Nie masz konta? Zarejestruj się

Czerwona okupacja

26.01.2005 00:00
O II wojnie światowej i wyzwoleniu Trzebini opowiada Jan Gawron
60 lat temu trzebinianie mieli mieszane uczucia. Hitlerowców przepędzono, jednak szeptano o nadciągających czasach sowieckiego reżimu.
Zanim nastała radziecka wolność, z którą zmagano się przez pół wieku, pięć lat wojennych odcisnęło piętno na psychice mieszkańców miasta. Od września 1939 r. żołnierze Wehrmachtu i SS (Einsatzgruppe) stosowali terror.

12 egzekucji
- Wyciągnęli kogoś ze sklepu i niby, że za kradzież, rozstrzelali. Starego Mandelbauma, zwanego Rudym Berkiem, bo nosił ryżą brodę, zabili w domu. Siedział na kanapie... – wspomina Jan Gawron, 79-letni mieszkaniec Trzebini.
– W miejscu dzisiejszego banku BPH w Trzebini stała budka, w której żydówka sprzedawała masło i mleko. Powyżej, na pagórku, był jarmark. Tam, w pobliżu starej bożnicy, zapędzano złapanych. Pamiętam, jak zamordowano kilkudziesięciu Żydów na boisku „Strzelca”, niedaleko rafinerii. Inne osoby zostały rozstrzelane w okolicach dworca PKP. Ludzie grzebali ciała pod kolejowym nasypem, bo Niemcy zostawili trupy na ziemi.
Historycy ustalili 12 egzekucji, wykonanych na terenie Trzebini w okresie od września 1939 do lutego 1944 r. Zabito ok. 170 osób. Według szacunków, w czasie wojny i okupacji zginęło 28,5 tys. mieszkańców ówczesnego powiatu chrzanowskiego.

Ruch oporu
Jan Gawron pracował w zakładach Górka, gdzie był zastępcą głównego mechanika ds. remontów. Do dzisiaj przechowuje hitlerowskie „papiery”.
- Kiedyś nie mogłem patrzeć na swastyki, dzisiaj przyzwyczaiłem się.
Pierwszym dowodem tożsamości, jaki otrzymał, była „palcówka” (w miejscu fotografii znajdował się daktyloskopijny odcisk palca). Dokument stanowił pokłosie policyjnego spisu ludności.
Rejestracja, zarządzona przez Himmlera w listopadzie 1939 r., miała pokazać aktualne stosunki narodowościowe na „odzyskanych” ziemiach (Trzebinia została wcielona do Rzeszy). Chodziło o oddzielenie ludności nadającej się do zniemczenia od grupy podlegającej usunięciu.
Wyniki spisu zaskoczyły okupanta, który liczył na niezbyt wysoki procent zagorzałych Polaków. Również nie powiodła się akcja podpisywania Niemieckiej Listy Narodowej (Die Deutsche Volksliste – DVL). Efektem było odrzucenie wcześniejszych planów germanizacyjnych i nasilenie działań eksterminacyjnych.
- W miarę zwiększających się represji ze strony okupanta, organizował się ruch oporu – zauważa Jan Gawron, współpracujący z Armią Krajową i Gwardią Ludową, w 1944 r. przekształconą w Armię Ludową.
– Byłem również zatrudniony u szewca Antoniego Greggio, a buty były potrzebne walczącym. Greggio pochodził z Padwy. Przywędrował do Polski podczas I wojny światowej. Mieszkał w Oświęcimiu, potem ożenił się w Młoszowej. Oczywiście, Greggio nie wiedział o moich kontaktach z partyzantami.
Trzebinia stanowiła specyficzny obszar konspiracji, bowiem znalazła się w III Rzeszy, ale blisko granicy z Generalnym Gubernatorstwem i była zdominowana przez Polaków. Mieściła placówkę Związku Walki Zbrojnej – Armii Krajowej, wchodzącą w skład sosnowieckiego inspektoratu. Nadrzędny cel ZWZ-AK to przygotowanie powszechnego powstania.
Zajmowano się również przerzutami ludzi do Guberni.
- Ponadto przechwytywaliśmy osoby z transportu, np. polskich uciekinierów z Niemiec. Najczęściej szli do partyzantki, jednak wcześniej przechodzili przez kilka rąk. W AK mieliśmy psychologa, który sprawdzał, czy taki człowiek nie jest podstawiony. Potem, przez kilka akcji, był szczególnie pilnowany – zdradza Jan Gawron.

Karabin na sznurku
W 1944 r. mieszkańcy Trzebini zauważali oznaki nadciągającego frontu. Początkiem sierpnia alianci zbombardowali rafinerię.
- Wówczas siedziałem w kupce zboża, nieopodal domu. Nalot trwał około godziny. Ziemia drżała, niebo zasłaniały kłęby czarnego dymu. Pocisk uderzył w schron, masakrując wielu Polaków i Niemców – opowiada pan Jan.
Przy rafinerii mieścił się podobóz oświęcimskiego obozu koncentracyjnego (Arbeitslager Trzebinia), założony w sierpniu 1944 r. Więźniów wykorzystywano przy rozbudowie zakładu. Wcześniej baraki zamieszkiwali belgijscy pracownicy i jeńcy angielscy. W trzebińskim podobozie, zlikwidowanym 17-18 stycznia 1945, zginęło ok. 200 osób.
Trzebinia została wyzwolona 23 stycznia w ramach zaczepnej operacji wiślańsko-odrzańskiej, prowadzonej przez wojska I Frontu Ukraińskiego, dowodzone przez marszałka Iwana Koniewa.
- Ludzie nie cieszyli się, słysząc o radzieckiej armii. Przyjmowali wyzwolenie na zasadzie: „zobaczymy, co będzie”. Mówiło się, że nadchodzi wolność, jednak nikt nie czekał na komunę – twierdzi 79-letni Jan Gawron.
Najcięższe walki toczyły się m.in. w okolicach Bolęcina i Płazy.
- Zarówno Niemcy, jak i Rosjanie opili się w Tenczynku. W Bolęcinie, po jednej stronie torów leżała góra ludzkich trupów, a po drugiej góra padłych koni. Ludzie brali mięso zwierząt, bo nie było co jeść. Sam wziąłem końską nogę – wyznaje.
– Po wyzwoleniu, na drugi dzień, spotkałem Ruskiego: był zmizerowany, karabin miał na sznurku. Wypiliśmy pół litra bimbru. Mówił, że idzie na Berlin, ale odwiedzi mnie, jak będzie wracał. Pewnie zginął, bo nigdy nie przyszedł.


W artykule wykorzystałem informacje zawarte w rozprawie Jacka Chrobaczyńskiego „Wrzesień 1939. Klęska, początek okupacji” („Trzebinia. Zarys Dziejów Miasta i Regionu”).

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 4 (667)
  • Data wydania: 26.01.05

Kup e-gazetę!