Nie masz konta? Zarejestruj się

Domowy kat

23.02.2005 00:00
O popełnienie kilkudziesięciu przestępstw podejrzany jest 40-letni libiążanin, od lat znęcający się nad rodziną. Prokuratura postawiła mu pięć zarzutów
O popełnienie kilkudziesięciu przestępstw podejrzany jest 40-letni libiążanin, od lat znęcający się nad rodziną. Prokuratura postawiła mu pięć zarzutów
Parterowy dom w spokojnej okolicy Libiąża. To właśnie tu rozgrywa się od wielu lat dramat kobiety i jej dzieci.
Jak inaczej nazwać życie w ciągłym lęku przed mężem-katem, terroryzującym całą rodzinę. Mężem, przy którym nawet sen nie daje ukojenia.
- W dzień trzeba schodzić mu z drogi, by nie wpadł w szał. Nocą śpimy w butach. Bo nigdy nie wiadomo, kiedy się wścieknie, zacznie rozbijać szyby i trzeba będzie uciekać na śnieg i mróz – płacze Danuta.
Od środy jest jednym kłębkiem nerwów. Ataki szału męża to był jej chleb codzienny. Jednak tym razem przeszedł samego siebie.
Przeciął przewód od butli z gazem, a potem zabarykadował się na strychu. – Wysadzi nas w powietrze – ta myśl przemknęła Danucie, gdy wraz z dziećmi w pośpiechu ewakuowała się z domu.
Mąż szalał – ze strychu dobiegały jakieś trzaski, jakby ktoś skakał. Wtem rozległ się huk. Sufit starego domku nie wytrzymał. Płyty zawaliły się. Pokój, w którym mieszkała Danuta wraz 19-letnim synem i 15-letnią córką, zasypało siano ze strychu. Przyjechała straż miejska, potem także policja. Sprawcę zatrzymano. Już siedzi w tymczasowym areszcie.
Gdy rozmawiamy, w domu trwa usuwanie skutków ostatniego wyczynu.
- Żeby pani widziała, jak dom wyglądał wcześniej, gdy ta kanalia zawaliła sufit! Było tu jak po przejściu tsunami – ociera oczy sąsiadka Danuty, trzęsąc się z oburzenia.
Łzy w oczach ma też ciocia męża Danuty, która przywiozła jej i dzieciom żur, bo od dwóch dni nikt nie ma tu ani głowy, ani miejsca do gotowania. Potwierdza, że kobieta przeżywa z jej krewniakiem piekło.
- Gdyby nie pomoc cioci i sąsiadki, nie wiem, czy dałabym sobie z tym wszystkim radę – mówi Danuta.

Jak w domowym piekle
Jej historia zaczęła się 20 lat temu. Tyle czasu trwa małżeństwo, które od dwóch lat próbuje przerwać (sprawa rozwodowa w toku). Dopóki dzieci były małe, z mężem jakoś dało się żyć. Potem już było tylko gorzej.
- Wszystko przez alkohol – mówi kobieta.
Jej mąż pił coraz więcej. Do tego przyjmował leki. W dużych ilościach (kilkakrotnie się nimi zatruł). Stracił pracę (najpierw w kopalni, potem w innych firmach).
- Od psychiatry dostał zaświadczenie, że jest chory na epilepsję i ma jeszcze jakieś inne psychiczne przypadłości. Papiery wystawił mu lekarz Henryk W. (ten, którego oskarżono o przyjęcie łapówki – przyp. red.) – opowiada moja rozmówczyni.
W 2002 roku za znęcanie się nad rodziną dostał 1,5 roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata. Ten wyrok jednak nie podziałał na niego jak zimny prysznic.
- Zastraszał mnie i dzieci, a także sąsiadów, by czasem nie odważyli mi się pomóc. Wszystkie moje koleżanki, także z pracy, nazywał k..., bo mnie przeciwko niemu buntują. Tak samo wyrażał się o córce. Od swojej matki, która trzy tygodnie temu zmarła, chciał tylko pieniędzy. Np. gdy trzeba było zapłacić za taksówkę, którą wracał z izby wytrzeźwień. Gdy mu się sprzeciwiała, krzyczał, że jej miejsce jest na cmentarzu – opowiada kobieta.
Ładna ciemnowłosa nastolatka przysłuchuje się opowieści matki.
- Masz jakieś dobre wspomnienia związane z ojcem? – pytam gimnazjalistkę.
Marta tylko macha ręką. Od dziecka pamięta jedynie wyzwiska i awantury. I to, że ojciec życzył jej, by skończyła w domu dziecka, a jej brat – w więzieniu. Koleżanek nie mogła zapraszać do domu. Przez tatę. Przez niego też często nie była w stanie się uczyć. Opuszczała lekcje. Teraz jest podobnie. Od ostatniego wyczynu ojca nie chodzi do szkoły. Nawet nie ma miejsca, by rozłożyć zeszyty – jeden pokój zasypany sianem, w drugim – ciasno od przeniesionych tu mebli i innych przedmiotów.

Jak w niekończącym się
koszmarze
Danuta z lękiem myśli o przyszłości. W ostatnich dniach straciła pracę – w małej firmie w Chełmku. Zarabiała niewiele, więc korzystała z pomocy OPS. Teraz jednak będzie zdana tylko na pomoc społeczną. Nie wie, gdzie zamieszka, gdy mąż wróci. Dom należał do teściowej. Zresztą nawet, gdyby był jej, mąż by się nie wyprowadził, a polskie przepisy nie przewidują usuwania sprawcy przemocy z zajmowanego wspólnie z ofiarą mieszkania.
W gminie – jak dowiadywała się – nie ma lokali, które można by przydzielić kobietom znajdującym się w takiej sytuacji.
W przeszłości spróbowała już przerwać domową traumę. Dostała skierowanie do placówki w Jaworznie. Wytrzymała tam dwa tygodnie.
- W 10 osób mieszkaliśmy w jednej sali. Dzieci nie miały warunków do nauki, pojawił się problem z dojazdem do szkoły. Wróciłam do domu – wspomina.
Wie, że rozwód nie rozwiąże jej problemów, jeśli nadal będzie musiała żyć z mężem pod jednym dachem.
Rozpacz i bezsilność – te uczucia nie opuszczają Danuty od lat. Czy kiedykolwiek to się zmieni?

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 8 (671)
  • Data wydania: 23.02.05

Kup e-gazetę!