Nie masz konta? Zarejestruj się

Budzenie

20.04.2005 00:00
Misjonarz z Chrzanowa pracuje w Usolu Syberyjskim
Usole Syberyjskie jest miastem przygnębiającym. Jednak ojciec Paweł Badziński znalazł w nim wiele życzliwych osób, które pomagają mu w budowie sanktuarium św. Rafała Kalinowskiego.
Teraz potomkowie polskich zesłańców spotykają się w niewielkiej kaplicy, w której jeszcze do niedawna sprzedawano chleb.
Karmelita bosy o. Paweł Badziński pochodzi z Chrzanowa. Od ośmiu lat jest misjonarzem na Wschodzie. Najpierw trafił na Białoruś. Początkowo przebywał na placówce w Gudogaju, niewielkiej wiosce oddalonej 50 kilometrów od Wilna. Potem został przeniesiony do Naroczy, położonego w parku narodowym rejonu rekreacyjno-wypoczynkowego mieszkańców Białorusi. Nie miał problemów z zaadaptowaniem się do nowych warunków. Jeszcze jako kleryk spędzał w Gudogaju święta i wakacje. Zdecydowaną większość parafian stanowili Polacy, więc liturgia odbywała się po polsku.
- To byli prości ludzie, nauczeni szacunku do księdza. Starałem się udzielać im pomocy charytatywnej, spowiadałem i odprawiałem msze święte w okolicznych wioskach – opowiada ojciec Badziński.
Potajemny chrzest
Zakonni przełożeni wysłali go do Taganrogu (w Rosji), niedaleko Rostowa nad Donem. W tym kupieckim mieście zastąpił sędziwego ojca Kasjana. Jego parafianami okazali się przedstawiciele wielu narodów. Byli wśród nich m.in. Ormianie, Łotysze, Włosi i Polacy.
W trzystutysięcznym Taganrogu było tylko sześćdziesięciu katolików.
- Dzięki temu mogłem do nich dotrzeć indywidualnie. W większości byli to ludzie z wyższym wykształceniem. Wiele osób miało przykre doświadczenia związane z komunizmem, tępiącym wszelkie przejawy religijności. Jedna z parafianek opowiadała mi, jak jej mająca polskie korzenie babcia wywiozła ją z bratem na Ukrainę, gdzie potajemnie zostali ochrzczeni. Gdy dorosła, stała się ateistką, ale nawróciła się – opowiada o swoich wiernych zakonnik z Chrzanowa.
Walka z biurokracją
W Rosji musiał sobie poradzić z wieloma przeciwnościami, np. z biurokracją. By coś załatwić, potrzebne były tony dokumentów i mnóstwo pieczątek. Pewien problem stanowił chłodny stosunek duchownych prawosławnych, oskarżających katolików o prozelityzm, czyli dążenie do pozyskania nowych wyznawców. Zakonnik musiał się też przyzwyczaić do dużych odległości. By odwiedzić najbliższego biskupa rezydującego w Saratodze, musiał pokonać tysiąc kilometrów.
Miał wiele planów związanych z Taganrogiem. Chciał odzyskać kościół, zamieniony na bibliotekę (wierni spotykali się w niewielkiej kaplicy). Zamierzał też za pieniądze Caritasu wybudować stolarnię, w której chłopcy robiliby na potrzeby parafii ławki i inny niezbędny sprzęt. Nie zdążył zrealizować tych planów. Przełożeni postawili przed nim nowe wyzwanie, wysyłając do Usola Syberyjskiego.
Przystanek Syberia
Z całym dobytkiem, mieszczącym się w plecaku, w styczniu 2003 roku przybył do Usola. To stutysięczne miasto położone 80 km od Irkucka sprawia wrażenie jednego wielkiego blokowiska. Kaplica, w której gromadzą się miejscowi parafianie, to dawny sklep z chlebem. Dużym wyzwaniem dla miejscowych katolików jest budowa sanktuarium św. Rafała Kalinowskiego, który przebywał w Usolu na zesłaniu.
- Przygotowaliśmy teren pod budowę, zrobiliśmy fundament pod ogrodzenie i wykop pod fundament kościoła. W tym roku chcemy zrobić dojazd do sanktuarium i zalać fundament – planuje ojciec Badziński. Jest jednym z dwóch karmelitów przebywających w tym mieście.
Mieszka w bloku, tak jak jego parafianie. Jak parafianie robi zakupy, sprząta, gotuje, pierze. Gdy dołożyć do tego posługi religijne, nikogo nie powinno dziwić, że ma niewiele czasu, by podziwiać uroki Syberii. Nad Bajkał udaje mu się wyrwać tylko wtedy, gdy do parafii przyjadą jacyś goście. Z krajem kontaktuje się za pomocą poczty elektronicznej.
Przygnębiające miasto
- Właściwie u nas w domu jest kuchnia polska. Nawet znajomi przychodzą do nas na polskie jedzenie. Z miejscowych specjałów smakuje mi „pelmienie”. To takie pierożki z mięsem – opowiada.
W Usolu jest około stu katolików. To potomkowie polskich zesłańców, ale mówiący po rosyjsku. Pracują w zakładach chemicznych, zakładzie, w którym ze źródeł odparowuje się sól, fabryce zapałek, szpitalu, szkołach i urzędach.
- Usole jest przygnębiającym miastem, zaniedbanym, brudnym i odrapanym, w nocy nie świecą tu latarnie, ale za to ludzie są tutaj dobrzy i życzliwi – przekonuje zakonnik, który niedawno przebywał na krótkim urlopie w Chrzanowie. W kraju głosił rekolekcje, opowiadał o swojej pracy i zbierał fundusze na budowę kościoła.
- Wielu z ludzi, wśród których żyję, jest obojętnych religijnie. Trudno ich pobudzić do refleksji nad sensem życia. Tym bardziej, że swoją działalność wzmogły też w Rosji sekty. Mimo to widać już pierwsze efekty naszej działalności w postaci coraz większej liczby wiernych przystępujących do sakramentów – mówi zakonnik.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 16 (679)
  • Data wydania: 20.04.05

Kup e-gazetę!