Nie masz konta? Zarejestruj się

Dziewiątka

13.10.2004 00:00
Nauczyciele Specjalnego Ośrodka Szkolno–
Wychowawczego nr 9 w Chrzanowie mają jedno wspólne marzenie: żeby wreszcie przestano straszyć tą szkołą.
Nauczyciele Specjalnego Ośrodka Szkolno–
Wychowawczego nr 9 w Chrzanowie mają jedno wspólne marzenie: żeby wreszcie przestano straszyć tą szkołą.
- Jak będziesz się źle uczyć, pójdziesz do „dziewiątki” – to zdanie wciąż często słychać z ust nauczycieli „normalnych” szkół.
- Downy, czuby, kosmici – tak o kolegach z „dziewiątki” mówią „zwyczajni” uczniowie.
Do tego jeszcze ta pani, która kilka lat temu po pedagogice specjalnej rozpoczęła pracę w ośrodku. Pierwszego dnia lekcji wyszła z uczniami na boisko. Kiedy wszyscy zaczęli hałasować, a jeden wspiął się na 8-metrowy płot, uciekła. Następnego dnia do dyrektora przyszedł jej ojciec z prośbą o rozwiązanie umowy.
- Dawniej było jeszcze gorzej. Kiedy zaczynałam pracę w 1974 roku, wyjście z grupą dzieci na ulicę to było coś. Wszyscy przechodnie, którzy nas mijali, spoglądali za siebie. Część naszych uczniów z zapadłych miejsc, była chowana przed światem w jakichś komórkach. Po co taki człowiek żyje? To było takie podejście – opowiada Alicja Chrząszcz, jedna z najbardziej doświadczonych nauczycielek ośrodka.

Czekanie na remont

To jedyna taka szkoła w powiecie. Trzy budynki: szkoła podstawowa i gimnazjum przy Focha 3 oraz dwa budynki na Paderewskiego - szkoła zawodowa i internat. Wszędzie uczą się dzieci z niepełnosprawnością intelektualną.
Jej historia to ciągła walka o zapewnienie godziwych warunków nauczania. Już kiedy w 1969 r. ośmioklasowa szkoła specjalna otrzymała budynek przy Paderewskiego 1, na wyposażeniu było tylko trzydzieści używanych ławek. Brakowało także specjalistycznych podręczników i nauczycieli z doświadczeniem w pracy z niepełnosprawnymi umysłowo.
- W pierwszym roku mojego nauczania w klasie było 18 dzieci. Każde w innym wieku i z innym stopniem upośledzenia. Praca ze wszystkimi odbywała się bardziej na zasadzie wyczucia i intuicji – mówi Alicja Chrząszcz.
Wiele do życzenia pozostawiał też stan samych budynków. Ten przy Paderewskiego już od 1961 roku wymagał generalnego remontu, który przeprowadzony został dopiero w latach 1984-88. Wraz z rozpoczęciem roku szkolnego 1974/75 szkoła otrzymała budynek przy Focha. Szybko zaczął przeciekać w nim dach, drewniane stropy zaczęły się wyginać. Jego remont wykonano ostatecznie w latach 1993-98. W międzyczasie wciąż otwierano nowe kierunki kształcenia i dopracowywano metody nauczania.
Obecnie w ośrodku uczy się prawie 330 uczniów, z czego 100 to uczniowie zawodówek. Warunkiem przyjęcia do szkoły jest orzeczenie o niepełnosprawności umysłowej z poradni specjalistycznej. Zespół nauczycielski liczy prawie 60 osób. Liczebność klasy to maksimum 16 uczniów, przy czym ta liczba zmniejsza się w zależności od stopnia upośledzenia. W tej dziedzinie wyróżnia się kategorie: pogranicze normy i rozwoju, lekkie, umiarkowane, znaczne i głębokie. Przy czym zdarza się, że to ostatnie powiązane jest z upośledzeniem fizycznym. Wówczas nauka może odbywać się tylko indywidualnie w domu ucznia. Każdemu uczniowi oprócz zajęć szkolnych poświęca się 10 godzin tzw. zajęć rewalidacyjnych – szeregu ćwiczeń, korepetycji z przedmiotów, w których uczeń ma problemy. Czasem jest to czytanie, czasem samodzielne załatwienie się w toalecie.

