Nie masz konta? Zarejestruj się

Wino i krew

13.07.2005 00:00
To miejsce nigdy nie cieszyło się dobrą sławą. Ale ostatnio dla lokatorów byłego pracowniczego hotelu ZSO Górka życie tutaj stało się po prostu nie do zniesienia.
To miejsce nigdy nie cieszyło się dobrą sławą. Ale ostatnio dla lokatorów byłego pracowniczego hotelu ZSO Górka życie tutaj stało się po prostu nie do zniesienia.
- Zawsze mieszkało tu przynajmniej kilku pijaków. Ale oni nie byli aż tak uciążliwi. Pili jabole u siebie w mieszkaniu. Teraz rządzą tu młodzi. Upijają się i urządzają randki na korytarzach. Strach zwrócić im uwagę – ściszonym głosem mówi jedna ze starszych lokatorek.
Niedawno cały blok był wieczorem zmuszony do słuchania hiphopowej muzyki.
Jednego z młodych mężczyzn, który mieszka tu od około pół roku, odwiedzili koledzy. Postanowili posłuchać muzyki. A po co zużywać prąd w mieszkaniu, skoro można podpiąć magnetofon na korytarzu? Cóż z tego, że inni lokatorzy, w tym małe dzieci, których mieszka tu kilkadziesiąt, nie mogli spać.
Wieczorem mieszkańcy Krystynowa starają się tędy nie chodzić. Po jednej stronie ul. Tysiąclecia słynne baraki, gdzie jesienią zeszłego roku zamordowano młodą kobietę. Po drugiej – były hotel, w którym oprócz sklepu mieszczą się dwa bary.
Gdy po godz. 22 knajpy zamykają swe podwoje, część klienteli przenosi się na klatkę schodową hotelu. Obskurną – z podrapanymi ścianami i fetorem z piwnicy, gdzie nie raz, nie dwa podpici delikwenci załatwiają swe potrzeby fizjologiczne i wyrzucają śmieci.
- Komu to przeszkadza, że człowiek się trochę napije? Przecież nam biedakom też się od życia coś należy – spotkanego w pobliżu hotelu mężczyznę, zionącego nieco alkoholem, najwyraźniej denerwują moje pytania.
Napotkana na klatce lokatorka w średnim wieku w ogóle nie chce rozmawiać, gdy słyszy, że jestem z prasy.
- Pani coś napisze, a potem na mnie będą się mścić – mówi.
Bardziej rozmowna jest Karolina – 28-letnia samotna matka. Akurat zmywa przedpokój swego malutkiego mieszkania, gdy synek bawi się na wąskim korytarzu.
- Mieszkam tu od 6. roku życia. Nigdy nie było różowo, ale to, co ostatnio się tu wyrabia, trudno opisać słowami – opowiada.
Pijaństwo na korytarzach, hałas do późnych godzin nocnych, ciągłe alarmowanie policji.
Za chwilę inne lokatorki wołają mnie, by opowiedzieć o swej udręce. Chętnie zdadzą relację z tego, co tu się wyrabia, ale nie na korytarzu, by sąsiedzi nie widzieli, kto ze mną rozmawiał. Wchodzimy więc do jednego z mieszkań. W maleńkim pokoju kilka młodych matek, w większości samotnych, rozpoczyna opowieść o utrapieniach życia na ul. Tysiąclecia 72.
W ciasnych, 21-metrowych klitkach nie sposób więzić dzieci przez cały dzień. Gdy zaś tylko przekroczą próg mieszkania i wyjdą na korytarz lub podwórze, widzą to, co dzieci w żadnym razie widzieć nie powinny. Przeklinające, zazwyczaj pijane towarzystwo. Często też agresywne.
- Wzywamy policję, ale gdy oni widzą radiowóz, to rozchodzą się. Gdy policja odjeżdża, znów wracają. Ci faceci są bezkarni.
Ostatnio jeden z pijanych mężczyzn niósł siatkę pełną tanich win. Miał już dobrze w głowie. Na schodach potknął się, upuścił wina, przewrócił się. Na to roztłuczone szkło. Cała klatka zbryzgana była krwią. Wezwano pogotowie. Mężczyzna, choć mocno poraniony, nie dał się zabrać do szpitala. Wina i krwi też nie miał kto uprzątnąć. Powiadomiono administratora, czyli TTBS, ale sprzątaczka nie przyjechała. Więc ktoś spłukał wodą schody. Wszystko spłynęło do piwnicy.
Inny przykład – częste odwiedziny szemranego towarzystwa m.in. z baraków z naprzeciwka. Pewnego razu jedna z uczestniczących w libacji kobiet była tak pijana, że po prostu czołgała się po podwórku. Będąc na czworakach, bezceremonialnie zsunęła majtki i załatwiła potrzebę fizjologiczną. Na oczach dzieci.
- I to jest najgorsze – mówi Joanna, młoda mężatka, matka rocznego dziecka.
Chciała zamienić to mieszkanie, ale w gminie powiedzieli, że na razie nie ma szans. Na wynajęcie mieszkania jej nie stać. Pracuje tylko mąż. Zarabia 900 zł miesięcznie. A dziecko ma skazę białkową. Jego utrzymanie sporo kosztuje.
- Za te 21 metrów kwadratowych też dużo płacimy – narzeka Joanna, pokazując ostatni rachunek. Z opłatami za media miesięcznie płaci 368 zł (otrzymuje 200-złotowy dodatek mieszkaniowy).
- Jeden kubik ciepłej wody kosztuje aż 30 zł! Dlatego oszczędzamy jak możemy – tłumaczy.
Jeszcze więcej problemów ma Kasia, szczupła, ciemnooka brunetka, samotnie wychowująca dziecko. Były hotel wymaga gruntownego remontu, instalacje szwankują. Ostatnio zaczął się u niej ulatniać gaz. Zawiadomiła administratora.
- Przyszli i zakręcili mi gaz. Powiedzieli, że muszę sama zapłacić fachowcowi za naprawę. Nie mam z czego, bo utrzymuję się tylko z alimentów i opieki społecznej – wyjaśnia.
Więc codziennie z duszą na ramieniu odkręca na chwilę piecyk, by ugotować dziecku obiad. Ale i tak większe zagrożenie powodują pijani lokatorzy. Np. jeden z parteru raz wstawił groch na piec i pijany usnął. O mało nie puścił bloku z dymem. Na szczęście jego mieszkanie jest z rodzaju tych wiecznie otwartych, gdzie każdy może wejść, kiedy chce. Bo nawet zamka nie ma. Sąsiedzi w porę zaradzili, gdy pijany lokator spał w najlepsze upojony tanim winem.

