Nie masz konta? Zarejestruj się

Ciężka praca pod ziemią

11.05.2005 00:00
W kwietniu minął rok, odkąd libiąska kopalnia rozpoczęła działalność jako nowy podmiot – Zakład Górniczo-Energetyczny Janina. Czy jego pracownicy dziś patrzą spokojniej w przyszłość? Czy praca w trudnych dla górnictwa czasach daje im satysfakcję?
Nie ma co kryć - dziś władza górników już nie hołubi, nie dopieszcza bonusami w rodzaju znanych z lat 80. książeczek G, uprawniających do zakupów w specjalnych sklepach.
- Zawód górnik już nie brzmi tak dumnie jak jeszcze 2-3 dekady temu, choć przecież praca w kopalni, mimo wielu zmian, wciąż należy do trudnych i niebezpiecznych. Także w Janinie, która uchodzi za jeden z bezpieczniejszych zakładów górniczych w Polsce – to opinia Anny, żony górnika. Opinia nie odosobniona.

Bez okien i kobiet
Adamowi Matusikowi, kombajniście z Janiny z 21-letnim stażem, ojciec-górnik zawsze powtarzał: Ucz się, synu. I nie idź do pracy w kopalni, bo to ciężki kawałek chleba. Adam posłuchał. Ale tylko na początku. Zawsze marzył o zawodzie kierowcy. Zatrudnił się więc w PKS-ie, jeździł też karetką pogotowia.
- Ale potem poznałem moją żonę, urodziło się dziecko. Trzeba było zarobić na utrzymanie rodziny – opowiada kombajnista.
Przyjął się więc do kopalni. Jako kierowca zarabiał wcześniej 1.500 zł. W kopalni za pierwszy miesiąc (tzw. szkoleniowe dniówki) dostał 1.800 zł, lecz w kolejnych już jako świeżo upieczony młodszy górnik – 3.100 zł. Decyzji więc nie żałował. Zwłaszcza, że po pewnym czasie i pod ziemią zaczął kierować pojazdem - kombajnem. Dziś przyznaje jednak, że gdyby drugi raz przyszło mu wybierać, raczej górnikiem by nie został.
- Jak mawiał mój ojciec – to praca bez okien – wyjaśnia górnik i nadmienia ze śmiechem: - No i bez kobiet, bo na dole tylko sami faceci.
Na poważnie dodaje:
- Ojciec miał rację. Praca pod ziemią jest ciężka. I niebezpieczna.
Pokazuje dłoń z obciętym opuszkiem palca. To stało się podczas pchania drzewiarki pełnej metalowych rur. Jedna spadła, docisnęła rękę. Najpierw zrobiło mu się ciepło. Dopiero za moment zauważył, że stracił część opuszka.
Innym razem niewiele brakowało, a straciłby cały palec. Ranił go kawałek węgla, który odprysnął od kombajna. Lekarz zastanawiał się, czy w ogóle jest sens go zszywać. Na szczęście jednak zszył, dzięki czemu kombajnista ma u rąk nadal dziesięć palców, choć dwa z bliznami.
Gdy Adam przyjmował się do kopalni, czas prosperity dla górnictwa powoli dobiegał końca. Potem pamięta, że wciąż się oszczędzało. Zewsząd było tylko słychać, że trzeba redukować koszty działalności, że kopalnie są zbyt mało wydajne, że państwo słono musi do nich dopłacać.
Ostatnie lata były szczególnie niespokojne. Do libiąskich górników z różnych stron dobiegały pogłoski o planowanej likwidacji. Przez pewien czas obawy, że Janina podzieli los Sierszy, wydawały się realne. Spokój i poczucie większej stabilizacji przyniosło dopiero ubiegłoroczne włączenie libiąskiej kopalni do Południowego Koncernu Energetycznego. Teraz Adam ma jednak inne zmartwienie. Brakuje mu czterech lat do górniczej emerytury. Tymczasem przepisy, pozwalające górnikowi przejść na emeryturę po 25 latach pracy, obowiązują tylko do końca przyszłego roku. Co dalej? Nie wiadomo.
- Mam tylko nadzieję, że nie każą nam pracować do 55 lat albo dłużej. Mnie codziennie rano, gdy wstaję, już łupie w krzyżu – mówi.
Ale w sumie bardzo nie narzeka. Dzisiejsza Janina jest nowocześniejsza niż dwie dekady temu. Na przykład kombajn, który teraz Adam obsługuje, sterowany jest elektronicznie, pilotem. Dobra maszyna, brytyjska. To już nie ten sprzęt co przed laty. Ale zdrowie Adama też nie to co kiedyś.

