Nie masz konta? Zarejestruj się

Wszyscy ludzie samorządu

06.07.2005 00:00
Na uroczystej sesji spotkali się w Alwerni dawni i obecni samorządowcy.
Na uroczystej sesji spotkali się w Alwerni dawni i obecni samorządowcy. Uczcili w ten sposób 15. rocznicę odrodzenia tego szczebla władzy.
Choć przyszła tylko połowa zaproszonych gości, w dwie godziny można było poznać całą żywą historię gminnej władzy. Nie było byłych burmistrzów Stanisława Papieża i Wiktora Cypcara. Za to dopisał starosta Kazimierz Boroń. Nie omieszkał przypomnieć swych związków z Alwernią, której miejskość tworzyły m.in. kierowane przez niego niegdyś Zakłady Chemiczne. Wymieniał też nazwiska ludzi z zakładu mających istotne zasługi w budowaniu miasta. Głównie mężczyzn. Wystąpienie starosty oprotestowały później ze swadą urzędniczki, przypominając, że są w magistracie większością. Na 34 zatrudnionych jest tylko 11 panów, w tym 3 kawalerów.
- „Szczęśliwe to państwo będzie, jeśli są godni na urzędzie, a jeśli jest przeciwnie, to może być dziwnie” – przypomniał radnym słowa XVII-wiecznego myśliciela ojciec Zbigniew, bernardyn.

Nie ma zjazdu
Urzędujący burmistrz Jan Rychlik mówił o sukcesach minionych 15 lat i bolączkach samorządu.
- 15 lat temu, gdy odradzał się samorząd, 70 proc. mieszkańców naszej gminy nie miało gazu i wody z wodociągów. Teraz te media są dostępne dla wszystkich. Czeka nas w przyszłości budowa kanalizacji, inwestycja warta tyle, ile cztery roczne budżety gminy. Martwi nas brak zjazdu z autostrady A-4 do Alwerni i Krzeszowic. Samorząd gminny kojarzony jest ze wszystkim co dzieje się na jej terenie, tymczasem nie wszystko jest tu nasze, np. niektóre drogi. Ich właściciele zwracają się do gminy o współfinansowanie remontów. W miarę możliwości dokładamy się. Gminom przybywa również takich zadań, za którymi nie idą pieniądze z państwowej kasy. Na przykład na stypendia socjalne dla uczniów potrzebujemy 130 tys. zł, a dostaliśmy 10 razy mniej – żalił się burmistrz.
Walka o zjazd z autostrady jest dla Jana Rychlika jednym z najpoważniejszych wyzwań. Ma w tej sprawie sprzymierzeńca w staroście chrzanowskim. Kazimierz Boroń obiecuje też modernizację drogi Alwernia-Krzeszowice.

Od pucybuta
Gościem specjalnym samorządowego święta w Alwerni był Andrzej Piasecki, ale nie satyryk z Krakowa, na co liczyli niektórzy zebrani, tylko profesor Akademii Pedagogicznej. Przypomniał historię polskiej samorządności sięgającą czasów lokacji miast w średniowieczu, czasy powojenne, kiedy to samorządność udawały pozbawione osobowości prawnej i budżetów rady narodowe, a także najciekawsze zjawiska dotyczące samorządności po roku 1990.
- Od działalności w samorządzie zaczynało karierę wielu polityków: Zyta Gilowska, Stanisław Kracik, burmistrz Niepołomic, później poseł, Kazimierz Barczyk i wielu innych. Od pucybuta do milionera zaczyna się drogę kariery biznesowej, od samorządu - politycznej. Zainteresowanie kandydowaniem do rad wzrasta. W 1990 roku startowało w wyborach 147 tys. osób (2,8 kandydata przypadało na jeden mandat), w 1994 r. już 172 tysiące, w 1998 r. 245 tysięcy. Podczas ostatnich wyborów aż 300 tys. chętnych, co daje 6,4 kandydata na jeden mandat). Najciekawsze zjawiska w samorządzie to egzotyczne koalicje rządzące: prawicowo-lewicowe albo sytuacje gdy burmistrz jest z innej opcji politycznej niż większość rady, ale się dogadują. Znak to, że pojęcia kultury politycznej, kompromisu i współpracy nie są już w samorządzie obce. Ważna jest też od czasów wyborów bezpośrednich pozycja samorządowego lidera: wójta, burmistrza, prezydenta. To dobrze, że jest silna. Gospodarz powinien być jeden, bo łatwiej go wtedy ocenić – twierdzi prof. Piasecki.

To było przeżycie
Gościem uroczystej sesji była Barbara Bigosińska, zastępca wójta, a następnie wiceburmistrz Alwerni w latach 1990-1994.
- Serce waliło mi wtedy ogromnie. Na początku kadencji w sekretariacie urzędu zjawiało się czasem nawet pięć tzw. komitetów budowy naraz. Jedną trzecią gminnych pieniędzy przeznaczaliśmy wówczas na budowę sieci wodociągowej, gazociągów i telefonizacji. Komitety pozyskiwały też pieniądze z zewnątrz. To był autentyczny sukces odrodzonego samorządu. Pamiętam też zebrania wiejskie, na które musiałam być świetnie przygotowana. Nie wiem jak jest teraz, ale kilkanaście lat temu to było przeżycie. Ludzie żądali od nowej władzy odpowiedzi szczerych i kompetentnych. Oczekiwali też szybkich efektów działania. Słabą stroną była tylko promocja gminy. Teraz to są foldery! – wspominała była wiceburmistrz Bigosińska.

Co to jest NIC
Po uroczystej sesji rozpoczęła się biesiada. Ponoć bardziej wystawna niż w poprzednich latach. Sukcesy piętnastu lat wszyscy bardzo chcieli uczcić. W tym celu przemówił najstarszy stażem radny Henryk Kędziora:
- Żeby pana burmistrza nie denerwować, to anegdotę wypowiadaną często przez ks. prof. Józefa Tischnera przytoczę na koniec. – Co to jest nic? Górale mówią, że chodzi o flaszeczkę na dwóch mężczyzn.
Podczas oficjalnej części uroczystości na głowę podano tylko lampkę szampana.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 27 (690)
  • Data wydania: 06.07.05

Kup e-gazetę!