Ładnie pani wygląda

- Żeby tu uczyć, trzeba mieć coś, co trudno nazwać. Mimo trudności, czasem agresji ze strony uczniów, my tu jednak chcemy pracować. Ten zespół nauczycielski nie jest przypadkowy. Ja np. nigdy nie startowałem w konkursie na dyrektora szkoły masowej – mówi dyrektor ośrodka, Jerzy Walczak.
Inni nauczyciele potwierdzają to samo. Na pytanie, dlaczego pragną pracować akurat w szkolnictwie specjalnym, często również pada podobna odpowiedź:
- Nie wiem. Ale innej drogi sobie nie wyobrażam.
- To są osoby bardzo wrażliwe, naturalne, prawdziwe. Nie wiem, czy gdziekolwiek mogłabym spotkać ludzi tak szczerych – mówi o swoich uczniach Agnieszka M., po namyśle uzasadniając wybór pracy. Jest nauczycielem zespołu ośmiu uczniów z upośledzeniem umiarkowanym i znacznym. - Drażni mnie przekonanie o tym, że ta praca wymaga heroizmu i nadludzkich sił. Ktoś kto lubi kwiaty, pracuje w kwiaciarni, ktoś inny lubi szyć, więc jest krawcem, ktoś jeszcze lubi ludzi i nie zraża go inność, więc jest pedagogiem specjalnym.
- Są bardzo dobrymi krytykami, od razu wyczują człowieka – mówi o swoich uczniach Alicja Chrząszcz. – Nieraz potrafią powiedzieć coś, na co innych nie stać: „Ładnie pani dziś wygląda”.

22 razy

Jednakże uczniowie szkół specjalnych to nie same aniołki. Często główną przyczyną ich umieszczenia w ośrodku stał się wpływ środowiska. Rodzinne patologie, zaniedbania, przemoc, alkohol, konflikty z prawem. Z wiekiem stopniowe obniżanie się poziomu inteligencji.
- Dla mnie największym dramatem jest to, że 40 procent uczniów mojej klasy wcale by się tu nie znalazło, gdyby w odpowiednim momencie poświęcono im nieco więcej czasu i uwagi – twierdzi Małgorzata Głowacka, która cytuje Fromma: „Miłość zaczyna się rozwijać dopiero wówczas, gdy kochamy tych, którzy nie mogą się nam na nic przydać”. I zapewnia: – Kiedy w końcu wygram kumulację w totolotka, kupuję piękny dom gdzieś w górach i biorę tych najbardziej pokrętnych, tych ze złamanymi życiorysami.
- Praca tutaj jest cięższa niż w zwykłej szkole. Trzeba posiadać umiejętność zrozumienia, dostosowania się z poziomem nauczania do poziomu ucznia – uważa dyrektor Walczak.
- Oprócz wiedzy metodycznej liczą się wiadomości z wielu dziedzin m.in. psychologii, medycyny, bo przecież niektórzy nasi uczniowie są chorzy psychiczne. Tu trzeba być przygotowanym na wszystko – uważa Małgorzata Głowacka.
- Ja nie mogę podczas lekcji czy nawet na przerwie, wyjść na chwilę do ubikacji, bo spadający zeszyt jedną dziewczynkę doprowadzi do furii, a inny chłopak w tym czasie wyskoczy przez okno – dodaje Dorota Sikora, nauczyciel i wychowawca.
- Dużo cierpliwości, miłości i przede wszystkim chęci. Trzeba chcieć z nimi być – przekonuje Alicja Chrząszcz.
- Ostatnio zastanawiałam się, ilu uczniom ze swojej klasy muszę kupić- kredki , bo ich po prostu na to nie stać. – mówi Agata Duda, która w ubiegłym roku szkolnym 22 razy zgłaszała się do domu po ucznia nieuczęszczającego na lekcje. Od nowego roku szkolnego chłopiec ma już 100 - procentową frekwencję.

Dając siebie

- To nie jest praca, która kończy się równo z dzwonkiem, bo przy wyjściu ze szkoły okaże się, że uczeń uciekł z internatu i trzeba go pół dnia szukać. Nawet w domu, kiedy się położę, zaczynam myśleć co by tu jeszcze z nimi zrobić, jak można im pomóc. Wieczorami, kiedy jest najtańsza taryfa, wydzwaniam do koleżanek i oczywiście główny temat, na jaki rozmawiamy to uczniowie. Tu trzeba naprawdę dać całego siebie, żeby uzyskać jakiś efekt. Ale kiedy już takiego człowieka się otworzy, okazuje się fantastyczny – przekonuje Małgorzata Głowacka.
Jej słowa znajdują potwierdzenie w rzeczywistości. Szkoła od dobrych paru lat odnosi spektakularne sukcesy w zawodach literackich, sportowych, plastycznych. Nie tylko na poziomie specjalnym. Szkolny zespół Światełko nagrał i wydał płytę „Niby nic”. Jedna z uczennic, Magda Świątek, niedawno nagrodzona została dyplomem uznania przez Egipskie Ministerstwo Kultury za pracę w konkursie: „Egipt w oczach dzieci świata”. Szkoła szczyci się również tytułem „Szkoły z klasą” wywalczonym w akcji „Gazety Wyborczej” i TVN. To prestiżowe miano szkoły XXI. wieku rzadko nie uzyskało dotąd wiele placówek „zwykłych”.
Na ogólnych egzaminach zewnętrznych z praktycznej nauki zawodu uczniowie tutejszej szkoły zawodowej zyskiwali 97, 98 punktów na 100 możliwych. Ich umiejętności należą więc do najwyższych w skali całego kraju. Przekłada się to na życie. Są doceniani na praktykach, a w niektórych zawodach jak kierowca – mechanik ponad 50 proc. z nich znajduje stałe zatrudnienie.
Wyniki uczniów nie wpływają jednakże pozytywnie na pozycję zawodową nauczycieli. Rada powiatu uchwaliła, że od września uszczuplono im drastycznie dodatki za uciążliwe warunki pracy. Dodatek zmniejszył się o 50 procent. Nauczyciele stracili nawet do 300 zł.
- Chodzi o zwykłą oznakę szacunku dla naszej pracy, której zabrakło – mówi Małgorzata Głowacka.
- Nagrodami w konkursie podczas zajęć rewalidacyjnych były do wyboru ołówki i gumki lub kanapki. Dwie na trzy osoby wybrały kanapki – na inny problem wśród uczniów zwraca Agnieszka Szczurek, nauczyciel muzyki i wychowawca.
Dzieciom biednym powinny pomagać w tym wypadku instytucje charytatywne. We wrześniu PCK rzeczywiście przysłało pomoc w ramach akcji „Wyprawka dla Żaka”. Jeden komplet pomocy średnio na jedną klasę.

