Nie masz konta? Zarejestruj się

Gość nie do podrobienia

13.10.2004 00:00
Kazał mówić do siebie „obywatelu profesorze”, nie
pozwalał pukać do drzwi, za starą parasolkę lub zepsute żelazko dawał piątkę i przez przypadek znalazł się na fotografii opublikowanej przez tygodnik „Wprost”.
Kazał mówić do siebie „obywatelu profesorze”, nie
pozwalał pukać do drzwi, za starą parasolkę lub zepsute żelazko dawał piątkę i przez przypadek znalazł się na fotografii opublikowanej przez tygodnik „Wprost”. Marian Wojnar w I LO uczył plastyki i prac technicznych.
Marian Wojnar od pięciu lat jest na emeryturze. Spotykamy się w siedzibie Związku Nauczycielstwa Polskiego w Chrzanowie. Opalony, szczupły, z iskierkami w ciemnych oczach, szarmancki wobec kobiet. Dziwna sytuacja: mój dawny nauczyciel zwraca się do mnie „proszę pani”, stawia kawę i ciastko... Wojnar to potworna gaduła. Mówi bez przerwy przez blisko trzy godziny. Z rozrzewnieniem wspomina kolegów ze starego liceum. Niektórzy już nie żyją.
- To stara gwardia, jeszcze przedwojenna. Mogliśmy na sobie polegać, chętnie zostawaliśmy po lekcjach, pomagaliśmy uczniom. Chciało nam się – opowiada.
W liceum spędził ponad trzydzieści lat. To kawał czasu, wychował dwa pokolenia uczniów. Te pokolenia to jednak zupełnie inni ludzie, wychowani w dwóch różnych światach. Ja już nie nosiłam fartuszka z tarczą...
- Zawsze, bez względu na wszystko, lubiłem swoich uczniów. Pamiętam tylko dwie klasy, z którymi kompletnie nie mogłem się dogadać. Teraz, po latach, wydaje mi się, że to była moja wina – wspomina.
Czy nie czuł się rozczarowany, gdy w czasie lekcji o malarstwie z całej, trzydziestoosobowej klasy słuchało go najwyżej trzech, czterech uczniów?
- To i tak dużo. Moje przedmioty nigdy nie były maturalnymi. Starałem się bardziej wychowywać niż uczyć – przekonuje.
Coś w tym jest. Cała moja klasa miała na świadectwie piątki u Wojnara, a na kartkówce z pracy techniki odpowiadaliśmy na pytanie „co to jest: małe, czarne i siedzi w szafie”. I wszyscy zapamiętaliśmy zdanie, że ktoś, kto całe życie je hamburgery, nigdy nie rozpozna smaku prawdziwej kuchni... Wojnar mówił nam w ten sposób o tym, jak bardzo kultura z najwyższej półki jest niedoceniana.
- Dyrekcja nigdy nie miała do mnie pretensji o sposób oceniania uczniów. Dla każdej klasy dodatkowo obliczałem współczynnik litości. Lubiłem i ceniłem zgrane klasy. Zawsze powtarzałem: „ludzie, do kupy, bo kupy nikt nie ruszy!” Zdarzało się, że dziewczyny dostawały piątki wyłącznie za długie warkocze. U mnie oceny były dla zachęty. Nie wszystko można zmierzyć stopniami – tłumaczy nauczyciel.
Po latach zatarły się wspomnienia, twarze i nazwiska. Zresztą, dla Wojnara i tak wszystkie dziewczyny były Kunegundami.
- Nie słyszałem, aby któraś poczuła się urażona – stwierdza Wojnar.
Pracownia, w której urzędował Marian Wojnar, tzw. pawilon, przeszła już do legendy. Czego tam nie było! Najróżniejsze maszyny, stare, popsute zegary, podejrzanie wyglądające sprzęty domowe, przedpotopowe radia. Skarby, które znosili przez lata uczniowie. Niektórzy wyłącznie po to, by dostać lepszy stopień. Inni ze szczerej sympatii do profesora.
- Nieraz zdarzało się, że uczyłem dzieci moich dawnych uczniów. Podchodzi do mnie taki chłopak i mówi, że chce zobaczyć adapter, który kiedyś przyniósł do pawilonu jego ojciec. Czy to nie wspaniałe? – uśmiecha się.
Pawilon dwukrotnie został okradziony. Zginęła m.in. unikatowa zbroja rycerska.
- Wiem, kto to zrobił. Zbroja znajduje się w Chrzanowie – mówi nieco zgaszony nauczyciel.
Żal mu, chciał przecież stworzyć muzeum techniki.
Wojnar co chwila przypomina sobie jakąś anegdotkę. Śmieje się z wycieczki do Wenecji zorganizowanej przez profesor Marię Radym. Z młodzieżowego plecaka wyciąga numer tygodnika „Wprost” z 1999 r. Na jednej ze stron zdjęcie zalanego deszczem placu św. Marka. Na krzesłach, w wodzie, siedzi kilka osób: nastolatki i dwóch mężczyzn. Jednym z nich jest Marian Wojnar. Drugi to Robert Daszyk. Nauczyciele z I LO, emerytowany i obecny.
- Pamiętam, jak fotoreporter robił nam to zdjęcie. Wygłupialiśmy się i pozowaliśmy do zdjęć, które wykonywała jedna z uczennic. Kto z nas spodziewałby się jednak, że znajdzie się w ogólnopolskiej gazecie? – pyta ze śmiechem.
Dlaczego kazał zwracać się do siebie per „obywatel”, a nie, tak jak wszyscy, „pan”?
- Ja nie mam natury niewolnika i nie chciałem, by moi uczniowie ją mieli. Obywatel to ktoś równy mnie. A pan? Pana ma tylko niewolnik!
Cały Wojnar...

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 41 (653)
  • Data wydania: 13.10.04

Kup e-gazetę!