Samopomoc i jej fiasko
Moje rozmówczynie najbardziej martwi to, że w takich warunkach wychowują się ich dzieci. Że widok wulgarnych pijaków staje się dla nich chlebem powszednim. Nawet placu zabaw tu nie ma. Jedyne, sfatygowane zresztą mocno huśtawki, skradziono. Dzieci bawią się na wąskich, ciemnych korytarzach. Albo w ciasnych mieszkaniach.
Kilka miesięcy temu wydawało się, że znalazł się sposób, by uczynić życie w byłym hotelu znośniejszym. Zawiązała się tu przy wsparciu Ośrodka Pomocy Społecznej pierwsza w Trzebini grupa samopomocowa kobiet, w większości samotnych matek. W jednym z przestronnych pomieszczeń bloku udostępnionym przez TTBS utworzyły miejsce spotkań i zabaw dla dzieci, coś w rodzaju świetlicy. Posprzątały je, wymalowały kaloryfery. Od rady osiedlowej otrzymały zabawki dla dzieci i stoły.
Problemem nie do przeskoczenia okazały się jednak koszty ogrzewania. Każda z uczestniczek grupy musiała płacić 30 zł miesięcznie za ogrzanie sali.
To sporo dla kobiet, z których większość utrzymuje się z pomocy społecznej. Grupa się rozpadła, pomieszczenie zamknięto. Dzieci znów bawią się na korytarzach. A wkrótce ich przybędzie. 5-6 lokatorek jest w ciąży.

Imprezy i interwencje
Pukam do mieszkania pani Barbary – rencistki. Drzwi uchylają się ostrożnie, kobieta patrzy nieufnie, ale wpuszcza mnie do środka.
- Po 18 staram się już nigdzie nie wychodzić. Muszę pamiętać, by na noc wyłączyć dzwonek, bo pijane towarzystwo w nocy nieraz na złość dzwoni do drzwi. Po takich imprezach rano znajduję nieraz przed drzwiami czyjeś wymiociny. Czasem hałasują tak na korytarzu, że spać nie można. A gdy się im zwróci uwagę, to są agresywni. Ostatnio taki jeden o mało mnie nie pobił. W ostatniej chwili zdołałam zatrzasnąć przed nim drzwi. To mi ze złości je obsikał – opowiada Barbara. – Zawiadomiłam wtedy policję, ale nie przyjechała – dodaje.
Dariusz Pogoda, rzecznik prasowy chrzanowskiej komendy, zapewnia, że policja reaguje na wszystkie zgłoszenia. Przyznaje, że interwencji na ul. Tysiąclecia 72 rzeczywiście było sporo. Posypały się mandaty, kilka wniosków o ukaranie poszło do sądu grodzkiego.
- Uciążliwych jest tu tylko kilku lokatorów i ich wiecznie pijani znajomymi. Psują opinię wszystkim. To przez nich nasz hotel zaczyna być coraz bardziej kojarzony ze slumsami. Jak baraki z naprzeciwka. A przecież tu mieszkają też normalni ludzie. Tacy, którzy chcą spokojnie żyć – przekonują kobiety.
Każda z nich zaklina się, że gdyby miała szansę stąd się wyrwać, uczyniłaby to bez chwili wahania. Tylko czy kiedykolwiek dostaną ją od losu?
Agnieszka Filipowicz

Imiona bohaterek artykułu zostały zmienione na ich życzenie.

Dla „Przełomu”
Jerzy Bogusz, dyrektor Trzebińskiego Towarzystwa Budownictwa Społecznego:
- Były hotel pracowniczy Górki rzeczywiście wymaga kapitalnego remontu. Wymienione muszą tu być wszystkie instalacje, odmalowana klatka schodowa. W planach jest też zaadaptowanie pomieszczeń byłej restauracji Smakosz na cztery dodatkowe mieszkania. Całość inwestycji wedle kosztorysu sięgnie 489 tysięcy złotych. Trudno powiedzieć, kiedy znajdą się pieniądze na ten cel. Decyzja pozostaje w gestii gminy. W tym roku na remonty w budynku dostaliśmy 24,8 tys. zł. Wystarczy na wymianę poziomów centralnego ogrzewania wraz zaworami. Co do podnoszonej przez mieszkańców sprawy kosztów za ciepłą wodę, rzeczywiście, jej cena jest wysoka. Powodem są wysokie koszty ogrzewania przez kotłownię olejową obsługiwaną przez PEC. Jest ona wykorzystana zaledwie w 10 procentach. Gdyby podłączyły się do niej także inne okoliczne budynki, koszt jednostkowe udałoby się obniżyć.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 28 (691)
  • Data wydania: 13.07.05

Kup e-gazetę!