Przepychanki

Do tego dochodzą również utrudnienia formalne, szeregi przepisów wciąż nieuregulowanych i takich, których ominąć się nie da.
- W ciągu dwóch lat dyrektorowania odrzuciłem ponad 20 wniosków o przyjęcie do szkoły. Albo były to dzieci z licznymi wykroczeniami, przestępstwami na koncie, albo kierowane przez sąd. Albo takie, które nie miały zapewnionego stałego miejsca pobytu. Takie przepychanki trwają miesiącami, a najbardziej poszkodowane jest dziecko, które musi przebywać w domu z patologiczną rodziną z którą być nie powinno – mówi dyrektor SOSW.
- W internacie jest tylko jedna pielęgniarka na dyżurze na jedną zmianę. U jednego z uczniów podczas lekcji zaczyna się atak padaczki: bicie głową w mur, wywracanie gałek ocznych, agresja. Trzymamy go w sześć osób, uczeń się zanieczyszcza. Pielęgniarka ma dyżur akurat na inną zmianę. Dzwonimy do szpitala w Chrzanowie, nie chcą przyjąć zgłoszenia. W końcu przyjeżdża karetka, podane zostają leki, uczeń się uspokaja. Karetka nie chce go wziąć do szpitala. Odesłani jesteśmy do Krakowa. W drodze do Krakowa uczeń dostaje kolejnego ataku – następny przykład przepychanek opisuje Małgorzata Głowacka.

Kiedy wszyscy płaczą

Być może wszelkie problemy rozwiązałyby modne ostatnio szkoły integracyjne?
- Stanowczo popieram integrację dzieci upośledzonych fizycznie, ale w żadnym wypadku umysłowo. Jeśli w 30 dzieci będzie dwójka upośledzonych, to jak wyobrazić sobie lekcję polskiego na temat np. orzeczenia? Któraś z tych grup musi zostać pokrzywdzona, w praktyce ta mniej liczna – uważa Małgorzata Głowacka.
Potwierdza to Dorota Sikora, która poprawiając egzaminy kończące naukę w gimnazjum miała możliwość porównania prac uczniów upośledzonych ze szkół integracyjnych i szkoły specjalnej.
- Niebo a ziemia. Oczywiście na korzyść szkolnictwa specjalnego. Często dzieci już podczas roku szkolnego przenoszone są do nas i dopiero tu widać jak odżywają.
- Na wycieczce w kopalni soli w Wieliczce aż dech im zapierało ze zdumienia. Większość z nich już nigdy tam nie będzie. Dzieci z rodzin patologicznych dopiero w szkole uczą się jak nakrywać do stołów, jak spędzać święta. Że trzeba chodzić do spowiedzi, bo wtedy jest lżej. Że można wystąpić w akademii, zaśpiewać coś, powiedzieć wierszyk. Często rodzice, którzy przychodzą na przedstawienia dziwią się: „To moje dziecko tak potrafi?”– relacjonuje nauczycielka.
- Są dwa takie dni: Dzień Matki i szopka wigilijna, kiedy wszyscy w szkole płaczą – zdradza Agnieszka Szczurek.
Jednak największą satysfakcję dają te przypadki, kiedy szkole uda się w pełni zrealizować swoją misję: uczeń wychodzi i rozpoczyna życie na własną rękę.
- Na pielgrzymce w Częstochowie patrzę, jakiś znajomy chłopak, idzie z grupą młodzieży, mocno zaangażowany – opowiada Małgorzata Głowacka. - Kurczę! Przecież on jest od nas! Zaczepiłam go. On do mnie:
- Ale nie powie pani z jakiej szkoły jestem?
- Nie ma sprawy – odpowiedziałam.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 41 (653)
  • Data wydania: 13.10.04

Kup e-gazetę!