne informacje:
Ceny noclegów: motel w Czechach – ok. 400 koron, hotel – ok. 500 koron, hotel w Austrii – ok. 20 euro. Szacunkowy koszt całej wyprawy – ok. 1 tys. zł

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 29 (692)
  • Data wydania: 20.07.05

Kup e-gazetę!