Nie masz konta? Zarejestruj się

Targowisko po śmierci

13.04.2005 00:00
Konkurencja na rynku usług pogrzebowych przybiera niekiedy drapieżną formę
Przyszło ich dwóch. Obaj z pałami. Jeden stanął z przodu. Drugi z tyłu. Pan Waldek, pracownik szpitalnego prosektorium, gdy opowiadał o zajściu przełożonym, nie mógł powstrzymać łez ze zdenerwowania.
Wedle ustaleń policji i prokuratury, pracowników prosektorium nie tylko usiłowano skusić pieniędzmi w zamian za informacje na temat zwłok. Również – grożono im. Raz w sposób drastyczny. Efekt – dwóm właścicielom jaworznickiego zakładu pogrzebowego – Andrzejowi S. i Jerzemu G., mającego swe filie w Chrzanowie i Libiążu, prokuratura już postawiła zarzuty usiłowania wręczenia korzyści majątkowej oraz kierowania gróźb karalnych. Wobec obydwu zastosowano dozory oraz poręczenia majątkowe (w wysokości 15 tys. zł).

Od telefonów do wizyty
Zaczęło się z końcem 2003 r. Najpierw miały pojawić się finansowe propozycje. Od 100 do 500 zł miesięcznie za informacje o zwłokach w prosektorium. Chodziło m.in. o polecanie wspomnianego zakładu rodzinie zmarłego. Ale na tych propozycjach się nie skończyło.
- Były też dziwne telefony. Z pogróżkami. Że stanie się nam krzywda i naszym rodzinom – relacjonuje jeden z pracowników.
Apogeum nastąpiło w lutym tego roku. O siódmej rano do prosektorium zawitało dwóch panów – z pałami w ręku. Zagrozili panu Waldkowi – pracownikowi prosektorium, że jeśli nie spełni ich żądań (nie będzie przekazywać informacji o zwłokach), może się to dla niego źle skończyć.
- Był cały roztrzęsiony. Rozpłakał się z nerwów, gdy opowiadał mi o zajściu. Musieli go chyba nieźle postraszyć, skoro mężczyzna, na co dzień zajmujący się zwłokami, był tak wyprowadzony z równowagi – uważa Jan Ślęzak, wicedyrektor chrzanowskiego szpitala, który wysłuchał opowieści pracownika tuż po zdarzeniu.
Dwóch drabów już wtedy zdążyło się ulotnić.
Zdecydowano powiadomić policję. Pech chciał, że zdruzgotany zajściem pracownik po dniówce postanowił odreagować – sięgnął po alkohol. Potem wrócił do prosektorium. Policja, która przyjechała na miejsce, zbadała go alkomatem i stwierdziła, że był pod wpływem alkoholu. Choć po godzinach pracy, jednak na terenie zakładu. Pan Waldek musiał więc rozstać się z pracą.
- Szkoda mi go – ubolewa jego koleżanka z pracy, pani Stefania.
- Myślałam, że w moim szpitalu w tej sprawie udało się osiągnąć spokój – mówi dyrektor szpitala Ewa Potocka i przypomina czas przed 1997 r., gdy prosektorium nie podlegało – jak obecnie – szpitalowi, lecz było dzierżawione przez jedną z firm pogrzebowych. Taką sytuację zastała, gdy objęła fotel dyrektora.

Oświadczenia
pracowników

- Między zakładami pogrzebowymi ciągle dochodziło do kłótni. Praktycznie każdą dniówkę zaczynałam od spotkań z właścicielami tych firm. Konkurencyjne zakłady miały nam za złe, że dzierżawimy prosektorium jednej firmie. Wtedy zdecydowałam rozwiązać umowę. Przejęliśmy prosektorium. Myślałam, że problem mamy z głowy – tłumaczy dyrektor Potocka.
Niedługo potem głośno stało się w Polsce o aferze z tzw. skórami w Łodzi.
- Odtąd każdy z naszych pracowników, zanim podejmie pracę w prosektorium, musi podpisać oświadczenie, że nie będzie współpracować z żadną firmą z tej branży. W razie stwierdzenia takiego faktu, grozi mu dyscyplinarne zwolnienie – wyjaśnia szefowa szpitala.
Przyznaje, że rotacja pracowników jest tam spora. Nigdy powodem zwolnienia nie była jednak domniemana współpraca z jakimś zakładem pogrzebowym, lecz alkohol. Średnio raz do roku z tego powodu żegna się z pracą w prosektorium jedna osoba.
- Wyobraża sobie pani pracę wśród trupów? Pracownicy prosektorium nie tylko ubierają zwłoki, ale też towarzyszą w sekcji. Człowiek nie jest robotem. Nic dziwnego, że czasem nie wytrzyma – słyszę od pracowników szpitala.
Pani Stefania uważa, że i do tej pracy można jakoś przywyknąć. Co nie oznacza, że zawsze jest łatwo.
- Tłumaczę sobie, że pomagamy zmarłym w ich ostatniej drodze. Ale gdy przywożą nieżywe dzieci lub osoby z wypadków, naprawdę jest bardzo ciężko – mówi.

Zapis w testamencie?
Próbowaliśmy się skontaktować z właścicielami zakładu pogrzebowego, którym postawiono zarzuty. Od pracownika tej firmy usłyszeliśmy jednak, że szanse na to są nikłe – szefowie nie są zainteresowani rozmową z prasą.
Podpytaliśmy też konkurencję. Ta była bardziej rozmowna. Działający w tej branży na lokalnym rynku zgodnie przyznawali, że wspomniana firma zacięcie walczy o klienta.
- Tymczasem rynek jest trudny. Zwłaszcza, że usługi pogrzebowe to nie zakupy w supermarkecie. Naszymi klientami są ludzie, którzy stracili kogoś bliskiego. Nie należy czynić z tego faktu targowiska – uważa jeden z właścicieli konkurencyjnej firmy pogrzebowej z Chrzanowa.
- Gdy słyszę to, co wyrabia się na rynku usług pogrzebowych, dochodzę do wniosku, że w moim testamencie umieszczę zapis o wyborze zakładu pogrzebowego, który ma się mną zająć po śmierci. By moje zwłoki zostawiono w spokoju – gorzko podsumowuje jeden z pracowników szpitala.
I chyba ma rację.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 15 (678)
  • Data wydania: 13.04.05

Kup e-gazetę!