Nie masz konta? Zarejestruj się

Rozbieżne zeznania libiąskiego restauratora

23.03.2005 00:00
Jako ofiara zakulisowych działań policji próbował się przedstawiać we wtorek przed chrzanowskim sądem Kazimierz S.
Jako ofiara zakulisowych działań policji próbował się przedstawiać we wtorek przed chrzanowskim sądem Kazimierz S.
Ten libiąski lekarz i restaurator zarazem, oskarżony jest o złożenie obietnicy wręczenia korzyści majątkowej (art. 229 par. 3 kk) oraz składanie fałszywych zeznań (art. 239.par 1. kk).
Chodzi o zdarzenie z 2001 r., a dokładniej o kolizję, którą, jak początkowo wiele na to wskazywało, miał spowodować po pijanemu były dyrektor jednego z chrzanowskich banków – Jacek U. (tego jednak mu nie udowodniono).
Jako ofiara zakulisowych działań policji próbował wczoraj przedstawiać się przed sądem Kazimierz S. – libiąski lekarz i restaurator, oskarżony o złożenie obietnicy wręczenia korzyści majątkowej (art. 229 par. 3kk) oraz składanie fałszywych zeznań (art. 239par 1kk.)
Chodzi o zdarzenie z 2001 r., a dokładniej o kolizję, którą, jak początkowo wiele na to wskazywało, miał spowodować po pijanemu były dyrektor jednego z chrzanowskich banków – Jacek U. (czego jednak mu nie udowodniono).
Wedle ustaleń prokuratury, doszło do próby zatuszowania sprawy przez znajomych bankowca: restauratora Kazimierza S. i byłego komendanta libiąskiej policji Mirosława P. Oficer dyżurny komendy, Mieczysław K., miał wówczas usłyszeć od Kazimierza S. propozycję przyjęcia 10 tys. zł za odstąpienie od czynności. Odmówił.
Jackowi U. pobrano w szpitalu krew do badania. Fiolki przywieziono na komendę. Wówczas Mirosław P. pobrał dwa pakiety pustych ampułek i wraz z Kazimierzem S. udał się do szpitala. Do komendy trafiły potem fiolki z czyjąś krwią (być może liczono, że uda się je podmienić). Nie udało się, bo fiolki są ściśle ewidencjonowane. Niedługo potem ampułki ponoć się rozbiły. Tak przynajmniej stwierdza raport poświadczony przez Mirosława P. i podpisany przez oficera dyżurnego. Obaj byli policjanci zeznali jednak, że poświadczyli w raporcie nieprawdę.

Kazimierz S. zmienia zeznania
Podczas wczorajszej, trwającej ponad trzy godziny rozprawy, przesłuchano tylko oskarżonego. Kazimierz S. opisał przed sądem przebieg zdarzenia ze stycznia 2001 r. Zeznał, że w wieczór poprzedzający kolizję gościł u siebie Jacka i Sabinę U. Gospodarz domu i jego znajomy bankowiec pili wino (kilka lub kilkanaście kieliszków).
Potem państwo U. – jak przekonywał oskarżony – odjechali seatem toledo prowadzonym przez Sabinę U. Jakiś czas później usłyszał pukanie do drzwi. To była żona Jacka U. Roztrzęsiona poinformowała, że spowodowała kolizję. Potem telefonowali do niego kolejno: komendant libiąskiej policji, a następnie Jacek U . Kazimierz S. pojechał do szpitala, później zjawił się na komendzie, gdzie rozmawiał z oficerem dyżurnym. Wczoraj zaprzeczył jednak, jakoby obiecywał mu wręczenie łapówki.
- Nie miałem motywu, wysoki sądzie, bo wiedziałem, że Jacek U. nie spowodował tej kolizji – przekonywał Kazimierz S., dodając, że o żadnych fiolkach też nic nie wie.

Kazimierz S. tłumaczy
rozbieżności

Zarówno rozpoznający sprawę sędzia, jak i prokurator, zwrócili jednak uwagę na szereg rozbieżności w zeznaniach restauratora. Tuż po aresztowaniu Kazimierz S. nie wspomniał nic prokuratorowi o nocnej wizycie żony Jacka U., która rzekomo miała tam przyjść po spowodowaniu kolizji. Z zeznań złożonych przez S. w postępowaniu przygotowawczym wynikało, że całą noc nie widział się z Sabiną U. Kolejna rozbieżność dotyczyła jego wyjazdu do szpitala. Wcześniej twierdził, że jechał tam z żoną Martą, wczoraj – że jechał sam.
- Byłem nietrzeźwy, więc wcześniej nie chciałem się przyznać do jazdy w tym stanie, obawiając się konsekwencji – wyjaśniał oskarżony.
Skąd pozostałe różnice w zeznaniach?
- W dniu aresztowania rano wyciągnięto mnie z domu, zakuto w kajdany. Byłem tak zszokowany, że gdyby spytano mnie wtedy o datę urodzenia, pewnie miałbym problemy z odpowiedzią – tłumaczył, zaznaczając przy okazji, że ze względu na wysokie ciśnienie źle się czuł w tym dniu.
Prokurator jednak zauważył, że przebywając ponad pięć miesięcy w areszcie Kazimierz S. miał dość czasu na przemyślenie swych zeznań złożonych w dniu zatrzymania. Tymczasem, w dniu opuszczania aresztu, potwierdził je.

Kazimierz S. pyta
Po pytaniach prokuratora oskarżony przeszedł do kontrofensywy. Odczytując z kartki zestaw pytań (niektóre zresztą z komentarzem) niedwuznacznie dał do zrozumienia, że padł ofiarą zakulisowych działań policji, mających na celu pozbycie się niewygodnych osób w jej szeregach. Mianowicie – byłego już posterunkowego Rafała K., który zabezpieczał pamiętną kolizję. Kazimierz S. zasugerował, że komendant powiatowy policji Marek Gorzkowski, szukał na tego policjanta „haka”.
- Zostałem wmanewrowany – stwierdził oskarżony.
I pytał dalej: „Czy to prawda, że moja sprawa ma tę samą sygnaturę co sprawa dotycząca gróźb Rafała K. wobec komendanta Gorzkowskiego?”, „Czy to prawda, że komendant Gorzkowski chciał zwolnić Rafała K. na kilka miesięcy przed rozpoczęciem postępowania w mojej sprawie”? „Czy to prawda, że w tym czasie w komendzie toczyły się postępowania wobec policjantów, którzy sprawdzili (być może dla Rafała K.) miejsce zamieszkania zastępcy komendanta powiatowego Leszka Ozgi, a jednym z tych policjantów był Mieczysław K.”?
Obszerną listę tych i innych pytań dołączono do materiałów sprawy. Na tym rozprawę przerwano ze względu na pilny wjazd za granicę jednego z ławników. Przybyłych świadków, m.in. byłego komendanta chrzanowskiej policji Macieja M. i oficera dyżurnego Mieczysława K., nie zdążono przesłuchać. Kolejny termin wyznaczono na maj.
- Ciekawiej dopiero będzie – powiedział już po wyjściu z sali rozpraw Kazimierz S.
Co miał na myśli?

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 12 (675)
  • Data wydania: 23.03.05

Kup e-gazetę!