Wytrzymało trzech
z dziesięciu

Na żadne dolegliwości zdrowotne z pewnością nie musi narzekać Paweł. Ma dopiero 25 lat i w Janinie pracuje zaledwie niespełna rok. Kopalnię zdążył już jednak poznać wcześniej jako pracownik mysłowickiego Konsorcjum Przedsiębiorstw Robót Górniczych i Budowy Szybów. W skrócie – PRG. Zajmował się tam różnymi rzeczami. Ten z wykształcenia mechanik (oraz informatyk - po studium) pracował w transporcie, potem jako ślusarz, chwilę na przenośniku taśmowym.
- W PRG robiliśmy w kopalni, ale zarabialiśmy mniej niż górnicy, a na dodatek pensję wypłacano nam w ratach. Nie wspominając o tym, że nie przysługiwały nam żadne górnicze przywileje, tak jak teraz – barbórka, 8 ton węgla rocznie – wspomina Paweł.
Gdy więc udało mu się z powodzeniem przejść przez rozmowę kwalifikacyjną, a potem – dostać etat w kopalni, to było prawie jak wygrany los na loterii.
- Bardzo się stara. Po prostu rwie się do roboty – mówią o Pawle jego starsi koledzy z kopalni.
Rzeczywiście, pracę szanuje. Czy zamierza pracować w górnictwie aż do emerytury? Tego na 100 procent nie jest pewien. Wie natomiast jedno – nie wyobraża sobie, że będzie zjeżdżać na dół do 65 roku życia.
- Praca na dole eksploatuje człowieka. W PRG zatrudniano górniczych emerytów. Mnie dojście pod pochylnię zajmowało kwadrans. Oni musieli robić 5 przerw, by pokonać tę trasę – wspomina.
W przeciwieństwie do Adama, brak okien Pawłowi raczej nie doskwiera. Gorsza jest świadomość, że ma tylko jedno wyjście na górę. Praca na dole nie przekracza 7,5 godziny na dzień. Wydawałoby się, że to nie tak dużo. Ale gdy przyjdzie nieraz pracować w wodzie, błocie, glinie, i do tego zdając sobie sprawę z zagrożeń, to lekko nie jest.
- Wraz ze mną, gdy przyjmowałem się do PRG, pracę rozpoczynało także dziewięciu innych. Z naszej dziesiątki wytrzymała na dole tylko trójka – opowiada.
Cieszy go, że w Janinie wreszcie ruszył zaniedbywany w przeszłości front robót przygotowawczych. Przyszłość kopalni w PKE jawi się górnikom w jaśniejszych barwach. Wciąż brakuje jednak pieniędzy na większe inwestycje w sprzęt. Oszczędza się, remontuje ten stary. No i od ludzi wymaga się dziś większej wydajności. Paweł od starszych kolegów słyszy, że dawniej na ścianie pracowało 20-21 ludzi. Dziś musi wystarczyć 15.

Praca na kolanach
Aleksander Fijołek, były górnik z Janiny (25 lat pracy na dole, od 1991 r. na emeryturze) przekonuje jednak, że choć dziś czasy dla górnictwa niełaskawe, dawniej górnikom lżej się przecież nie pracowało. A nawet przeciwnie.
Człowiek musiał pracować na kolanach, a czasem nawet na brzuchu (obudowy były niskie, nie to co teraz). Dzisiaj praca w tak trudnych warunkach jednak zdarza się rzadziej.
Albo lampy. Dawniej, te starsze zwane przez górników „bombami”, nosiło się w rękach. Ważyły z dwa i pół kilograma. Dziś podczas pracy górnikowi świeci niewielka lampka na hełmie. Nie wspominając o kombajnach. Te dzisiejsze to już zupełnie inna bajka niż sprzęt z lat 60. czy 70. Kto teraz jeszcze pamięta stare radzieckie kombajny?
Jako górniczy ratownik wyjeżdżał na akcje do różnych kopalń. Wie, co znaczy śmierć pod ziemią. Do dziś nie może zapomnieć wypadku w kopalni Silesia. W 1974 r. przez wybuch metanu zginęło 32 górników. Albo akcję ratowniczą na Ziemowicie, gdzie niewiele zabrakło, a woda, która nagle zaczęła wypływać ze stropu, uwięziłaby na dole ratowników niosących pomoc dwóm zasypanym górnikom.
Najgorzej pracowało mu się chyba z końcem lat 70. Obowiązywał wtedy tzw. system czterobrygadowy. Po czterech dniach na pierwszą lub drugą zmianę przysługiwał jeden wolny dzień, po czterech nockach – dwa dni. Z żoną praktycznie mijał się w domu, trudno było zaplanować jakiś weekendowy wyjazd, bo wolne dni przypadały w różne dni tygodnia, o urlopy było bardzo ciężko. Dopiero lata 80., po strajkach, przyniosły zmiany.
- To były chyba lepsze lata dla górnictwa – wspomina.
Gdy odchodził na emeryturę w 1991 roku, górnictwo borykało się już ze sporymi problemami.
Choć Aleksander już w kopalni nie pracuje, wciąż na sercu leży mu przyszłość Janiny. Wierzy, że w koncernie libiąska kopalnia ma przed sobą perspektywy. Tu pracuje jego zięć. Kto wie, może będą pracować i wnuki?

  • Imię jednego z bohaterów zostało zmienione na jego życzenie.
  • Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

    • Numer: 19 (682)
    • Data wydania: 11.05.05

    Kup e-gazetę!